Rozdział 9

412 38 5
                                    

Otworzyłam oczy. Bałam się, że Louis mnie nie usłyszy. W ustach smak krwi był tak wyraźny, że moje zmysły były nieostre. Z trudem ujrzałam zbliżającą się postać. Przez pewną chwilę myślałam, że to Thomas. Ale usłyszałam jego głos. Zazwyczaj spokojny, łagodny, potrafił mnie uspokoić, ale nie tym razem. Drgał, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo nie było łatwo go odróżnić od bicia mojego serca. Ktoś gwałtownie mną potrząsnął. Podniosłam wzrok i ujrzałam twarz mojego przyjaciela. Zmieniłam się z powrotem w człowieka. Moje ubrania popękały i leżały daleko ode mnie, więc bylam naga. Na szczęście chłopak zorientował się co zamierzam zrobić i odwrócił głowę w drugą stronę. Zdjął koszulę w kratke i rzucił ją do mnie. Była za duża, ale nic w tym dziwnego, bo Louis jest dobrze zbudowany. Zapięłam guziki i niepewnie zaczęłam się podnosić. Rozejrzałam się. Ciała Grety nie poznała by nawet jej matka. Wszędzie była krew, a z jej gardła nic nie zostało. Wzdrygnęłam się, z trudem powstrzymując łzy. Tak się bałam. Objęłam się rękoma i zauważyłam, że chłopak patrzy z niedowierzaniem raz na zwłoki a raz na mnie.

-Co...co się stało?- zapytał.

-Ja...sama nie wiem. Poczułam zły zapach i na mnie napadła. To nie moja wina! Ona chciała mnie zabić! Louis tak mi przykro, nie chciałam. Proszę nie mów nikomu...proszę.- rozpłakałam się. Chłopak zrobił coś za co tak go lubię. Po prostu mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk, niemal miażdżąc mu żebra.

-Elliott, nie bój się, nic ci nie będzie. Ja...pomyślimy co z tym zrobić.

-Boję się, błagam zabierz mnie stąd.- byłam wycieńczona, przerażona i czułam się tak głupio. Jestem głupia. Zabiłam dziewczynę! Niewinnego człowieka! No, może nie aż tak bardzo niewinnego, ale jednak. Sumienie nigdy nie da mi spokoju.

-Idziemy do mnie- zadecydował.

Posłusznie ruszyłam za nim, ale od razu się potknęłam. Złapał mnie i wziął na ręce. Wtuliłam się w jego tors i chłonęłam jego zapach. Bardzo ładnie pachniał, bezpieczeństwem. Prawie się tak poczułam. Kiedy weszliśmy do domu, zaczynało się sciemniać. Postawił mnie i wszedł do kuchni. Wyjął z zamrażarki surowe mięso i włożył do zlewu i zaczął je ocieplać. Poczułam słodki zapach krwi, od którego tak bardzo chciałam uciec. Byłam głodna i zabolało mnie to, że nie pachnie tak jak wcześniej. Położył filety na talerzu i wziął mnie za rękę. Pewnie zachowywałam się jak niedorozwinięta. Poszliśmy do pokoju, w kolorze zielono szarym. Domyśliłam się, że to właśnie tu spędza swój wolny czas. Wszędzie walały się książki. Głównie o wilkołakach. Wzięłam pierwszą lepszą z brzegu i otworzyłam na stronie 46.

Rozdział 8
Podczas pierwszego nowiu od przemiany, wilkołak powinien zostać przydzielony do stada. Jeżeli tak się nie stanie, linkantrop zostaje Wygnany. Może starać sie o przydzielanie do watachy, lecz ląduje na pozycji omegi. Musi udowodnić swoją odwagę i poświęcenie, aby awansować na wyższe pozycje...

-Skąd to masz? Przecież to same kłamstwa. My tak nie robimy. Ja po samej przemianie zostałam zwerbowana do waszego stada.

-No w sumie teraz to nie jest prawdą, ale to pisali nasi przodkowie. Kiedyś obowiązywały takie zasady. Nie chciałabyś poznać tych brutalniejszych.

-A...jeśli bym chciała?

-Naprawdę nie sądzę aby mogło to ciebie zainteresować.

-Zdziwiłbyś się.

-Widzę, że już ci lepiej. Świetnie. Zjedz to.- podsunął mi talerz przed nos.

-Słucham? Nie...raczej podziękuję, ale ty się nie krępuj...-zaczęłam się wykręcać.

-Musisz to zjeść. Nie mów mi, że nie jesteś głodna. Po pierwszym...ekhm...zabójstwie każdy jest głodny.

-O czym ty mówisz? Każdy?

W objęciach nocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz