Rozdział 14 -Jak Zwał, tak zwał

5 3 0
                                    

Aneta

Nie umiem pływać w piasku, a chodzące dookoła ptaszniki najwyraźniej też nie są zachwycone grząskim podłożem. Puchate pająki błyskawicznie śmignęły we wszystkich kierunkach. Grubymi łapkami usiłowały wspinać się po śliskich ścianach, by zaraz miękko spadać na powiększające się hałdy gorącego piasku. Na szczęście jest ich tylko pięć i żadne nie jest zainteresowane bliższym kontaktem ze mną. Nagle pojawiła się gęsta mgła, która znacznie ograniczyła mi widzenie czegokolwiek. -Jak się czujesz? -zapytał profesor Zalewski, chyba po raz dziesiąty tego dnia.
-Jak u siebie w domu. - odburknęłam, nie siląc się na ambitniejszą odpowiedź.
-To dobrze, bo ktoś będzie musiał ratować pająki. - wymamrotał profesor. Poziom piasku zaczął gwałtownie spadać. Jeden z pająków próbował uciec i uczepił się mojej nogawki. Kiedy tylko zorientowałam się, że mnie dotyka tymi swoimi włochatymi odnóżami, zaczęłam przeraźliwie wrzeszczeć. Zrobiło mi się niedobrze. Mały atak histerii trwał jeszcze dwie minuty po tym, jak ostatnie ziarenka piasku wraz z pająkami zniknęły pod posadzką. Potem zwymiotowałam w kącie, a profesor Zalewski wyjątkowo darował sobie pytanie o moje samopoczucie. -Lubisz windę? - zapytał, badawczo mi się przyglądając. Wydaje się, że uwagę profesora całkowicie pochłaniają zapiski w jego notesie. Od kiedy tu jestem, zapisał z dziesięć kartek swojego notatnika i z rzadka podnosił głowę, żeby spojrzeć na to co dzieje się po mojej stronie akwarium. Na jego empatię nie mam co liczyć, ani tym bardziej, że dobrowolnie przerwie swoje eksperymenty. Tymczasem pomieszczenie zaczęło szybko spadać w dół, aż przylgnęłam    do ściany w obawie przed gwałtownym hamowaniem. Nie tylko widziałam, ale czułam całą sobą, że winda, w jaką zmieniła się eksperymentalna sala, przemieszcza się z zawrotną prędkością. Mignął mi biały pokój, w którym siedziałyśmy z Yasemine na samym początku pobytu w Grotach Zatracenia, tylko tym razem nie był pusty. Zdążyłam zobaczyć tam dwóch mężczyzn. Majstrowali przy stole, na którym również stały kubki herbaty. Skoro mogłam ich zobaczyć, to znaczy, że ściany w tamtym pomieszczeniu w istocie „mają oczy". Niżej rzeczywiście jest korytarz kwiatowy, do którego niedawno schodziłam przez klapę w podłodze, razem z Yasemine. A potem zobaczyłam coś naprawdę interesującego.... Tunel, którym płynęły łódki z ludźmi,wyglądającymi jak turyści. Robili zdjęcia, śmiali się, kiedy na ścianach wyświetlano ruchome obrazy zwierząt. Przez chwilę pomieszczenie, w którym spadałam w dół zatrzymało się tak, że miałam widok zarówno na skały pod wodą jak i na zwiedzających. Przeważnie były to rodziny z dziećmi, albo pary emerytów. W pewnym momencie wyświetlono hologramy nietoperzy, które z głośnym piskiem przeleciały ponad głowami zwiedzających, wzbudzając salwy śmiechu. Półtorej metra pod łódkami dostrzegłam ruchome światełka, które okazały się rybkami. Turyści ich nie widzieli, ponieważ byli zbyt zajęci rozglądaniem się po ścianach                 i sklepieniu tunelu. Rybki mają różnobarwne grzbiety, wnioskuję więc, że musi być dzień,bo z turystami nigdy nic nie wiadomo – niektórzy lubią zwiedzać po nocy. -I jak się czujesz? – znużonym głosem, po raz kolejny, zapytał profesor Zalewski. Nie odpowiedziałam. Zafascynowana przyglądałam się ludziom. Oni są tacy zwyczajni, normalni. Ich twarze mają zdrowe kolory. Widać dobrze odżywione ciała, czyste ubrania, bez rozdarć i brudnych plam ziemi. Stanowią ogromny kontrast wobec ludzi więzionych w tych grotach. -Tęsknisz za rodziną? - zapytał profesor Zalewski, a przez głośniczek na suficie przedzierał się szelest przewracanej kartki. Znowu nie odpowiedziałam. Nie mam zamiaru robić za królika doświadczalnego. Ciekawi mnie co ten koleś w białym kitlu zrobił ze swoim kolegą.
-Pochowałeś swojego kolegę? – zapytałam prowokacyjnie, patrząc jak łódki wraz z pasażerami odpływają i znikają za zakrętem tunelu. Profesor odchrząknął, a w jego głosie dało się odczuć zdenerwowanie. - Jak to się ma do badań? - zapytał.
-A jak twoje badania mają się do mnie? - odparowałam. – Zachowałeś chociaż trochę ludzkich odruchów, aby wyłowić go z rzeki, czy go tam zostawiłeś? Odpowiedziała mi cisza. Nie, żeby mnie to bardzo zaskoczyło. Liczyłam jednak na większy kawałek tej historii. Śmiech zwiedzających wciąż jeszcze odbijał się od ścian tunelu, kiedy pomieszczenie zaczęło się unosić do góry. -Nie każdy, kto ma ciało człowieka, jest człowiekiem. – dalej prowokowałam, przyglądając się szarej skale, którą widziałam za szybą. Po tych słowach jakiś element wypełnił pustkę mojej duszy tak, jak wytrych wypełnia dziurkę po straconym kluczu. Nie bolało. Niemal czułam, jak ciemność znowu mnie do siebie przyciąga, aby mnie lepiej poznać. -Ale wiesz co?- zapytałam i odsunęłam się od ściany. - Powinieneś być chociaż po własnej stronie, a na razie karmisz bestię innymi ludźmi. Nie przyszło ci do głowy, że na końcu zażąda ciebie ? 
Za przeźroczem zobaczyłam poczerwieniałą ze złości twarz Zalewskiego i leżący na podłodze złamany długopis. Uśmiechnęłam się z nieskrywaną pogardą, a on schował notes do kieszeni i wyszedł. Prawdę mówiąc nie pamiętam, kiedy ostatnio udało mi się tak skutecznie wyprowadzić kogoś z równowagi. Na chwilę się go pozbyłam – tu muszą być jakieś drzwi. Nagle z kąta pomieszczenia wylazła ośmionoga, zniekształcona kulka, która okazała się ptasznikiem. On też przetrwał. Nie jesteś taki paskudny jak wydawało mi się na początku. Powiedziałabym,że w porównaniu do tej kreatury Zalewskiego to nawet możesz uchodzić za słodziaka. Nadaję ci imię Teoś. No dobrze, Teoś...to którędy do wyjścia?

Żaneta

Kiedy kroki na chwilę oddaliły się, oboje z Leonem wcisnęliśmy się pomiędzy książki stojące na półce nad komputerem. Obserwowaliśmy strażnika, na którego mówiono tutaj Iwo. Był to wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Jego nos był prosty, policzki wklęsłe, a usta wysuszone, jakby nie pił od kilku dni. Najbardziej zwracały uwagę jego oczy – miały białe, prawie przeźroczyste tęczówki. Nie za wiele wiem o ludziach, ale takie oczy zdają się do nich                   nie pasować. Biel oczu z czarnymi paciorkami źrenic nadawała im nieprzyjemny, pusty wyraz twarzy. Strażnik usiadł przed komputerem w kurtce, spod której w miejscu szyi wystawał mu gruby golf – wygląda na to, że jest tu zimno. Dobrze, że nie jestem wrażliwa na temperaturę. Wydaje mi się, że zimno jest dla ludzi nieprzyjemne. Iwo fuknął ze złością po zobaczeniu bałaganu na pulpicie. Nie mieliśmy z Leonem czasu na pozamykanie folderów i nie specjalnie się tym przejmowaliśmy. Ostatecznie nikt nie będzie podejrzewał papierowych figurek o grzebanie w komputerze.

-Hm... Adisa w połowie ścieżki badawczej. - wymamrotał znudzony Iwo i kliknął enter. Nagle usłyszeliśmy ciche pukanie, a potem do pomieszczenia wśliznęła się szczupła, białowłosa kobieta. Znałam ją z widzenia... To Esme.
Strażnik odwrócił się zirytowany i obrzucił ją złym spojrzeniem. -Stan obozu dziesięć plus dwoje na eksperymentach.- powiedziała i wyciągnęła drżącą rękę, w której trzymała kartkę. Iwo machnął ręką i wrócił do pracy, więc położyła kartkę na biurku obok niego. Już miała stąd iść, ale się zawahała i została. -Jeszcze tu jesteś? – dało się słyszeć zaczepność w tonie Iwa.
-Sprzątali biały gabinet. - powiedziała cicho i podeszła bliżej niego - Zdzierali tynk ze ścian i rwali rośliny na kwiatowym korytarzu. Jair za długo jest na eksperymentach...
-Gratulacje Esme. - odpowiedział opryskliwie Iwo i zaczął jej bić brawo. - Jeszcze nie potrzebujesz okularów.
Zaległa cisza, która zdawała się krzyczeć głośniej, niż tłum na manifie. Esme skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała mu przez ramię. -Czy twoja rodzina wie, że to co masz na oczach to nie soczewki? - zapytała mocnym głosem.
-Nie i nie dowie się. - powiedział nie odrywając wzroku od komputera. W atmosferze było napięcie, którego w żaden sposób nie dałoby się rozładować żartem.
-A ty wiesz, że Acme nie jest już jednym z nas ? - zapytała ani trochę nie dbając, że Acme może być przypadkiem w pobliżu. - To nie jest ten sam chłopak, który przewodził naszej grupie. Wycieczka życia...
-Do czego zmierzasz? - przerwał jej Iwo, wreszcie przerywając pracę na komputerze. Na twarz Esme wkradł się grymas bólu. Sprawiała wrażenie rozbitej.
-Ostatnie pytanie. - powiedziała nie swoim głosem- Kiedy to się skończy, pochowasz mnie?
-Ty... żartujesz. Esme to sen, to tylko sen. - powiedział, wyraźnie zaznaczając ostatnie słowa. Po twarzy Esme pociekły łzy, ale nic na to nie powiedziała.
Spojrzałam na Leona, ale on tylko pokręcił głową. W przeciwieństwie do mnie, nie sprawiał wrażenia zaskoczonego tym co tu usłyszał. Wyglądało również na to, że Iwo naprawdę wierzy w to co mówi. Leon widząc, że zaczynam się niepokoić chwycił mnie za łapkę. -Nie Iwo, tak naprawdę to wszystko jest prawdą. - powiedziała Esme. - Któraś z róż wypełniła zadanie i sprowadziła pomoc.
-Śmierć... - już miał zacząć się miotać, ale mu przerwała.
-Jak zwał, tak zwał. Przemyśl to. - po jej wyjściu Iwo długo wpatrywał się w drzwi, niezdolny do konstruktywnego działania. Właściwie nie wiele zrozumiałam z tego co powiedzieli, ale na tyle, by wiedzieć, że się boją i przy okazji, że nie są zbyt normalni. Nagle zadzwonił telefon, który Iwo zdecydował się odebrać dopiero po piątym dzwonku. -Miło, że dzwonisz kochanie. - powiedział i wymusił uśmiech na twarzy pomimo, że teoretycznie nikt nie mógł go tutaj zobaczyć.
-Dziś i jutro mam niestety dwa ważne dyżury... Nie denerwuj się. Oczywiście, że pojutrze będę  na urodzinach Alana. To będzie niespodzianka! Tak... Kiedy się rozłączył, znowu oklapł, a po kwadransie zaczęłam nawet podejrzewać, że przysnął. Wtedy Leon dał mi sygnał i przemknęliśmy do wyjścia. Po drodze zgarnęliśmy dwa długopisy z biurka strażnika, ale tak    po fakcie nie było warto. Wypełniał je bardzo tani, rozwodniony tusz o dziwnym smaku. A może to ja straciłam apetyt?

Jesteś daremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz