THIRTEEN: family issues

544 49 33
                                    

— Najgorsze jest to, że ja wcale nie chcę tam jechać. — Zdanie zakończyło się ciężkim westchnieniem. — Bądź co bądź, to nadal moi rodzice, a ja czuję się, jakbym musiała odbyć jakąś karę.

Astrid poprawiła się wygodniej na siedzeniu, po czym położyła telefon obok siebie. Pociąg sunął po torach z miarowym terkotem kół, a widok za oknem stanowiło skupisko odcieni zieleni rozciągających się pól. Miała wrażenie, że podróż trwa już dobre parę godzin i tylko elektroniczny zegarek powieszony na drzwiach przedziału był tego zaprzeczeniem. Parę godzin okazało się niecałymi trzydziestoma minutami, a Astrid jedynie przewróciła oczami na to spostrzeżenie.

Nie masz co się o to obwiniać. Nie za często u nich bywałaś, zresztą z tego co mi mówiłaś, relacje są-...

— Chłodne jak góra lodowa, tak — dokończyła za Heatherę, powstrzymując się od prychnięcia. — Po prostu nie chce mi się wysłuchiwać ich złotych życiowych porad. — Ucisnęła nasadę nosa i zamknęła oczy, licząc na to, że po ich otworzeniu znajdzie się z powrotem w swoim mieszkaniu. Nie zadziałało, więc wbiła niewidzący wzrok w okno. — Nawet nie wiem, po co odstawiają tę szopkę co roku.

Chwila ciszy z drugiej strony.

A może będzie miło? Może wcale nie będzie tak źle, jak ci się wydaje? — Heathera chyba próbowała zdobyć się na radosny ton i Astrid naprawdę to doceniała, ale obie znały prawdę. Dosyć... dosadną prawdę tak swoją drogą.

— Sama w to nie wierzysz — stwierdziła blondynka bez najmniejszego zawahania, bo chociaż przyjaciółka tego nie potwierdziła, obie zdawały sobie z tego sprawę. — Jak im powiem o Sączysmarku to spadną z krzeseł, a później mnie wydziedziczą.

Nikt nie każe ci o nim wspominać.

— I mam skłamać?

Nie, ale nie musisz sama zaczynać tematu. Jeśli wciąż wierzą, że z nim jesteś, a nic więcej nie wiedzą, może odpuszczą sobie przesłuchanie. Zresztą i tak od dwóch lat mówiłaś w kółko to samo.

Z drugiej strony słuchawki dało się słyszeć zniekształconą muzykę, więc czarnowłosa pewnie odbywała weekendową zmianę w pracy. Hofferson uśmiechnęła się, wyobrażając sobie przyjaciółkę popijającą swoją latte znad kontuaru z telefonem przy uchu. Astrid niczego tak nie żałowała, jak tego, że nie jest w stanie być tam razem z nią.

— Po prostu nie wywołuj wilka z lasu. Jeśli będą chcieli, tak czy siak zapytają, ale możesz liczyć, że tego nie zrobią. To bezpieczna opcja dla obu stron.

— Ale jeśli już zapytają, nie mogę skłamać — mruknęła, opierając głowę na dłoni. Krajobraz za oknem nadal się nie zmieniał, ale pasowało jej to. Przynajmniej jedna rzecz była stała. — Gdyby kłamstwo się wydało, już w ogóle nie chcieliby mnie widzieć na oczy.

Czekaj... chcesz im powiedzieć o Czkawce?

Gdyby tylko mogła, blondynka posłałaby jej tak kpiące spojrzenie, na jakie byłoby ją wówczas stać. Ale nie, bo tkwiła w pociągu, który brnął wprost do celu i nie zamierzał się zatrzymywać. A szkoda. Kto wie, czy nie zmieniłaby planów podczas przesiadki i na przykład poszła prosto w te pola.

— Jeszcze nie oszalałam, wiesz? — parsknęła. — Najpierw wyjadę z zerwaniem z Sączysmarkiem, a potem dodam, że umawiam się z facetem, z którym zaczęłam od łóżka. Od razu mnie zabij, będzie mniej bolało.

Heathera prawdopodobnie nie zakodowała ostatniego zdania.

Czyli to już na poważnie?

ᴅʀᴜɴᴋ. ʰⁱᶜᶜˢᵗʳⁱᵈ ᵃᵘOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz