Dwadzieścia dziewięć minut. Dokładnie tyle zajęło, Robin, dotarcie do mojego mieszkania. Podczas gdy ja byłam tą spóźnialską, ona zawsze potrafiła być na czas. Czasami zastanawiałam się, jak ona to robiła.
Jedynie minuta dzieliła mnie od uruchomienia machiny sterującej odliczaniem. Później wszystko miało runąć niczym domino. Minuta.
Skończyłam nakładać makijaż, gdy z stanu zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Domyślałam się, jaką osobę zastanę po drugiej stronie. Spokojnym krokiem przespacerowałam do drzwi wejściowych mijając kolejno salon oraz kuchnię. Stanęłam przed jasną płytą z zamiarem przekręcenia zamka.
A przecież wystarczyłoby zwyczajnie nie otworzyć. Udawać, że zasnęłam. Wtedy uniknęłabym kilku nieprzyjemnych sytuacji, ale nie dotarłabym też do momentu w którym to wszystko przez co przeszłam przestało się liczyć. Bo zawsze liczył się efekt końcowy.
Jednak przekręciłam zamek. Do mojego mieszkania wparowała brunetka z masą toreb w rękach, wyminęła mnie bez słowa i od razu popędziła w stronę salonu. Przewróciłam oczami na to jak perfidnie zostałam przez nią zignorowana, zatrzaskując drzwi.
- Tak Robin, ciebie też miło widzieć!- krzyknęłam, ponownie przekręcając zamek w drzwiach. Od pewnego wydarzenia miałam manie upewniania się, że jestem bezpieczna. Bywały dni, gdy kilka razy sprawdzałam, czy drzwi są dokładnie zamknięte.
Gdy przekroczyłam próg salonu, zauważyłam, że Robin już zdążyła porozkładać wszystkie torby na kanapie. Miałam wrażenie, że moja zielona kanapa została wręcz pochłonięta przez stertę ubrań. Uważne spojrzenie piwnych tęczówek przeskanowało moją sylwetkę. Przyjaciółka zmarszczyła lekko brwi, co w jej przypadku, nie mogło zwiastować niczego dobrego.
- Chcesz i powiedzieć, że zamieszasz wyjść z domu w tym... stroju- wykonała gest rękami, oznajmiający, że zaistniała sytuacja nijak jej się nie podoba.
- Coś ci w nim nie odpowiada?- -splotłam ręce na klatce piersiowej, próbując grać upartą.
W głębi serca wiedziałam, że w starci z Robin Marshall nie zda się to na nic. Nigdy nie znałam bardziej upartej osoby, która bardziej niż ta kobieta zdołałaby postawić na swoim, za wszelką cenę. Taki już miała temperament.
- Przebieraj się.- Krótko skwitowała, używając kwintesencji dwóch bardzo dobranych słów, po czym dodała.- Nigdzie tak nie wyjdziesz.
Było to zwykłe wyjście z przyjaciółmi do klubu, więc nie rozumiałam zamysłu strojenia się. Chciałam się rozerwać w dobrym towarzystwie i potańczyć. Nie odmówiłabym sobie także kilku drinków.
- No co tak stoisz jak dziwka pod latarnią? Przebieraj się!- rzuciła w moja stroną jakimś skrawkiem materiału.
Mój refleks był w miarę dobry, więc zdążyłam złapać, jak mniemam, sukienkę jeszcze w locie. Rozłożyłam ciemny materiał i lekko mnie zamurowało. To jest sukienka? Przecież, to jest tak krótkie jak przyrodzenie mojego byłego...
- Nie założę tego.- zaprotestowałam. Naprawdę nie chciałam się przebierać. Moje rurki z wysokim stanem oraz top wydawały się stosukowo okej, jak na zwykłe wyjście do klubu. Nie musiałam się stroić.
- Założysz. Nie marudź, Reed. Nie chcesz mnie zdenerwować, wiesz o tym.- uśmiechnęła się szeroko. Wiedziała, że zrobię dokładnie to, co ona karze. I miała rację.
Westchnęłam. Kłótnie z Robin są porównywalne do gadania do ściany. W obu tych sytuacjach rozmowa nie przynosi żadnych skutków. No być może ,w starciu z rozzłoszczoną kanadyjką, cielesne.
CZYTASZ
Not everything stay in Vegas
RomanceW życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. Zdecydowanie. Każde zdarzenie w naszym życiu dzieje się po coś. Zapewne ma też nas do czegoś doprowadzić, bądź czegoś nauczyć. Czy tak też było w moim przypadku? Do czego miały mnie doprowadzić zdarzenia tam...