Heathera czuła się jak u siebie w zasadzie w każdym miejscu, więc dom przyjaciółki traktowała jak swój drugi właściwie od momentu, kiedy przyszła tam pierwszy raz. Tak więc fakt, że tak po prostu weszła sobie do mieszkania Astrid, rzuciła buty gdzieś na wycieraczkę, a potem bezczelnie przeszła do kuchni, od razu kierując się w stronę lodówki nie zdziwił blondynki, która właśnie zbierała się do pracy.
— Czemu nie zmienisz pracy? — zapytała znikąd podczas nalewania sobie szklanki soku. Astrid wzruszyła ramionami i wrzuciła portfel do torebki na krześle, ledwie zauważając jej obecność. — Przecież się tam wykończysz. Plus, codzienne natykanie się na swojego byłego jest niezdrowe — dodała, próbując wyciągnąć Hofferson z porannego chaosu. Co się swoją drogą udało, bo ta stanęła w miejscu i oparła dłonie na stole, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
— A co ja mam niby robić, Heather? Kończyłam te studia, żeby mieć dobrą pracę. I mam. Warunki nigdy nie będą idealne.
— To nie są warunki, tylko dobrowolne pogrążanie się — mruknęła czarnowłosa. Oparła dłoń na biodrze, spoglądając na przyjaciółkę z miną matki prawiącej kazania swojemu dziecku. — Parę razy w tygodniu pracujesz po dziesięć, dwanaście godzin, masz upierdliwego szefa i Smarka na karku, a to wszystko po to, żeby mieć trochę więcej na koncie?
Astrid westchnęła.
— Przyzwyczaiłam się. Idziemy?
Heathera przewróciła oczyma, ale posłusznie podążyła za nią do przedpokoju, po drodze wyjmując klucze do auta z kieszeni jeansów. Miały niezły czas, ale jeżeli Astrid nie chciała tłumaczyć się szefowi ze swojego spóźnienia, musiały do warsztatu dotrzeć najpóźniej za jakieś dwadzieścia minut.
Heathera jechała przed samochodem Astrid, który najwidoczniej potrzebował przeglądu, a planowo miała ją potem odwieźć do pracy. Nie ma to jak zacząć tydzień od dnia pełnego nieprzyjemności, na prawdopodobnie zepsutych hamulcach kończąc. Sprawdziła jeszcze raz adres na telefonie.
Czasem naprawdę miała ochotę potrząsnąć przyjaciółką. Powiedzieć jej, żeby w końcu zaczęła robić, mówić i czuć to, co chce, a nie to, co powinna i przestać się zastanawiać nad opinią innych. Astrid z zewnątrz zdawała się być konkretną, zorganizowaną kobietą sukcesu, jednak Heathera jako jedna z nielicznych wiedziała, jak często blondynka zastanawia się nad tym, jak mogłoby wyglądać jej życie, gdyby nie kilka złych decyzji. Decyzji podjętych pod presją rodziców, nie mających nic wspólnego z rzeczywistymi pragnieniami.
Żeby odciągnąć swoją uwagę włączyła radio, zaczynając nucić pod nosem znaną melodię i skupiła się na drodze. Co jakiś czas patrzyła w lusterko, sprawdzając, czy Astrid nadal się jej trzyma. Trzymała.
Jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają, a jej przyjaźń z Astrid to zdanie określało wręcz idealnie. Fakt, może obie lubiły porządny wysiłek i nie znosiły lodów pistacjowych, ale ich podejście do życia różniło się... Cóż, w zasadzie wszystkim. Astrid uwielbiała mieć wszystko zaplanowane co do joty, podczas gdy Heather potrafiła w środku nocy stwierdzić, że idzie popływać w jeziorze. Lub w przeciągu kilku minut zdecydować się na zakup domowego jeża. Swoją drogą, ta ostatnia decyzja nie należała do najgorszych, Szpicruta miała się doskonale.
Kilka chwil temu zjechała z głównej, miastowej drogi, skręcając w jedną z pobocznych. Przyjemnie było zmienić krajobraz centrum, na zwyczajne domy wielorodzinne. Sięgnęła dłonią do przycisku i obsunęła szybę. Zaczynał robić się Typowo lipcowy upał, ale klimatyzacja w niczym nie przypominała powiewu świeżego powietrza.
Zaczęła zazdrościć Śledzikowi, że ma takie warunki na co dzień. O tyle o ile naprawdę lubiła swoją pracę, tak wizja wolnych od śmierdzących spalin obrzeży miasta wydawała się kusząca. Właściwie nadal do końca nie wiedziała, jakim cudem ktoś fascynujący się biologią za czasów szkoły skończył w warsztacie samochodowym, ale jak sama mówiła: style się zmieniają, a ona i tak nie znała Ingermana jakoś specjalnie dobrze, żeby zagłębiać się w tę historię.
Wystarczało, że zgodził się pomóc w trybie jak-najszybciej-bo-bez-samochodu-jak-bez-ręki.
Koła samochodu zachrzęściły na żwirowym podłożu przed warsztatem zgodnie z przewidywanym czasem. Heathera wyjęła kluczyki ze stacyjki, odpięła pas i wyszła, zamykając drzwi mocnym pchnięciem, by zaraz podejść do Astrid, która właśnie poprawiała białą koszulę włożoną w ołówkową spódnicę. Stojąc obok siebie wyglądały dosyć komicznie, bo cóż, strój do ćwiczeń nijak się miał do biurowego uniformu, ale na tamten moment liczył się czas.
— Chodź, pójdziemy poszukać Śledzika. Pisałam do niego, ale pewnie ma telefon gdzieś na drugim końcu świata — mruknęła czarnowłosa, odrywając wzrok od ekranu z owym sms’em i pociągnęła Astrid w kierunku wiaty.
W środku już stał jakiś samochód, czarny chevrolet, z ewidentnie rozgrzebanym silnikiem. Heathera zniknęła we wnętrzu warsztatu co jakiś czas wołając starego znajomego, podczas gdy Astrid opierała się bokiem o ścianę, nerwowo nadzorując godzinę. Żeby odwrócić swoją uwagę, rozejrzała się trochę. Wiele opisywać nie trzeba, dużo narzędzi, mnóstwo pyłu, kilka par rękawic, jakiś nieco rozklekotany taboret i zapach benzyny.
Norma. Aczkolwiek miała nadzieję, nie zawitać tu na długo, zważywszy na to, ile roboty miała dzisiaj w pracy, włączając w to jakieś super ważne spotkanie, na które cieszyła się niczym ślimak na suszę. Pewnie zdążyłaby jeszcze trochę ponarzekać – wewnętrznie, ale zawsze – jednak przyjaciółka pojawiła się na horyzoncie, a wkrótce oparła się o ścianę tak jak Astrid.
— I? — zapytała. W jej głosie można było usłyszeć błaganie o jakiekolwiek dobre wieści, ale Heathera uspokajająco skinęła głową.
— Zaraz ktoś podejdzie, Śledzik ma jakiś telefon od upierdliwego klienta.
Odmruknęła coś w odpowiedzi, kilka razy otwierała i zamykała usta, jakby szykowała się do wypowiedzenia zdania, ale ostatecznie jedynie upiła łyk kawy z papierowego kubka, który trzymała w wolnej dłoni. Bądź co bądź nadal była tylko siódma rano.
Stały tak przez chwilę w ciszy, co więcej – niezręcznej ciszy.
— Dobra, sama powiesz, czy mam to z ciebie wydusić? — czarnowłosa nie miała w zwyczaju owijać w bawełnę, a Astrid naprawdę ułatwiało to wiele spraw. Na przykład rozpoczęcie konwersacji, jak w tym przypadku. Przenikliwy wzrok nie pozostawił blondynce zbytniego wyboru. Zaczęła stukać paznokciami w plastikową pokrywkę kubka.
— Bardzo możliwe, że całkiem przypadkiem zapomniałam ci powiedzieć o pewnym SMS’ie. I bardzo możliwe, że... No nie wiem, na przykład nie mam pojęcia co robić?
Nerwowy śmiech Astrid rozbawił Heatherę, która pokręciła głową. Jak zwykle poukładana Astrid prosiła o radę spontaniczną przyjaciółkę, a nie ukrywajmy, że między innymi od tego ma się przyjaciół. Wyciągnęła dłoń przed twarz Astrid, odgarniając kruczoczarny warkocz na ramię.
— Pokaż.
Hofferson westchnęła, odblokowała ekran i wyświetliła wiadomość. Czuła się co najmniej tak, jakby przyznawała się rodzicom do złej oceny, tym bardziej, że druga z kobiet już przejawiała zalążki wszystkowiedzącego wróżbity.
Heathera uniosła brwi, jednak wyraz zdziwienia zaraz zastąpił cwany uśmieszek, a potem oddała urządzenie, nie zapominając o delikatnym kuksańcu w ramię.
— Spodobałaś mu się. — wymownie wskazała brodą na telefon, który blondynka chowała właśnie do torebki. — Co zamierzasz?
Z Astrid jakby uszło powietrze. To było naprawdę trafne pytanie, szkoda, że nadal nie znała na nie odpowiedzi.
— Sama chciałabym wiedzieć. Muszę się zastanowić, to jest takie... Dziwne — mruknęła, na co towarzyszka wydała z siebie jakiś nieokreślony odgłos szoku. Owszem, rozumiała Astrid, w końcu sama czułaby się nieco niezręcznie w takiej sytuacji, no bo nie oszukujmy się – zaczynanie randki od łóżka nie jest sytuacją codzienną, ale z drugiej strony nikomu jeszcze nie zaszkodziła odrobina szaleństwa. A akurat Hofferson oderwanie od rutyny mogło wiele pomóc.
— Nie odpiszesz?
— Na razie nie.
Fakt, że chciała wysłać odpowiedź niemal od razu po otrzymaniu postanowiła przemilczeć. Zresztą... Teraz to już sama nie wiedziała, czego tak naprawdę chce.
— Słuchaj, ja wiem, że ostatnio nie miałaś szczęścia do facetów, ale Sączysmark był dupkiem jakich mało. — Poczuła, jak Heather kładzie jej pokrzepiająco dłoń na ramieniu i mimowolnie uśmiechnęła się odrobinę na ten gest. — Może daj mu szansę, co?
Westchnęła w odpowiedzi, wpatrzona beznamiętnie w betonową podłogę.
— Przemyślę to. Na razie niech będzie jak jest.
— W razie czego, skopię mu zad, obiecuję.
Astrid nie mogła się powstrzymać i parsknęła śmiechem. Oplotła palcami kubek z kawą, wkrótce potem pociągając długi łyk gorącego napoju. Może by zdążyła jeszcze zacząć jakiś wątek, choćby o pogodzie albo tym, jak bardzo nie chce jej się dzisiaj iść do pracy, naprawdę cokolwiek. Nie zdążyła.
Szczęk upadania prawdopodobnie jakiegoś narzędzia na podłogę zwrócił ich uwagę.
— Cholera.
Astrid dosłownie prawie opluła się kawą i gdyby w porę się nie zorientowała, napój z pewnością rozlewałby się teraz majestatyczną kałużą pod jej stopami, jeśli wcześniej nie znalazłby miejsca na jej białej bluzce. Zakasłała mocno, usiłując odzyskać panowanie nad oddechem, co udało jej się po dosyć długiej chwili. Długiej, będącej torturą dla umysłu, chwili.
To musiał być jakiś nieśmieszny żart. Naprawdę. No na miłość boską.
Szybko spojrzała na Heather w razie gdyby ta doznała nagłego olśnienia co do planu taktycznej ucieczki, jednak czarnowłosa wydawała się być tak samo zszokowana co Hofferson, z tą różnicą, że Astrid nie tłumiła w sobie wybuchu śmiechu, który zaczął się w niej kumulować kilka sekund później. Kiedyś ją udusi, naprawdę.
Życie najwyraźniej tak bardzo uwielbiało Astrid Hofferson, że postanowiło zemścić się za ten jeden papierek, który wrzuciła do pojemnika na plastik dwa miesiące temu i postawić na jej drodze Czkawkę Haddocka akurat wtedy, kiedy starała się poukładać sobie wszystkie wydarzenia od momentu przejścia z nim przez próg jej domu.
Klasyk.
Szatyn potargał włosy dłonią, co w sumie trochę ją uspokoi-... Ta, jasne. Chciałaby. Uspokoiło ją to tam samo jak fakt, że chodził po tym pieprzonym warsztacie w białym podkoszulku, który zdecydowanie za bardzo przypominał jej to, co jest pod nim. Miłym zaskoczeniem byłby fakt, że on także zdziwił się tak szybkim spotkaniem, tyle że w przeciwieństwie do niej uśmiechnął się miło.
Czy on w ogóle wiedział, jak niezręcznie teraz się czuje? Cóż, najwidoczniej nie. Albo udawał, że tego nie widzi, w dodatku skutecznie.
— To... Co was do mnie sprowadza? — zapytał, zwracając się również do Heathery, o której obecności Astrid przypomniała sobie sekundę po zadaniu pytania. Czy to dziwne, że jakoś przez moment zapomniała o jej istnieniu? Pewnie tak.
Przypomniała o sobie kuksańcem w ramię. Astrid prawie podskoczyła.
— Hamulce koleżance siadły, nie bardzo się na tym znamy, także oto jesteśmy — zażartowała, chyba nieświadoma z kim rozmawia. Bądź co bądź w barze było ciemno, a ona siedziała dość daleko, zresztą... Nie no, to oczywiste, że wiedziała z kim rozmawia, inaczej nie miałaby z tej sytuacji takiego ubawu.
Czkawka skinął głową, przenosząc uwagę na blondynkę, usilnie próbującą zapaść się pod ziemię w trybie natychmiastowym. Nie wyszło, trudno. Starała się.
— To ten niebieski?
Wykrztusiła z siebie bliżej nieokreślony odgłos potwierdzający, jednocześnie modląc się w duchu, że nie brzmi jakby właśnie doznała udaru. Cholerny. Żart.
I jak się niby teraz zamierzała zachować? Każdy algorytm działania wydawał się idiotyczny; udawanie, że się nie znają zalatywało okresem przedszkolnym, a z drugiej strony rozmawianie ze sobą jakby wcale nie widzieli sobie nago kilka dni wcześniej było... Po prostu dziwne. Wykorzystała cenne parę sekund, gdy Czkawka na chwilę zniknął z zasięgu ich wzroku, żeby podejrzeć model samochodu.
Natychmiast chwyciła Heather za przedramię. Konspiracyjny szept miał za zadanie zniwelować poczucie wstydu.
— Uciekajmy.
Berserk spojrzała na nią z politowaniem.
— Okej, to jest trochę niespodziewane, ale-...
— Heather. Ja cię błagam.
— On nie wydaje się zażenowany.
— A ja tak.
— Przeżyjesz.
— Nie, wiesz, jakoś nie sądzę.
— Gapisz się na niego, więc chyba nie jest tak źle.
Chciała zaprotestować przeciwko tym jakże trafnym obserwacjom, ale po pierwsze żaden logiczny argument nie przychodził na myśl, po drugie Haddock wrócił do nich właśnie w tym momencie.
Szlag jego i te zielone oczy.
— I jak? Da się coś załatwić? — Czkawka odciągnął wzrok od Astrid (chwała Ci, Heather!) i trochę zdezorientowany potarł kark – Astrid w tym czasie wiarygodnie udawała, że popija kawę, choćby równie szybko miała się nią udławić. Zawsze coś. Berserk wyjęła jej z dłoni pęk kluczy do samochodu (niemal siłą), które potem przekazała szatynowi w locie. Złapał je jedną dłonią i odłożył na zakurzony stolik obok siebie.
— Tak, jasne. Przejrzę go i dam znać.
Blondynka tak samo jak kochała swoją przyjaciółkę, tak samo jej nienawidziła, bo słysząc z jej ust: „to ustal sobie termin, a ja poczekam w samochodzie” skierowane w jej stronę zaczęła mimowolnie rozważać wycieczkę na Księżyc. Zdążyła rzucić jej przerażone i jednocześnie mordercze spojrzenie, zanim ta wycofała się w stronę podjazdu i zostawiła ją w zasadzie sam na sam z szatynem, nie licząc stłumionego głosu Śledzika dochodzącego zza ściany.
Odprowadzając czarnowłosą wzrokiem nie miała planu, ale myślała, że jakoś to będzie. Jednak kiedy to zrobiła i faktycznie zdała sobie sprawę, że może to już jest ten moment na rozpoczęcie jakiejkolwiek rozmowy, zrozumiała, że nie ma planu jeszcze dosadniej niż wcześniej.
— Jak tu trafiłaś? — zapytał ni stąd, ni z owąd, wycierając dłonie szmatką położoną na masce chevroleta. Uśmiechnął się lekko, na co odpowiedziała nieco bardziej skrępowanym uśmiechem. Znowu zaczęła stukać paznokciami w plastikową pokrywkę kubka.
— Ja... Znaczy Heather. Heather zna Śledzika, i jakoś tak... Wyszło, no.
Odchrząknęła, w każdej chwili gotowa zapaść się pod ziemię. Całą sprawę utrudniał fakt, że Czkawka chyba nie czuł się aż tak niezręcznie jak ona, ewentualnie dobrze mu szło ukrywanie tego.
— Tak szczerze, to już myślałem, że mnie unikasz — zaśmiał się lekko, może trochę nerwowo, ale prawie tego nie zauważyła. Za bardzo skupiała się na tym, żeby nie zacząć się czerwienić. — Nie odpisywałaś i-...
— Byłam... Trochę zajęta — przerwała, zaraz potem podnosząc palce do skroni. Nadal czuła na sobie jego wzrok, a to wcale nie pomagało jej w koncentracji. Już nie wspominając o tym, że kiedy wspierał się na masce rozgrzebanego samochodu, wyglądał zdecydowanie za dobrze, by zwalczyła chęć bezczelnego wgapiania się. Chociaż wewnętrznie i tak zwaliła to na zaskoczenie nagłym spotkaniem. Wypuściła wstrzymywane powietrze. — Wybacz, po prostu ostatnio mam urwanie głowy w pracy i po prostu...
— Kawa?
Po raz pierwszy najpierw powiedziała, potem pomyślała. Karuzela śmiechu trwa dalej, jak to mówią.
— Co?
Teraz to on wzruszył ramionami, jakby od niechcenia, może odrobinę zdezorientowany jej reakcją. Nic dziwnego, sama też by była zdezorientowana na jego miejscu.
— Spotkanie właśnie się dzieje, więc... — Musiała przyznać się przed sobą – miał ładny śmiech, lubiła go. Nawet jeśli już dawno straciła panowanie nad umysłem, słowami i ruchami. To wszystko było takie pochrzanione. — Wyjdziemy na kawę?
— Ja... Jasne. Czemu nie.
Chwila, co?
— Siedemnasta, w „Vivianne”?
Coś czuła, że dzisiaj zwolni się wcześniej z pracy. Zdobyła się na uśmiech, tym razem wywołany samoistną reakcją mięśni. Zresztą... Już i tak nad niczym nie panowała, więc dlaczego miałaby to zatrzymywać?
— Siedemnasta, w „Vivianne”.
Co. Się. Właśnie. Wydarzyło.***
Padła na fotel pasażera, prawie stapiając się z powierzchnią tapicerki. Heather zdjęła nogi z deski rozdzielczej i nie przestając sączyć swojego latte, przekręciła kluczyki w stacyjce. Astrid starała się ignorować jej wzrok, kiedy zapinały pasy, ale dostrzegając jak walczy z tym swoim uśmieszkiem postanowiła zapobiec katastrofie.
— Ani słowa.

CZYTASZ
ᴅʀᴜɴᴋ. ʰⁱᶜᶜˢᵗʳⁱᵈ ᵃᵘ
Fanfiction❝ Alkohol nigdy nie był mocną stroną Astrid. ❞ FANFICTION | Hiccup Haddock & Astrid Hofferson - "How To Train Your Dragon" trilogy AU