Mam je niańczyć?!

62 2 0
                                    

6.00, 2 lipca

Aria

     Wczorajszy dzień niczym się nie wyróżnił, więc uważam, że nie jest warty wzmianki. No może poza tym, że w końcu dowiedziałam się, gdzie i kiedy jedziemy na wspomniane w mailu wakacje. Jak się okazało naszą podróż zaczynamy od stolicy Stanów Zjednoczonych - Waszyngtonu. Bardzo się cieszę, że będę miała okazję zwiedzić to miasto. Nie było też się trudno domyślić, dlaczego akurat tam jedziemy najpierw. Za dwa dni (tj. 4 lipca) jest Dzień Niepodległości. Chcemy spędzić go razem, oglądając fajerwerki z Monumentem Waszyngtona w tle. Na pewno będzie to niezapomniany wieczór!

     Jutro jutrem, ale w końcu trzeba wstać z łóżka. Jak powiedziałam, tak zrobiłam i już chwilę później byłam na nogach. Nagle zza moich drzwi rozległ się głos:
- Ario, śniadanie - głos był znajomy, ale mimo wszystko nie tak bardzo, jak inne. Poza tym "Ario"? Naprawdę? Nikt, kogo dobrze znam się tak do mnie nie zwraca. No właśnie... Kogo dobrze znam. Jednej osoby nie znam prawie w ogóle...
- Zaraz zejdę - odpowiedziałam i usłyszłam kroki, które potwierdzały odejście chłopaka z pod moich drzwi.

     Czy byłam zadowolona? Sama nie wiem. Liczyłam, że będziemy mogli się lepiej poznać, a póki co rozmawialiśmy tylko raz i to w nocy. Podobno jedzie razem z nami, bo w końcu studenci też mają wakacje...

     Nie należę do osób, które rzucają słowa na wiatr, dlatego już chwilę później byłam na dole. Wczoraj nie mieliśmy okazji na posiłek w pełnym gronie, ale dzisiaj jest inny dzień. Widok, który zobaczyłam był jak z obrazka. Mimo, że wczoraj było podobnie, w moim domu nie jest to normą. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach, a na stole piętrzyły się różne "potrawy". No i kto to wszystko zje? Przecież my zaraz musimy jechać...
- O Ari, nie zauważyłam Cię. Siadaj proszę - Mercedes powitała mnie swoim promiennym uśmiechem.

     Na moje szczęście (albo nieszczęście) przypadło mi miejsce obok Amber, ale naprzeciwko Ashera. Nie protestowałam jednak i usiadłam na krześle. Ciekawiło mnie tylko...
- Czemu jest tutaj tyle jedzenia?
- Nadal nie wiemy, co lubisz jeść. Poza tym... Nie mogliśmy się zdecydować - tym razem głos zabrał James.
- Ależ nie trzeba było. Chociaż mam jeszcze jedno pytanie...
- Pytaj - odparła Amber.
- W zasadzie to nawet dwa. Po pierwsze: O której musieliście wstać, żeby to wszystko przygotować? Przecież jest po szóstej. Po drugie: Kto to wszystko zje? Zaraz musimy jechać.

     Znów głos zabrała Mercedes:
- Kochanie, już wyjaśniam. To, że ty się cieszysz, sprawia nam radość, więc wstanie wcześniej nie sprawi nam problemu - tu zrobiła małą pauzę - odpowiadając na drugie pytanie... Ja i James nie jedziemy z wami...

     Nareszcie do rozmowy włączył się Asher:
- Żartujecie sobie, prawda?! Mam je - wskazał na mnie i Amber - niańczyć?! - ton jego głosu był zdecydowanie za wysoki, co wcale mi się nie podobało.

     Amber także postanowiła zabrać głos:

- Braciszku od jakiegoś czasu o tym wiem i doszłam do wniosku, że to nie będzie dla Ciebie takie straszne. Zajmiemy się sobą, a w Nevadzie dołączy do nas mój chłopak. W razie czego on będzie twoim towarzyszem podróży - zaczęła się śmiać.

- Jeszcze Twój chłopak?! Koniec tego dobrego, nigdzie nie jadę, same sobie poradzicie - zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem. Już wstawał od stołu, ale powstrzymała go Mercedes.

- Tak nie będzie. Nie masz prawa podnosić głosu w moim domu. Mieszkasz, nie dokładając się do niczego. Za wakacje też my płacimy. O co Ci chodzi?! Doskonale wiesz, że nie moglibyśmy spędzić całych wakacji poza domem ze względu na pracę. To już postanowione - jedziesz. Lepiej się zbieraj, bo zaraz przyjedzie taksówka...

Zwykła dziewczynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz