cierpliwość ma swój koniec

376 33 25
                                    

Następnego ranka, przyjaciele obudzili się i przyszykowali do szkoły. Z powodu, iż wizyty Oikawy w domu Iwaizumiego były prawie codziennością, dlatego chłopak posiada już półkę w szafie czarnowłosego. Po przebraniu się w mundurki szkolne, chłopcy zeszli do kuchni gdzie przywitała ich matka siatkarza.

- Oh, witaj Tooru - kobieta uśmiechnęła się ciepło - mam nadzieję, że bezpiecznie dotarłeś tutaj. Nie wiem jak ty to robisz, w nocy jest naprawdę ciemno.

- Nie musisz się przejmować, ciociu. Idę już na pamięć. Nic mi nie jest - brunet uśmiechnął się ciepło.

- Akurat kupiłam mleczny chleb z myślą o tobie . Miałam dać Iwaizumiemu aby dał ci w szkole ale skoro tu jesteś to proszę - z szafki wyciągnęła paczkę mlecznego chleba i podała do promieniującego chłopaka z szczęścia na widok ulubionego jedzenia. Przyjaciel popatrzył na zdziecinniałego kapitana i lekko się uśmiechnął pod nosem - a co u twoich rodziców? - spytała po chwili.

- Są bardzo zapracowani. Ostatnio mają jakiś nowy projekt więc zostają do późna w pracy. Czasem nocują w biurze - brunet wzruszył ramionami przeżuwając jedzenie. Wzrok mieszkańców domu w którym się znajdowali, spotulniał. Dwójka patrzyła na niego współczującym wzrokiem. Rodzice chłopaka byli znanymi biznesmenami. Mieli dużo pieniędzy lecz mało czasu dla syna. Szczególnie teraz gdy może już zadbać sam o siebie. Dlatego chętnie przyjmowali chłopaka do siebie i opiekowali się nim. Dawali mu ciepło i komfort - Iwa-chan, musimy iść bo zaraz się spóźnimy - wskazał palcem na zegar, a przyjaciel wrócił do rzeczywistości.

- Mhm, musimy iść. Pa mamo - siatkarz podniósł się z krzesła i spakował drugie śniadanie do plecaka po czym szybko założył buty i wyszedł z domu wraz z brunetem.



Yahaba miał właśnie wejść do budynku szkoły lecz coś pociągnęło go w inną stronę i zabrało zza szkołę. Gdy już się zatrzymali, chłopak zobaczył przed sobą czwórkę szkolnych chuliganów co go zmartwiło. Domyślał się, że mają złe intencje.

- Pięknisiu, dawaj kasę - warknął jeden z nich.

- Nie, dzięki - powiedział dumnie. Każdy wiedział, że rozgrywający pochodził z wysoko postawionej rodziny lecz sam chłopak nie dbał o to. 

- Dawaj kasę laleczko alby zbijemy ci tą porcelanową buźkę - drugi członek grupy złapał za koszulę bruneta podciągając go lekko w górę, przybijając tym samym jego plecy do ściany lecz Yahaba nie miał zamiaru odpuścić. Miał swoją dumę, nie zamierzał przegrywać z jakimiś dzieciakami bawiącymi się w gangsterów - nie to nie - chłopak stracił cierpliwość i uderzył go pięścią w twarz. Siatkarz nie reagował, nie zamierzał spadać do ich poziomu. Po chwili zbliżył się do nich następny członek drużyny i uderzył go w brzuch. Yahaba poczuł metaliczny posmak w ustach lecz nie reagował, jedynie opadł na kolana bezsilnie trzymając się za brzuch. Patrzył w ziemię przed nim lecz nagle usłyszał jakieś krzyki z daleka, chwile później słyszał uderzenia i jęki jego oprawców.

- Jak jeszcze raz mu coś zrobicie to zginiecie, jasne? - siatkarz usłyszał ten charakterystyczny głos. Głos który bardzo dobrze znał.

- T- tak jest - chuligani uciekli w popłochu, a minutę temu wrzeszczący chłopak, klęczał przy rozgrywającym z smutnym wyrazem twarzy.

- Co ci zrobili? - zapytał chłopak łagodnie. Yahaba uniósł głowę i spojrzał mu w oczy uśmiechem.

- Wszystko gra, Kyotani - powiedział spokojnie lecz krew wyleciała z kącika jego ust. Żółtowłosy od razu zareagował i przyłożył rękaw mundurka do jego ust.

What about you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz