Pierwsze dwa dni spędzone w bazie otoczonej przez same drzewa były nadwyraz spokojne. Naprawdę nie wydarzyło się nic, co odbiegałoby od codziennego dnia normalnego człowieka. Dla mnie było to wręcz ekscytujące doznanie; coś nowego.
Cały jeden dzień przeznaczyłam na zwiedzanie nowej bazy i nie przeszkodził mi w tym nawet fakt, że niektóre miejsca były wciąż ofoliowane oraz zagracone narzędziami. Poznałam tu każdy najmniejszy zakątek i byłam z tego powodu dumna.Drugiego dnia poczułam, że naprawdę jestem w miejscu odizolowanym od ludzi. Nawet jeśli dzieliłam to miejsce z żywym człowiekiem.
W trakcie mojej wycieczki nie zwróciłam na to uwagi, lecz w końcu zrozumiałam, że doktor Banner umyślne mnie unikał. Znikał z każdego pomieszczenia, do którego ja akurat wchodziłam. W czasie naszego pobytu mijaliśmy się tylko na korytarzach. Spędzaliśmy ze sobą czas tylko i wyłącznie w trakcie posiłków, które Sofia pomagała mi przygotowywać.
Po skończonym jedzeniu znowu rozchodziliśmy się w swoje strony i zostawałam sama.Oczywiście miałam głosy w głowie oraz agenta Coulsona, który dotrzymywał mi towarzystwa, lecz zaczynałam czuć dziwną pustkę. Brakowało mi kontaktu z żywym człowiekiem - brakowało mi Bruce'a.
Pierwszy raz odkąd pamiętam zaznałam tego dziwnego uczucia samotności i wszechstronna cisza wcale nie pomagała. Okazało się, że Jarvis jeszcze tu nie działał, przez co nie mogłam już rozmawiać z robotycznym głosem w środku nocy.
Czasami udawało mi się włączyć telewizor, który znajdował się w salonie, lecz musiałam siedzieć z dala od niego, gdyż po pewnym czasie wkradały się zakłócenia.To miejsce było zbyt normalne i zbyt ciche.
Aż do kolejnej nocy, która w końcu coś zmieniła.
Tykanie zegara było głośne i wyraźne, gdy wkładałam tace z ciastami do piekarnika. Dźwięk był wręcz przytłaczający, przez co zaczęłam nucić nieznaną mi melodie.
- Liczę na ciebie, Phil. Pilnuj czasu.
- Jak zawsze - zaśmiał się, zaglądając przez szybę piekarnika. Coulson stał się moim partnerem od gotowania i byłam tym uradowana. Zwłaszcza gdy dzielił się swoimi własnymi przepisami czy trikami.
W drodze do swojego pokoju nieświadomie znowu zaczęłam nucić jakąś melodie. Od zawsze pragnęłam usłyszeć dźwięk ciszy, lecz nie w ten sposób. Chciałam, by zniknęły głosy w mojej głowie, a nie dźwięki wokół mnie.
Po szybkim prysznicu, by pozbyć się mąki z miejsc, gdzie nie powinna być, przebrałam się w czyste ubrania.
Sięgnęłam po książkę, którą ukradłam z salonu, i usiadłam wygodnie na łóżku. Zaczęłam czytać i wtuliłam się bardziej w ciepły materiał marynarki.
Zdejmowałam ją tylko i wyłącznie, gdy szłam pod prysznic oraz przy gotowaniu; nie chciałam jej ubrudzić. Miałam świadomość, że moja wojskowa kurtka z Hydry wisi w szafie, lecz nie mogłam zmusić się do jej ubrania. Spróbowałam raz i czułam się nie na miejscu, nie uspokajała mnie tak jak kiedyś - jej magia przestała działać.
Cisze otoczenia przerwały dziwne dźwięki. Nie umiałam ich zidentyfikować.- Coulson? - zapytałam zdziwiona.
Natychmiast pojawił się w moim pokoju, lecz szybko okazało się, że to nie on powodował ten hałas.
- Normalnie w takiej sytuacji radziłbym ci uciekać, lecz jesteś tu jedyną żywą osobą.
Jego nerwowy głos mnie zaskoczył, z reguły był spokojnym i opanowanym człowiekiem. Zniknął za drzwiami, dając mi do zrozumienia bym poszła za nim. Szybko odłożyłam książkę i ruszyłam w jego ślady. Nie zaprowadził mnie zbyt daleko, bo tylko do pokoju obok.
CZYTASZ
Lᴏsᴛ ᴄᴏɴᴛʀᴏʟ // Bʀᴜᴄᴇ Bᴀɴɴᴇʀ
Fanfiction﹣ Mᴀʀᴛᴡɪ ɴɪᴇ ᴍᴀᴊą ɢłᴏsᴜ. ﹣ Zᴀᴊʀᴢʏᴊ ᴅᴏ ᴍᴏᴊᴇᴊ ɢłᴏᴡʏ. Zᴅᴢɪᴡɪłʙʏś sɪᴇ ᴊᴀᴋ ɢłᴏśɴɪ ᴘᴏᴛʀᴀғɪą ʙʏć. Ludzie mają różne problemy. Ją męczyło dzielenie ciała z innymi. Chciała, by przestali przejmować władze nad jej życiem. W końcu było jej, nie ich. A kto inny...