NINE: heroes without capes

662 51 45
                                    

[Dwa dni później]

Astrid poważnie myślała o tym, czy nie zaczyna mieć początków zaników pamięci, co, szczerze mówiąc, byłoby trochę przerażające patrząc na jej wiek. Ale to nie była jej wina, że ilekroć gasiła wyświetlacz telefonu, informacja odnośnie godziny zacierała się gdzieś między myślami.

Sprawdziła jeszcze raz.

W zasadzie przyjmowała do wiadomości, że jej zachowanie po pierwsze nie jest do niej podobne, a po drugie, użycie słowa „niecodzienne” było absolutnie na miejscu. Jakby nie patrzeć, czekała na klatce schodowej od niemal pół godziny i nie widziała sensu w zaprzeczaniu, że jest to spowodowane ekscytacją. Chociaż z drugiej strony... Może po prostu się cieszyła? Tak o, bez powodu. Znaczy powód był, ale całkiem zwyczajny.

Po raz kolejny poprawiła sukienkę. Była dość... rzadkim wyborem, jeśli chodziło o jej ubrania. Bordowy materiał należał do obcisłych, a Astrid zwykle nie czuła się komfortowo w tego typu strojach, tym bardziej, że nie pamiętała, kiedy ostatni raz tak po prostu cieszyła się ze spotkania. Zwykłego, żadnej biznesowej kolacji, żadnych oficjalnych zwrotów czy grzecznego przytakiwania napuszonym dupkom, którzy mieli ją za tępą sekretarkę.

Westchnęła. Spojrzała na swoje odbicie w szklanej szybie, oddzielającą korytarz od klatki schodowej, a potem dla pewności jeszcze się obróciła.

Mruknęła coś pod nosem, sięgając po klucze do torebki. Zawróciła w kierunku drzwi, które otworzyła i pobieżnie zanalizowała zawartość swojego przedpokoju. Nie było tam tego, czego szukała, więc przeszła do swojej szafy. Szczerze, to nie wiedziała, czy wróciła się po jeansową kurtkę z rzeczywistej potrzeby, czy dla zabicia czasu, którego upływ tak kontrolowała.

Ostatni raz przejrzała się w lustrze i wyszła.

Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie uśmiechnęła dla się na widok Czkawki. Właśnie pokonywał schody równym tempem, a w dłoni swobodnie podrzucał klucze do samochodu. Wcześniej nie zauważyła przypiętego do nich breloczka z psią łapą. Urocze.

— Mam nadzieję, że się nie spóźniłem. — On chyba też cieszył się z tego spotkania. Uśmiech był całkowicie szczery i, mimo, że nadal nielegalny, Astrid się za nim stęskniła, bo będąc szczerą, to w pracy mało kiedy ktoś uśmiechał się z głębi serca bez chęci mordu w oczach.

— Jesteś w samą porę — zapewniła, po czym wyprostowała jeszcze kurtkę zarzuconą na ramiona, zanim odrobinę zaskoczona ujęła jego dłoń, kiedy pomógł jej zejść ze schodów.

Była przyjemna w dotyku.

***

Słońce przyjemnie ogrzewało jej policzek, kiedy wychyliła się mocniej w stronę otwartego okna samochodu. Kosmyk włosów zatańczył na wietrze, jakby do taktu ze spokojną piosenką dobiegającą z radia i jeszcze chwila, a zaczęłaby nucić. Czuła się... Szczęśliwa. Nie pytała, gdzie jadą, zaufała mu w pełni. Ten jeden raz nie chciała się zastanawiać nad kompletnie niczym.

Dlatego, kiedy na horyzoncie dojrzała znajomy szyld kina, niemalże westchnęła rozmarzona.  Kiedy ostatnio była w tym miejscu? Pięć, siedem lat temu? Tak, brzmiało śmiesznie, ale taka była prawda – chyba zapomniała jak pachnie prażona kukurydza albo jak brzmi dźwięk kasy drukującej bilety. O samej atmosferze na sali nie wspominając. Szczerze to nawet za półgodzinnymi reklamami się stęskniła.

Popatrzyła na Czkawkę, który właśnie gasił silnik. Gestem głowy pokazał na wejście i Bóg jej świadkiem, że nigdy w życiu tak szybko nie odpięła pasa bezpieczeństwa.

ᴅʀᴜɴᴋ. ʰⁱᶜᶜˢᵗʳⁱᵈ ᵃᵘOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz