Tak, jak naprawdę lubił swoją pracę i zazwyczaj chodził do niej z przyjemnością, bo w gruncie rzeczy było to w jakiejś części jego hobby, tak czasami naprawdę miał ochotę szczerze wygarnąć niektórym klientom, co myśli o zleceniach nie dość, że po godzinach pracy, to jeszcze złożonych w takim tonie, że od razu odechciewało się człowiekowi robić cokolwiek.
Jedyne, co dostał od Śledzika w pocieszeniu to to, że facet był gotowy zapłacić dużą kasę za wykonanie dwóch zleceń w dwadzieścia cztery godziny. Czkawka nie przepadał za przedkładaniem pieniędzy ponad radość z zawodu, ale ten jeden raz chyba musiał uznać okoliczność za łagodzącą.
Popatrzył się we wnętrze samochodu i po raz pierwszy miał wrażenie, że niczego tam nie widzi poza plątaniną kabli. Oparł się o boki maski, po czym odetchnął.
— Lustereczko powiedz przecie… — Zajrzał pod wątpliwy przewód, ale zaraz odłożył go z rezygnacją. — co jest do cholery zepsute. — Z warknięciem na ustach odsunął się od samochodu, z trudem powstrzymując się przed rzuceniem trzymanym w dłoni śrubokrętem w najbliższą ścianę. Nie był mu specjalnie potrzebny, po prostu lubił obracać go w palcach. To go uspokajało. Prawie zawsze. Z naciskiem na prawie.
Na dworze już się ściemniło, dochodziła dziesiąta, świerszcze cykały w trawie, a szum ulicy ucichł niemal całkowicie. Musiał przyznać – miejsce naprawdę było przyjemne. Na uboczu, aczkolwiek biorąc pod uwagę chociażby pracę po godzinach, miało swój urok.
Oparł dłonie na biodrach, wpatrując się w połowicznie zamkniętą wiatę i teren naprzeciwko. Westchnienie frustracji wydobyło się z jego ust, gdy ponownie zawisł nad maską, bez przekonania sprawdzając parę kabli.
Naprawdę, szło mu ciężej, niż z chevroletem, który dotychczas nosił miano największej zagadki. Czego nie poprawił, coś innego chrzaniło się na miejscu, a presja czasu ani trochę mu nie pomagała. Albo był po prostu zmęczony, co też było bardzo możliwe.
Kroki nadeszły zza jego pleców, ale doskonale je znał. Podrapał się po brodzie.
— Będę się zbierał. W razie czego dzwoń. — Czkawka odwrócił się do przyjaciela. Ten trzymał w jednej ręce klucze od samochodu, za to w drugiej… wyrywającego się szczeniaka mopsa, któremu najwidoczniej bardzo się spieszyło do domu. W sumie mu się nie dziwił. W głębi duszy zazdrościł Sztukamięs takich pokładów energii. Planował nawet zapytać ją czy nie mogłaby się częścią z nich podzielić. Przydałoby się.
Haddock zasalutował mu śrubokrętem.
— Jasne. Jak poszło? — Ruchem głowy wskazał obszar za przyjacielem, gdzie mieściło się drugie stanowisko oraz niewielkie przejście do biura. Cieszyło go, że zgodnie podzielili się zleceniem po połowie, ale z drugiej strony – chociaż to głupie – zazdrościł blondynowi, że ten skończył już swoją pracę. To był uczciwy układ, aczkolwiek Czkawka czuł się dziwnie przytłoczony świadomością, że nadal nie wie, co jest nie tak z samochodem klienta.
— Szczerze, myślałem że będzie gorzej. — Wzruszył ramionami i uśmiechnął się jakby w podzięce za troskę. — A ty?
Czkawka wypuścił powietrze. Wzruszył ramionami, odruchowo spoglądając w stronę pojazdu.
— Na razie odnoszę wrażenie, że ten facet specjalnie chciał uprzykrzyć nam życie, ale nie ma rzeczy niemożliwych.
Śledzik odłożył Sztukamięs na podłogę, żeby wygodnie wyjąć klucze od warsztatu z kieszeni, a później przekazać je Czkawce. Kilka breloczków zadźwięczało w dłoni.
— Zostałbym, ale Sztukamięs jeszcze źle znosi pobyt poza domem. Musi się chyba przyzwyczaić — wytłumaczył, w razie gdyby przyjaciel chciał o coś zapytać, ale Czkawka tylko machnął dłonią, uśmiechając się uspokajająco.

CZYTASZ
ᴅʀᴜɴᴋ. ʰⁱᶜᶜˢᵗʳⁱᵈ ᵃᵘ
Fanfiction❝ Alkohol nigdy nie był mocną stroną Astrid. ❞ FANFICTION | Hiccup Haddock & Astrid Hofferson - "How To Train Your Dragon" trilogy AU