Pierwsze co chce wam powiedzieć to to, że zrobiłam wam playliste na Spotify z kawałkami które moim zdaniem pasują do mojej książki, wiec zapraszam do mnie- encinguses!
Wklejam wam też link: https://open.spotify.com/user/7d5qj0hkgbxqe6zz4je3mwwfo?si=Vf8-W8lzQTuPAOASJCSX2Q&utm_source=copy-link
Jeśli macie tez jakieś propozycje piosenek które waszym zdaniem pasują, to piszcie, a z chęcią je dodam:)
Jestem też na twitterze o tej samej nazwie, publikować będę tam różne spoilerki odnośnie kolejnych rozdziałów, więc jeśli chcecie wiedzieć co nas czeka w przyszłości to smialo!
Nie przedłużając zapraszam na rozdział...
Późnym popołudniem opuściłam firmę w dobrym nastroju. Miałam niesamowitą ochotę utrzeć nosa temu kretynowi i nadarzyła się ku temu idealna okazja. Dziękowałam za to niebiosom.
Ciepłe powietrze owiało moje całe ciało. Promienie słoneczne oświetlały pogrążone w popołudniowych korkach ulice Los Angeles. Kwiecień powoli dobiegał końca, co dało się zaobserwować gołym okiem. Mimo, że było już po osiemnastej, na zewnątrz nadal było niesamowicie ciepło. Dlatego zrezygnowałam z założenia mojego płaszcza i chwyciłam go w dłonie.
Powolnym krokiem przeszłam na drugą stronę ulicy, mijając po drodze starszą panią z zakupami na pasach. Szeroko uśmiechnęłam się do staruszki, a ta odpowiedziała mi równie pogodnym uśmiechem. To na co wpadłam napawało mnie taką radością, że nie potrafiłam pohamować uśmiechu cisnącego się na moją twarz. Tak bardzo chciałam zobaczyć jego minę i wiedziałam, że będzie bezcenna.
Moje szpilki obijały się o fakturę ulicznych chodników, gdy mijałam kolejno wieżowce należące do ogromnych korporacji. W centrum było ich największe skupisko. Sięgnęłam w głąb torebki po mój telefon. Odblokowałam urządzenie i wybrałam odpowiedni numer. Czas wezwać posiłki. Nie musiałam długo czekać na odzew, ponieważ mój rozmówca odebrał już po chwili.
- Pani Marshall, potrzebuje pomocy.- wypowiedziałam oficjalnym tonem. Nie siliłam się na owijanie w bawełnę. Do tej kobiety trzeba było wyrażać się dosadnie. Rozumiała tylko konkrety.
- Nie musisz dwa razy powtarzać!- Zadeklarowała się. Cwaniacki uśmiech pojawił się mimowolnie na mojej twarzy.-Gdzie jesteś?
- Wyśle ci lokalizację.
Z tym akcentem zakończyłam naszą rozmowę. Byłam z siebie niesamowicie dumna. Byłam przebiegła i nieco mściwa w swoich działaniach, ale żyłam w przeświadczeniu, że było to tego warte. Każde wyprowadzenie z równowagi pana prezesa było warte tego zachodu.
Pół godziny później, mając u swojego boku przyjaciółkę, znalazłam się w przymierzalni jednego z moich ulubionych butików w mieście. Ceny bywały tam niemalże kosmiczne, ale sukienki robiły robotę i były warte swojej ceny.
Przechadzałam się po pomieszczeniu bacznie próbując wyłapać czegoś co byłoby odpowiednie. Szukałam czegoś z klasą, ale nie przesadzonego. To zwykłe urodziny, a nie gala wręczenia Oscarów. Sięgnęłam po wieszak różowej siateczkowej kreacji dokładając ją do kilku wcześniej wybranych sukienek. Postanowiłam udać się do przymierzalni.
Porozumiewawcze spojrzenie, jakie wymieniłam z Robin znikając za kotarą wystarczyło, aby zajęła swoje miejsce na jednej z puf. Była moim jury, choć nieco ubogim, wystarczającym. Znała się na modzie dość dobrze, więc jej pomoc była mi potrzebna. Nikt nie mógł doradzić mi tak dobrze w wyborze stroju, jak kanadyjka.
Nie robiłam tego wszystkiego, aby Matthew był zazdrosny. Choć w moich myślach również pojawiła się myśl, że mogłabym w nim wzbudzić takie emocje. Niemniej nie było to moim głównym celem, choć perspektywa zobaczenia w jego stalowych ślepiach zazdrości była niezwykle kusząca.
CZYTASZ
Not everything stay in Vegas
RomansaW życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. Zdecydowanie. Każde zdarzenie w naszym życiu dzieje się po coś. Zapewne ma też nas do czegoś doprowadzić, bądź czegoś nauczyć. Czy tak też było w moim przypadku? Do czego miały mnie doprowadzić zdarzenia tam...