4. Wykop sobie grób

2K 113 14
                                    

Stałam jak wryta w pokoju pełnym spojrzeń skierowanych wprost na mnie. Nie to nie mogła być prawda. Nie wzięłam ślubu z kimś nieznajomym. Nie ma takiej opcji.

Od zawsze miałam wszystko poukładane. W moim życiu nie było miejsca na coś nieprzewidywanego. Lubiłam stabilność i kontrolę. Kontrolowałam każdy aspekt mojego życia. Począwszy od ułożenia jedzenia na półkach w lodówce czy poukładania ubrań kolorami w szafie. Uwielbiałam porządek. Kończąc na zaplanowanych wyjazdach bądź wizytach znajomych. Nie było nawet mowy o spontaniczności. 

Ostatni raz zdecydowałam się na nią kilka lat temu. Dziewięć miesięcy później na świecie pojawiła się moja córka. Mogłabym powiedzieć, że żałuję tej decyzji, ale skłamałabym. Był to jedyny raz, gdy nie żałowałam spontaniczności. Choć przysporzyło mi to wiele problemów i początkowo miałam zupełnie inne spostrzeżenie na tą sytuację, teraz nie żałowałam. Mogłam nawet śmiało powiedzieć, że uwielbiałam być jej matką. Wprowadziła do mojego życia dużo dobrego. 

Mimo iż nie żałowałam decyzji sprzed lat, poprzysięgłam sobie więcej nie dać ponieść się chwili. Miało to momentami zbyt dużą cenę, którą musiałam ponosić. Jedną nadal płaciłam. Dlatego być może zareagowałam w ten sposób, gdy usłyszałam, co właściwie wczoraj się stało. I do czego znów zaprowadziła mnie ta cholerna spontaniczność, której tak ogromnie się wyrzekałam.

- Nie, nie, nie, nie, nie i jeszcze raz nie!- plątałam się w swoich zaprzeczeniach. Nawet nie wiedziałam ile razy powtórzyłam słowa.- To się wczoraj nie stało.

Wplątałam palce i długie paznokcie w skołtunione włosy. Cały czas kręciłam przecząco głową, chcąc wmówić sobie, że nie była to prawda. Nie mogła być, choć wspomnienia wczorajszej nocy mówiły zupełnie co innego. Uparcie starałam się uwierzyć w sens moich słów. Na daremnie.

Cały czas czułam na sobie kilka spojrzeń. Reszta również z wymalowanym szokiem na twarzach błądziła po hotelowym pomieszczeniu, patrząc po sobie nieodgadnionym wzrokiem. Kątem oka widziałam jak mężczyzna za mną wypuszcza powolnie oddech próbując uspokoić emocje. Był równie zdenerwowany co ja. 

Nadal nie pamiętałam niego imienia. Być może moja pamięć wyparła to wydarzenie, a być może tak naprawdę nigdy mi się nie przedstawił. Nie wiedziałam które z założeń było poprawne. A być może nie chciałam sobie przypomnieć.

Postanowiłam pójść jego śladem. Wyplątałam dłonie z włosów, nabierając w płuca powietrza. Potrzebowałam się dotlenić, aby myśleć racjonalnie. Przebiegłam spojrzeniem po minach naszych znajomych. Każdy nadal siedział cicho lekko zdezorientowany. Jedynie powód mojego nagłego załamania nerwowego wydawał się być zadowolony. Mina kobiety pozostawała uradowana, a uśmiech na jej twarzy poszerzał się z sekundy na sekundę. Musiała się czegoś nawdychać albo nadal mieć w organizmie resztki alkoholu. Albo była niezrównoważona. Wszystkie trzy ewentualności mogły zdawać się być prawdziwe w obliczu tej sytuacji. 

Moją uwagę przykuła jeszcze jedna osoba. Elegancko ubrana blondynka o krótkich do ramion włosach. Jej żółtawe włosy lekko się pokręciły zapewne po drzemce, bo we wspomnieniach wczorajszej nocy były idealnie proste, niczym drut.  Z poważną miną przestąpiła z nogi na nogę, lokując swoje spojrzenie w pewnym duecie. Początkowo nie rozumiałam co miała na myśli. Jednak jej twarz wręcz niemo krzyczała "A nie mówiłam!?".

Wtedy zrozumiałam. Oni także zrozumieli. Powolnie wypuściłam powietrze, odwracając się w stronę dwójki osób stojących obok siebie. Robin pośpiesznie posłała mi uśmiech. Jeśli sądziła, że ten gest był w stanie mnie udobruchać zdecydowanie się myliła. Zmieniła zdanie, gdy posłałam jej jedno z tych morderczych spojrzeń. Jej gardło napięło się, gdy głośno przełknęła ślinę. Xavier nawet na mnie nie zerknął. Uparcie wpatrywał się w swoje lakierowane buty. 

Not everything stay in VegasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz