Astrid nie mogła się skupić. Naprawdę.
Co już samo w sobie było dziwne, bo... Bo Astrid to Astrid. Organizacja to jej drugie imię, a na śniadanie zjadała sałatkę z porządku i systematyczności. Przywykła do tego, że zawsze wiedziała co robić, jak robić oraz kiedy robić, mało tego – robiła to dobrze, a dzień obecny był ziszczeniem się jej najgorszych koszmarów.
Wszystko dosłownie leciało jej z rąk, jakby kompletnie nie miała nad nimi kontroli. Już trzy razy upuściła jeden i ten sam segregator; co najmniej dwa razy musiała oddzwaniać do klienta, bo nie zdążyła odebrać telefonu, w dodatku zapomniała zabrać z domu śniadania, tym samym będąc skazaną na biurowy bufet.
Warto wspomnieć, że była w pracy od niecałych dwóch godzin. No i kalendarz wskazywał poniedziałek, czyli najgorszy dzień jaki istnieje. Poważnie, z chęcią wykasowałaby go z tygodnia, oczywiście w zamian za drugą niedzielę, ale świat był okrutny, a ona realistką, czyli koniec końców musiała jakoś zmierzyć się z tymi pozostałymi – o zgrozo – sześcioma godzinami pracy.
Opadła ciężko na fotel, wypuszczając wstrzymywane powietrze. Bóg jej świadkiem, że gdyby rozmowa z inwestorem-cholerykiem potrwała choćby kilka sekund dłużej, trzasnęłaby słuchawką i spisała wypowiedzenie choćby zaraz.
Odgarnęła grzywkę z twarzy, policzyła do pięciu. Jakoś to będzie, Astrid, spokojnie. Odetchnęła.
Przysunęła się do biurka, otwierając ponownie dokument, który rzekomo wymagał jakichś poprawek. Raport jak raport, niby podstawa jej pracy - parę wykresów, pod spodem zaś niebotycznie ogromna ilość opisów, które należało skontrolować i odesłać do szefa.
Szkoda tylko, że przez dobre minuty wpatrywała się tępo w tekst, nie mając bladego pojęcia o czym czyta. Zupełnie jakby zobaczyła tam słowa w obcym języku, niezależnie od ilości prób przeanalizowania raportu ze zrozumieniem.
Przetarła oczy. Mruknęła coś do siebie, licząc, że trochę się tym ocuci. Co się z nią działo, do cholery? Odwróciła na moment wzrok od ekranu, kątem oka spoglądając na telefon.
— Nie — powiedziała niemal karcącym tonem do samej siebie. Dzielnie się wyprostowała, wracając do pracy (równie dobrze mogliby wysłać jej dokument zapisany pismem starożytnym). Albo ten raport był jakiś wyjątkowo dziwaczny albo ona rzeczywiście miała kiepski dzień.
Zagryzła wargę. Zdążyła dopisać jeden przecinek, kiedy sięgnęła po smartfon, odblokowując go szybkim ruchem, jakby bała się, że ktoś ją nakryje. Weszła w wiadomości. Żadnych nowych.
I dobrze.
Za to prawie rzuciła telefonem, kiedy drzwi do jej gabinetu otworzyły się niespodziewanie, a do środka weszła dziewczyna z blond warkoczem, trzymając w ramionach naręcze segregatorów. Czemu Astrid zachowywała i czuła się, jakby popełniła jakieś przestępstwo? Używanie telefonu w korporacji to przecież norma.
Szpadka uśmiechnęła się krótko, odkładając segregatory – niestety – na biurko Astrid i posłała jej współczujące spojrzenie. Ledwie je zauważyła. Zresztą... Dzisiaj wszystko ledwie zauważała.
Odłożyła telefon na skraj blatu.
— Rejestry z tego miesiąca. Szef chce kilka podpisów — wyjaśniła.
Hofferson skinęła głową, odwzajemniając uśmiech i spojrzeniem odprowadziła współpracownicę do drzwi. Szpadka była jedną z nielicznych osób w Jongerson Company, która nie wyrażała w stosunku do Astrid chęci mordu, co w przypadku ich firmy można by śmiało nazwać cudem. Teoretycznie każdy, kto wplątywał się w bycie przysłowiowym „korposzczurem", powinien być również gotowy na nieustanną walkę o podwyżkę, lepsze stanowisko, czy chociażby ostatnią drożdżówkę z serem w firmowym bufecie, ale nerwowa atmosfera nie ułatwiała pracy nawet tym najsilniejszym.

CZYTASZ
ᴅʀᴜɴᴋ. ʰⁱᶜᶜˢᵗʳⁱᵈ ᵃᵘ
Fanfiction❝ Alkohol nigdy nie był mocną stroną Astrid. ❞ FANFICTION | Hiccup Haddock & Astrid Hofferson - "How To Train Your Dragon" trilogy AU