TWO: hungover it is

1.1K 49 76
                                    

Trudno było określić czy pierwszy poczuła nieziemski ból głowy, czy może suchość w gardle tak wielką, że niemal czuła jak piasek przesypuje jej się między zębami. Okropne. Cóż, faktycznie te odczucia nie należały do przyjemnych i już zdążyła pożałować tego... któregoś z rzędu drinka, który niepotrzebnie wlała w siebie poprzedniego wieczoru, jednak przekleństwo wymsknęło jej się z ust dopiero, kiedy półprzytomnie rozejrzała się wokoło i podpierając się na przedramionach otaksowała wzrokiem (chociaż tyle) swoją sypialnię.

Jęknęła przeciągle, opierając głowę o zagłówek łóżka, po czym pociągnęła kołdrę na wysokości biustu wodząc spojrzeniem po rozkopanej pościeli i jej ubraniach leżących w kompletnym nieładzie na podłodze.

Dobra, trzeba jakoś wyjść z tego z twarzą... Jak to Astrid. Było co było, czuła się gorzej niż kiedykolwiek, jednak zdołała zarzucić na siebie pierwsze lepsze ciuchy – wymięte do granic możliwości, ale prasowanie w tym stanie nie wchodziło w grę – by potem poczłapać smętnie do drzwi, od niechcenia przeczesując włosy palcami. Nie siliła się nawet na sprawdzenie godziny i to wcale nie dlatego, że nie miała pojęcia, gdzie posiała telefon.

Spodziewała się wszystkiego, od nagłej wizyty rodziców, przez zmutowanie jej hodowanego od tygodni storczyka, na inwazji kosmitów kończąc. Prędzej ujrzałaby właśnie te wizje, naprawdę. Ale czego nie przewidziałaby nawet po pijaku – chociaż teraz też jeszcze odczuwała wódkę krążącą gdzieś w jej żyłach – to było dokładnie to, co zobaczyła po przestąpieniu progu nowoczesnej kuchni.

Mianowicie Czkawkę (przynajmniej zapamiętała jego imię, to już sukces), który jakby nigdy nic stał sobie przy płycie indukcyjnej z patelnią w dłoni i w najlepsze robił śniadanie o – o ile nie mylił się zegarek na półce – dwunastej zero siedem.

Zdziwiło ją to do tego stopnia, że jedyne co zdołała zrobić, to oprzeć się biodrem o framugę drzwi i zlustrować wzrokiem szatyna od góry do dołu. Jak by tu...

— Dzień dobry? — Użycie pytającego tonu może faktycznie zabrzmiało trochę jak pretensja o jego byt tutaj. Pretensji nie miała... A przynajmniej się na nich nie skupiała, zbyt zajęta tym cholernym bólem głowy. Pytania mogła zadawać co najwyżej samej sobie i warto wspomnieć, że trochę się ich nagromadziło.

Mężczyzna przewrócił naleśnika sprawnym ruchem, wolną dłonią przesuwając po blacie szklankę z sokiem pomarańczowym (swoją drogą powinna zrobić zakupy, bo aż wstyd do lodówki patrzeć) i opakowanie aspiryny. Okej, poważnie. Co tu się w ogóle działo?

Przetarła zaspaną twarz dłonią, ale z ulgą zwilżyła wysuszone na wiór gardło, przełykając również tabletkę. Nigdy więcej picia do upadłego z przypadkowymi facetami, odnotowała. Chyba, że z takimi, którzy robią śniadania.

Brwi automatycznie powędrowały do góry, gdy odruchowo skupiła się na jego nagim torsie, bo oczywiście musiał chodzić po jej mieszkaniu w samych spodniach. Albo robił to specjalnie, albo Astrid za bardzo się na tym skupiała. Nieważne. Tak czy siak stłumiła w sobie jęk. Procenty procentami, ale wzrok rzeczywiście miała dobry, w dodatku chyba lepszy niż wcześniej, sądząc po spędzeniu kilku lat w związku z Sączysmarkiem.

— Dzień dobry. Śniadanie? — Wyczuła, że on czuje się dokładnie tak samo niekomfortowo jak ona. Niby jak mieli rozmawiać? „Cześć, tak, z chęcią zjem śniadanie w zamian za to, że wczoraj się ze sobą po pijaku przespaliśmy.”? Idiotyczne i żałosne. Tyle w temacie.

Popatrzyła na niego, jakby próbowała wyczytać podstęp. Albo sztuczność. Kto wie, może zrobił jej te naleśniki, bo gryzło go sumienie? W życiu nie czuła się tak zażenowana, jednak postanowiła udawać, że wcale jej to nie rusza. Chociaż było wręcz przeciwnie.

ᴅʀᴜɴᴋ. ʰⁱᶜᶜˢᵗʳⁱᵈ ᵃᵘOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz