Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez okno. Oświetlały moją twarz, jednocześnie rażąc oczy. Otworzyłam je i wzięłam głeboki wdech. "Tosty" pomyślałam. Slina pociekła mi na myśl o gorącym żółtym serze. Poczułam jak bardzo jestem głodna. Wystawiłam nogi za łóżko, kiedy przez moje ciało przepłynęła fala o dziwo łagodnego bólu. Wróciłam myślami do wydarzeń z wczorajszej nocy. Od razu pojadę do szpitala, kiedy mama mnie zobaczy. Jęknęłam w duchu. Jej nie da się przekupić w takiego typu sprawach. Powoli podeszłam do lustra wstrzymując oddech i zamykając oczy. Ale żeby ocenić straty jakie poniosłam musiałam je otworzyć. Stanęłam jak wryta. Jedyne co mogło mnie zdradzić to ogromne cienie pod oczami i kilka blednących już siniaków. Ani jednej blizny, zero krwi. Kurde, co to ma być do cholery?! Nie no ja w siebie nie wierzę. Usiadłam na ziemi i zaczęłam chichotać. Jeszcze wczoraj umierałam z bólu i strachu, a teraz wydawało się, że to był tylko sen. I to w dodatku strasznie śmieszny. Ale nagle przestałam. Dotarła do mnie straszna prawda. Jestem taka sama jak Greta. Moje rany również goją się w nienaturalnym tępie, mimo że trochę wolniej. Z kuchni dobiegł mnie głos mamy, a mój pokój znajdował się najdalej od niej.
-Ile ona może spać? To nienormalne! Idź ją obudź. Wszystko wystygnie.- powiedziała
-Spokojnie już idę. Kiedy masz zamiar jej go dać? Nie mogę wiecznie trzymać go w pracy. Jeszcze coś mu się stanie.
-Dobrze, dostanie go w poniedziałek.
Co oni kąbinują? Kim jest ten "on"? Nie...błagam ja nie chcę jakiegoś rodzeństwa, nie...Dobrze jest mi jako jedynaczce. Zmarszczyłam brwi, bo usłyszałam jak coś skrzypi. Schody -,- Szybko wskoczyłam do łóżka i przykryłam się kołdrą. Nawet nie zdążyłam się łudzić nadzieją, że powiedzą mi dzisiaj, bo tata był zbyt blisko. To wszystko dzieje się za szybko. Najpierw Greta, potem ja i moja wspaniała wycieczka do lasu a teraz na osłodzenie wszystkiego mam jakieś sekretne rodzeństwo albo coś jeszcze gorszego. Gdyby tylko nie użyli słowa "damy". Ja nie potrzebuję żadnego człowieka na własność. A może to nie człowiek? W tym momencie poczułam jak ktoś delikatnie mną potrząsa.
-Wstawaj śpiochu! Śniadanie czeka.
Powoli otworzyłam oczy, udając zaspaną. Dzisiaj pierwszy dzień kiedy jesteśmy wszyscy razem i możemy na spokojnie porozmawiać. Po prostu świetnie. Znając mnie wypaplam coś o czym mówić nie powinnam. Przebrałam się w ubrania, które zasnłaniały siniaki i zjechałam po poręczy i usiadłam do stołu. Mama przyjrzała mi się badawczo.
-Czemu masz takie sińce pod oczami?
-Źle spałam, chyba śniły ni się koszmary.
-Gratulacje wygląda na to, że rozchorowałaś się na weekend. Masz moje gratulacje.Kaszlałaś strasznie przez sen.
Słyszała jak kaszlę przez sen?! O nie, pewnie słyszała też jak wychodzę, bo przecież nie pamiętam czy zachowywałam się cicho. Na moje policzki wpełzł nieśmiały rumieniec, co chyba dodatkowo pogorszyło moją sytuację. A może ja lunatykuję? I zabijam zwierzęta przez sen? Zadrwiłam z samej siebie. Zaczyna się robić ciekawie. Zjadłam tosty i poszłam się napić do kuchni. Popatrzyłam czy mnie nie obserwują, ale byli zajęci rozmową. Z szafki wzięłam jakiś lek na szybsze gojenie się ran i zaczęłam wspinać się po schodach.
-Elliott?- Aż podskoczyłam na dźwięk głosu ojca. Może chcą mi powiedzieć ich "tajemnicę'? Odwróciłam się z nadzieją w oczach.
-Jeżeli źle się czujesz, to marsz pod kołdrę. Nie będzie wagarów w poniedziałek.- tata roześmiał się z własnego kiepskiego żartu, a ja uśmiechnęłam się krzywo w odpowiedzi.
Zdjęłam bluzkę, żeby posmarować siniaki maścią. Nawet nie zdziwiłam się, kiedy spostrzegłam, że nie ma po nich nawet śladu.
***
CZYTASZ
W objęciach nocy
WerewolfJestem Elliott. Mam 15 lat, kochającą rodzinę, dom. Nic więcej mi nie jest potrzebne. To dlaczego wszystko musiało się zmienić? Po co mi nowe zdolności, których nie mogę kontrolować? Po co poznaję nowych ludzi, których ranię? Kim byli moi prawdziwi...