Rozdział dziesiąty | Adrien

77 14 41
                                    

Wyszedłem z kawiarni dosłownie siedem minut po Marinette, miałem wrażenie, że Nino i Alya kompletnie zapomnieli, że jestem jeszcze tu z nimi. Oczywiście nie byłem na nich zły, doskonale wiedziałem, że mój przyjaciel żywi głębsze uczucia do przyjaciółki Mari, dlatego po prostu poszedłem im na rękę i szybko się ulotniłem. Najpierw jednak dokończyłem swój deser, co, jak co ale deser zmarnować się nie mógł.

Stojąc na zewnątrz spojrzałem się w górę, robiło się już ciemno, ruszyłem w stronę przystanku autobusowego. Byłem zdziwiony, że mój ojciec jeszcze nie dzwonił zapytać gdzie się podziewam, może wreszcie zrozumiał, że ja także potrzebuję chwili dla siebie?

Mam szesnaście lat, za pół roku siedemnaście i dopiero teraz mój ojciec uznał "dobra, dam mu więcej luzu" czyżby moje marzenie się spełniło? Albo widząc mnie po imprezie u mulata uznał, że nic mi nie jest i jestem na tyle odpowiedzialny, że mogę sobie pozwolić na takie wyjścia, oj tak...Mam wielki dług u mamy Nina za namówienie ojca żebym spał u nich, gdyby tylko wiedział, co się tam działo.

Widziałem już z dala przystanek, gdy usłyszałem krzyk, stanąłem jak wryty i nasłuchiwałem skąd dochodzi. Przez chwilę było słychać tylko ciszę, myślałem już nawet, że mi się to zdawało, ale kolejny wrzask dał mi jasno do zrozumienia, że ktoś właśnie ma kłopoty. Dodatkowo głos wydał mi się tak znajomy, że przeraziłem się jeszcze bardziej, momentalnie spojrzałem się w stronę ciemnej uliczki, obok której przechodziłem.

Wkraczając do niej szybko przywołałem do siebie swoje kwami, aby po chwili stać się już Czarnym Kotem, mój wzrok w ciemności stawał się o wiele lepszy pod przemianą, z łatwością mogłem dostrzec, dokąd zmierzam. Biegłem szybko za głosem dziewczyny, w duchu modliłem się, aby zdążyć ją uratować, choć nawet nie wiedziałem, w jakiej jest teraz sytuacji. To mogło być dosłownie wszystko, nawet nie musiało chodzić o nią a o kogoś, kto był obok niej, tak dla przykładu druga osoba, która doznała kontuzji.

Krzyk nagle ustał, ale dało się usłyszeć z daleka czyjeś przyspieszone kroki, nie miałem jednak pojęcia skąd dokładnie dochodzą, dlatego uznałem, że lepiej będzie, jeśli zacznę przemieszczać się po dachach, będę miał lepsze pole widzenia. Wspiąłem się najszybciej jak umiałem na górę, aby po chwili mieć widok na cały ten zakichany labirynt. W pewnym momencie mignęła mi jedna postać, która skręciła w ślepy zaułek. Widząc, w jakiej jest sytuacji stanęła jak wryta i trzymając komórkę zaczęła coś do niej mówić.

Miała na tyle rozświetlony wyświetlacz w telefonie, że niemal od razu rozpoznałem w niej Mari, tak dokładnie, te samą Marinette, która jeszcze kilka godzin temu wciągnęła mnie do łazienki i z łatwością przycisnęła do ściany, mimo że byłem o głowę od niej wyższy, to sam się wtedy mało nie zesrałem. Tym razem jednak to ona się bała.

Próbowałem zrozumieć, czego dziewczyna się tak przeraziła, gdy dokładnie po mojej myśli zza zakrętu wybiegła jakaś postać. Sądząc po wzroście mógł być ode mnie wyższy, ciężko to stwierdzić będąc na dachu, każdy się tu wydaje mniejszy, jednak patrząc na wzrost Mari a jego, byłem niemal pewny, że przewyższa i mnie o głowę.

Marinette widząc mężczyznę zaczęła się cofać aż natrafiła na mur, natomiast on postanowił udać się w jej stronę, ruszyłem w ich kierunku, musiałem jakoś zareagować, nie wyglądało mi to na jakąś chorą grę w berka. Marinette zaczęła znowu coś mówić do telefonu, czyżby zdążyła zadzwonić po pomoc?

Dziewczyna nagle przyjęła posturę bojową, nie wykonała jednak żadnego ruchu, widziałem jak ją sparaliżowało, była dosłownie na wyciągnięcie ręki. Tego już było za wiele, wkurwiony wręcz zeskoczyłem z dachu, aby następnie kijem ogłuszyć delikwenta.

Jestem tuż obok | MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz