Prolog

13.7K 325 15
                                    

Opuściła pojazd, zaraz stając przed postawnym, łysym mężczyzną, z którym widywała się conajmniej dwa razy w tygodniu. To właśnie on przejmował towar, który wiozła ze sobą. Choć nie miała najmniejszej ochoty na spotkanie z nim, była to jej praca i nie miała zbyt wiele do gadania.

— Nie lubię, gdy każesz mi na siebie tyle czekać.

Uśmiechnęła się krzywo, unosząc lekko głowę do góry, by skrzyżować z nim wzrok. Po chwili jednam odwróciła głowę, nie mając ochoty patrzeć na jego poharataną twarz.

— Na coś, co dobre długo się czeka — odparła z nonszalancją, opierając dłoń na swoim biodrze i kiwając w stronę bagażnika. — Teraz, zabieraj towar i nie pokazuj mi się na oczy aż do piątku.

Po ostatnim incydencie, gdy mężczyzna próbował się do niej przystawiać, była ostra, jak brzytwa. Nie patyczkowała się, a jasno dawała do zrozumienia, że jest dla niego czymś nieosiągalnym i nigdy nie będzie mógł jej mieć.

Nie spodziewała się, że jej działania będą miały zupełnie odwrotny skutek.

— Lubię, gdy tak do mnie mówisz — wyszczerzył się, spoglądając na nią z podziwem i uwielbieniem w oczach tak, jak za każdym razem. Pragnął jej, tak jak jeszcze nikogo przedtem i nic nie było w stanie go powstrzymać.

Posłała mu pełne obrzydzenia spojrzenie, prychając kpiąco pod nosem. Nie siliła się nawet na odpowiedź, chciała się po prostu wycofać i odjechać z miejsca, by móc wrócić do swojego apartamentu.

Była głupia, jeśli myślała, że tak po prostu pozwoli jej odejść. Zacisnęła mocno szczękę, czując silny uścisk na swoim nadgarstku.

Daniel był typem faceta, który nie przyjmował odmowy i nie rozumiał słowa „nie". Brał to, co chciał, nie pytając o pozwolenie. Właśnie dlatego wiedziała, że nie mogła tu dłużej zostać.

— Puszczaj...

Była silną kobietą, ale nie miała wielkiego pola do popisu, gdy w grę wchodził dwa razy cięższy i o wiele wyższy facet. Jedyne, co mogło pozwolić jej wygrać, to spryt.

Syknęła pod nosem, dotykając dłonią swojego boku, przy którym nie miała swojej broni, którą widocznie musiała zostawić w środku samochodu.

— Wiesz, że z każdym twoim słowem chcę cię jeszcze bardziej?

Wyprostowała się nagle i korzystając z chwili nieuwagi Daniela, kopnęła go prosto w krocze, sprawiając, że zgiął się w pół z bólu. Nie przejmując się jego stanem, znacznie się odsunęła.

— Ty pieprzona dziwko — syknął wściekły. — Chciałem organizować kolację i zdobyć cię, jak prawdziwy dżentelmen, a ty tak mi się odpłacasz?

— Zostaw mnie, zaraz pojadę do szefa — oznajmiła, myśląc, że dzięki temu trochę go przestraszy. Na moment zapomniała, że mężczyźni byli ze sobą blisko.

Zaśmiał się głośno, patrząc na nią z czystym rozbawieniem. Zmarszczyła brwi, nie mając pojęcia co spowodowało u niego taką radość.

— Sam kazał mi wziąć cię w obroty, byś wreszcie zaczęła robić to, za co ci płaci.

Pieprzony dupek — pomyślała, ruszając biegiem do swojego pojazdu. Teraz na uwadze miała tylko swoje bezpieczeństwo.

Z jej gardła wydobył się krótki pisk, gdy gwałtownie została pociągnięta do tyłu.

— Nie chciałaś po dobroci, twoja strata. I tak cię wezmę, z twoją zgodą czy bez — wychrypiał, owijając wokół niej ramię, by przygnieść jej ciało do podłogi, przez co jęknęła z bólu.

Poczuła, że to ostatnia chwila by się uratować, nie dając satysfakcji temu choremu bydlakowi. Musiał dostać nauczkę za to, co robił tym wszystkim, biednym kobietom. Doskonale wiedziała, że nie była jego pierwszą ofiarą, przez co miała ochotę sprawić, że już nigdy nie będzie w stanie skrzywdzić w ten sposób żadnej kobiety.

Wysunęła łokieć, uderzając mężczyznę w nos, przez co krzyknął, odsuwając się od jej ciała. Wstała, szukając czegokolwiek, czym mogłaby się obronić.

Zauważając metalowy pręt, bez zastanowienia chwyciła go w dłoń, spoglądając na zakrwawioną twarz mężczyzny.

Zignorowała nagły przypływ odwagi, starając się uspokoić oddech. Nie mogła działać zbyt pochopnie, gdyż miała na uwadze to, co czekałoby na nią, gdyby jednak zdecydowała się na ten niewłaściwy ruch. Nie chciała nikogo zabijać i sprowadzać na siebie jeszcze większych problemów, które nie pozwoliłyby jej na spokojne i beztroskie życie.

Mężczyzna ruszył wściekle w jej kierunku, sprawiając, że zamachnęła się, wyrzucając ze swej głowy wszystkie niepotrzebne myśli. Odsunęła się do tyłu w momencie, gdy jego ciało upadło tuż przed jej nogami.

Zamrugała kilkakrotnie, nie dowierzając.

Metalowe narzędzie upadło z hukiem, gdy jasnowłosa wypuściła je z drżącej dłoni. Obserwując kałużę krwi, która utworzyła się obok głowy mężczyzny, poczuła, że traci grunt pod nogami.

W jednej chwili cała jej pewność siebie i twarda otoczka, nad którą pracowała przez kilka ostatnich lat, zdawała się wyparować. Znowu poczuła się jak zagubione dziecko, którym była jeszcze jakiś czas temu.

To koniec — pomyślała, wpatrując się w bladą twarz mężczyzny, którego krew zdążyła już zabrudzić jej buty.

Nie myśląc dłużej, zdjęła z nóg swoje botki i zabierając narzędzie zbrodni, ruszyła prosto do swojego samochodu, by wycofać się z terenu opuszczonej fabryki.

Czując łzy pod powiekami, skarciła się samą w myślach, biorąc głęboki wdech, by choć trochę się uspokoić. Pewne było, że musiała działać szybko i racjonalnie. Jej szef doskonale wiedział, że spotkała się z Danielem, dlatego też oczywiste będzie dla każdego, kto dokonał zbrodni. Zdawała sobie sprawę z tego, że nikt nie będzie dla niej łaskawy i zginie jeszcze tego samego dnia, jeśli nie podejmie właściwej decyzji i nie opuści Seattle.

Uderzyła dłonią w kierownicę, przeklinając głośno, gdy ujrzała korek, który działał tylko na jej niekorzyść. Miała maksymalnie pięć godzin, by wyjechać z miasta i po prostu... zniknąć.

Zaśmiała się głośno, kręcąc głową z przerażenia. Jeszcze dwadzieścia minut temu jej największym problemem było zdecydowanie, co zje na kolację, którą zamierzała spędzić w towarzystwie nowego poznanego mężczyzny, a teraz zmuszona była uciekać, najlepiej na inny kontynent.

Korzystając z chwili, chwyciła telefon i weszła na odpowiednią stronę, by spojrzeć na dzisiejsze loty.
Zatrzymując się wzrokiem na dłużej, odetchnęła z ulgą.

— Chyba wygląda na to, że dzisiaj nie umrę... — mruknęła pod nosem, po czym przymknęła na moment swoje powieki.

Jedyne co musiała zrobić to dostać się do swojego mieszkania i zabrać swoje rzeczy.

Potem... musiała zniknąć. Na dobre.

***

Witajcie, kochani!
Przez ostatnie kilka miesięcy miałam kryzys i nie byłam w stanie dokończyć żadnej historii, a stworzyłam z pewnością ponad pięć opowiadań. Dopiero przy tym poczułam, że jest to coś, co chciałabym opublikować, dlatego mam nadzieję, że się Wam spodoba. Koniecznie dajcie znać, co sądzicie :)

Od razu zaznaczam, tylko w prologu występuje narracja trzecioosobowa. Uznałam, że będzie lepiej, jeśli wstęp napiszę inaczej niż dotychczas.

Jeśli chodzi o rozdziały to ciężko mi określić, kiedy będę je dodawać. Na pewno wleci coś raz na tydzień :)

Do następnego!

Pod maską |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz