Rozdział 15

273 25 14
                                    


Stałam jak wryta. Moje myśli pędziły z zawrotną prędkością. Byłam zdezorientowana, co zrobiłam źle? Przecież wyraźnie czułam, jak z jej ciała razem z krwią wypływa życie. Kiedy opuściłam "zwłoki" byłam pewna, że raz na zawsze pozbyłam się tego balastu. Ale z drugiej strony cieszyłam się, że żyje. Nie mam nikogo na sumieniu, nie jestem mordercą.

-Oj, popatrzcie, co za biedny zabłąkany piesek. Jesteś tak żałosna, że nawet nie umiesz się ze mną porozumieć. Telepatia to podstawa w wilczym życiu. Czy ty masz jakiekolwiek zdolności? Talent? - Kiedy napotkała moje zdecydowane spojrzenie wybuchnęła śmiechem. - Wizje? Nie, nie. JA podsunęłam ci te obrazy, nie masz w sobie nic szczególnego. I wbrew twojemu przekonaniu wcale nie umarłam. Jestes nawet zabawna. Naprawdę myślałaś, że ty; mała, słaba, zaledwie kilkudniowa wilczyca pokonałaś mnie? Mnie?! - wybuchnęła śmiechem. Zdawała się wyglądać inaczej; doroślej. Dopiero teraz zauważyłam, że jest piękna. I to bardzo. - Idiotko, mam trzysta czternaście lat! NIKT nie może się ze mną mierzyć. Nawet alfy waszych malutkich stadek. Ale wiesz co? Miło było popatrzeć na twoją reakcję, kiedy myślałaś, że jestestem jak zwykły pies. - zawarczałam w odpowiedzi. Czułam, że zaraz eksploduję. Jak mogłam być aż tak naiwna? Gdybym miała ręce uderzyłabym się mocno w czoło. Napotkałam spojrzenie Thomasa. Bał się. Ale kto by się nie bał? Muszę mu jakoś pomóc. Atak nie miał szans na powodzenie. Dwa ogromne wilki stały po obu moich stronach. Ich szczęki zmiażdżyłyby moją czaszkę jak jakiś patyk. - A tak właściwie moje prawdziwe imię to Evelyn. Pamiętaj by zwracać się do mnie per "pani" gdy będziesz błagać o śmierć. Nie lubię, gdy ktoś mnie lekceważy. - kiwnęła głową na wilki, a one podeszły i  scisnęły mnie między sobą silnymi barkami i biodrami. Nie próbowałam się wyrywać, tylko straciłabym energię. Evelyn pociągnęła biednego chłopaka za sobą, a wilkołaki zabierały mnie w drugą stronę.

Z żółtego oka, na dół po sierści  spłynęła mi łza.

Szłam z podkulonym ogonem, pilnowana. W głębi duszy czułam, że to już koniec. Raz spróbowałam się im wymknąć. Dogonili mnie po zaledwie kilku sekundach. Jeden z nich, bardziej rozwścieczony ugryzł mnie boleśnie w przedną łapę. Krew kapała na ziemię. Z oddali dobiegał mnie głos przejeżdżających samochodów, zbity w jeden szum. Olśniła mnie myśl. To moja jedyna szansa. Musimy przejść przez ulicę, nie ma innej drogi. Spuściłam wzrok, żeby nie zauważyli iskierki nadziei w moich oczach. Stawiałam ostrożne kroki, szykowałam każdy mięsień. Po kilku minutach ukazała się nam droga szybkiego ruchu, nieumyślnie poprowadzona przez las. Na moje szczęście. Podwładni Evelyn przybliżyli się do mnie jeszcze bardziej i ścisnęli. Postawiłam łapy na zimnym, wilgotnym asfalcie. Czekali aż ostatni samochód zniknie za zakrętem i ruszyli. Zaczęłam się trząść, nic nie nadjeżdżało. Muszę. Dać. Sobie. Radę.

Niespodziewanie przystanęłam i wyślizgnęłam się z objęć spoconych, wielkich oprawców. Ruszyłam pod prąd. Biegłam ile sił w nogach, na ogonie czułam oddech i ślinę szybszego. Drasnął mnie zębami, ale nie dałam się. Obróciłam głowę, żeby zobaczyć czy zmniejszyłam dystans między nami. W tym momencie zza zakrętu wyjechał rozpędzony samochód.

Poczułam jak wszystkie kości cofają się i miażdżą organy. A potem nie czułam już nic.

Thomas, przepraszam. Louis, wybacz, że nie znalazłam dla ciebie lekarstwa. Ann...

###

*THOMAS*

Zawiodłem ją. Zawiodłem wszystkich.  Nawet samego siebie. Przełknąłem łzy i poparzyłem do przodu. Włosy Evelyn podskakiwały energicznie w rytm jej kroków.

Wilczy świat nie jest idealny, jak mi się na początku wydawało. Teraz za to płacę. Ostatnie spojrzenie Elliott. Tak smutne i pełne winy. Niesłusznie.

Zdradziłem ją.

Przecież wiedziałem, że Evelyn nie zginęła.

Jestem zapatrzonym w siebie dupkiem. Carpe diem. Chciałem się nacieszyć obecnością tej czarnowłosej dziewczyny. Ale czy zasłużyłem? Po tym jak trzymałem z Evelyn? Jak nadal to robię?

Nie związała mnie. Wiedziała, że i tak za nią pójdę. Że jestem tchórzem. Częścią skomplikowanego panu.

-Evelyn, zostaw mnie.

-Przecież cię nie trzymam, debilu. - prychnąłem z niesadowoleniem. - Doskonale wiesz o co mi chodzi. Odwal się. Na zawsze. Nie chcę cię widzieć.

-Tak mi się odwdzięczasz? Zapomniałeś już jak bardzo prosiłeś mnie, żebym cię ugryzła? - wspomnienie odżyło we mnie na nowo.

Wracałem do domu po szkole. Ułyszałem jak ktoś biegł, więc ruszyłem za nim, lubiłem tak robić. Śledzić niczego nieświadomych ludzi. Ale okazało się, że to  Evelyn mnie śledziła, bo wlazłem na teren jej watahy. Widziałem jak się przemienia. I byłem tym zafascynowany. Jestem głupi, wiem ale od zawsze interesowałem się wilkołakami, wampirami i ziombie. Tylko, że były to tylko bajeczki. Do czasu. Kiedy prosiłem ją o coś niemożliwego nie myślałem jak piętnastoletni chłopak tylko jak bachor z przedszkola. No ale skoro ta dziewczyna nie wyglądała na nieszczęśliwą z tą przypadłością, to czemu ja nie mogę taki być? Poprosiłem ją żeby mnie ugryzła, przekazała wilcze geny. Mimo, że to ona stała przedemną naga, ja czułem się skrępowany. Postukała się długim palcem po wargach i myślała.

Boże jaki ze mnie idiota, chyba zasnąłem na polskim i śnię. Właśnie stoję przed gołym wilkokrwistym, który wylicza za i przeciw mojej przemiany.

Postawiła mi tylko jeden warunek, jeżeli to zrobi, to ja uprowadzę dla niej jedną dziewczynę.

Już miałem się wycofać, ale ona dopadła moje ramię, wbijając w nie swoje ostre wilcze kły, które wysunęły się z jej ludzkiej szczęki. Poczułem jak jad rozpływa się po całym moim organizmie. Bolało, ale to był przyjemny ból. To dziwne, wszyscy w książkach opisywali to strasznie. Gorzej było z pierwszą przemianą; nie przemieniłem się w pełnię, tylko kiedy księżyc był w nowiu. Bolało piekielnie.

Potem zgodnie z obietnicą zacząłem obserwować Elliott,  każdego dnia, każdej nocy. Z każdą chwilą zdobywała moje serce bardziej. Czasami śpiewała w swoim pokoju kiedy sprzątała, rozmawiała z psem i czytała. Dopiero teraz, prowadzony przez trzystaczternastoletnią nastolatkę uświadomiłem sobie, że się zakochałem. Akurat w tej dziewczynie, najmniej odpowiedniej, w tym co robi, w jej zapachu. To było dla mnie nowe uczucie, dla którego zaniedbywałem szkołę, kumpli, rodzinę a byłem go całkowicie nieświadomy.

-Hej, żyjesz? - Głos Evelyn wyrwał mnie z zamyślenia.

-Hmm? Ah...tak.

-Świetnie, więc powtórzę. Masz nadal utrzynywać ją w przekonaniu, że byłeś moim...jak się nazwałeś? Podwładnym? Chyba tak. W każdym bądź razie ona nie może wiedzieć, że robiłeś to z własnej woli. Chce cię chronić i to ją zniszczy. - Uśmiechnęła się jadowicie. - Nie wspominaj jej również, że wizje są prawdziwe. W przeciwnym wypadku coś może stać się twojej rodzince. Radziłabym uważać. - Poklepała mnie po ramieniu i odeszła, zostawiając mnie samego w środku lasu.

Czułem pustkę, tam gdzie wcześniej miałem serce. Coś mi mówiło, że stało się coś złego. Bardzo złego.

-----------------------------------------------------------

No. Nieźle.
I jak Wam się podoba rozdział?  Taki niespodziewany obrót spraw. :3
Przepraszam za kolejną tygodniową nieobecność. Postaram się, żeby rozdziały pojawiały się w soboty ale nie obiecuję.

Nabiliśmy już ponad 7000 wyświetleń! Jesteście wspaniali! Dziękuję z całego serca ♥

~Eyseer

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 21, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

W objęciach nocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz