Voldemort

583 38 30
                                    


Harry po kolejnej odbytej rozmowie z matką, nie był w stanie znaleźć sobie miejsca. Siedząc w towarzystwie przyjaciół na kanapie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, podrzucał swój złoty znicz, uważając, aby przypadkiem nie odleciał za daleko. Do tej pory pamiętał dzień, w którym go złapał. To był jego pierwszy mecz, około trzy lata temu.

Westchnął ciężko, chowając znicz to tylnej kieszeni spodni. Ron, jak można było się po nim spodziewać, siedział zatopiony w fotelu, a w około niego porozrzucanych było multum papierków po cukierkach i innych tego typu słodkościach. Hermiona zaś, okupowała fotel naprzeciw Rona, a jej wzrok dokładnie chłonął każdy wyraz zapisany w podręczniku od Obrony Przed Czarną Magią.

Harry za to rozłożył się na całej długości kanapy, centralnie przed wielkim kominkiem, a jego umysł zatopiony był w rozważaniach.

Chyba po tym, czego w tym tygodniu się dowiedział, powinien skonsultować to wszystko z Dumbledorem. Raczej jego matka nie powinna mieć nic przeciwko, skoro podobno ufała dyrektorowi, a Albus, według Harry'ego, był najmądrzejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkał. Okularnik również ufał dyrektorowi, jednak miał do niego urazę, że nie pisnął mu ani słówka na temat jego rodziców, tylko wpajał do jego głowy różne wymyślone na poczekaniu historyjki.

Czy jeżeli jego mama nie zebrałaby w sobie odwagi, aby mu to wszystko wyznać, to czy kiedykolwiek by się o tym dowiedział? Może tata by mu o tym powiedział?

Nie nie nie. Na pewno nie.

Przecież James Potter za żadne skarby nie chce widzieć teraz swojego syna. Teraz ani nigdy. Przynajmniej tak myślał Harry. Och, gdyby wiedział w jakim jest błędzie...

Chłopak po raz kolejny głośno westchnął, powoli wstając z kanapy.

- Gdzie idziesz? – zapytała Hermiona Granger, gdy Harry nie zdążył postawić jeszcze ani jednego kroku.

- Do Dumbledora – odparł, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem.

Szybkim krokiem, lawirując pomiędzy porozwalanymi książkami, pergaminami oraz papierkami po słodkościach, Harry w końcu wydostał się z tego zgiełku jakim był Pokój Wspólny.

Nie kłamał. Naprawdę zamierzał teraz pójść do Dumbledora. Dyrektor zawsze w stosunku do niego był bardzo uprzejmy i Potter nawet lubił z nim rozmawiać, a w tej chwili był to jedyny sposób na odstresowanie. Co prawda mógłby porozmawiać jeszcze raz z Lily, jednak nie miał pomysłu w jaki sposób mógłby się skontaktować z matką, ponieważ to ona zawsze odwiedzała go, a nie na odwrót, więc Harry nigdy nie musiał znać jej adresu zamieszkania bądź czegokolwiek innego. Właściwie, to wie o swojej matce naprawdę niewiele. Ktoś mógłby nawet pokusić się o stwierdzenie, że nie wie o niej kompletnie nic.

Przeklinał pod nosem, że nie wziął swojej mapy ani nawet różdżki, która prawdę mówiąc, była niezbędnym gadżetem. Szybko pokonał dystans dzielący Pokój Wspólny od gabinetu dyrektora, powiedział kołatce hasło i szybkim krokiem wspiął się po schodach w końcu natrafiając na te właściwe drzwi.

Już miał chwycić za klamkę, jednak głos Dumbledora wydobywający się z pomieszczenia skutecznie mu to uniemożliwił.

- O mało co jej nie zabiłaś – powiedział dyrektor. - Miała w jednym kawałku zostać dostarczona do Voldemorta. Takie było nasze zadanie.

Harry wciągnął gwałtownie powietrze do płuc. Co...? Nie mógł uwierzyć własnym uszom. Ten dobry i życzliwy Dumbledore współpracuje z...? Okularnik pokręcił głową na boki. Jedyne co teraz chciał zrobić to uciec jak najdalej stąd, jednak ciekawość przezwyciężyła lęk. Przyłożył ucho do drzwi, chcąc usłyszeć jak najwięcej.

Expecto Patronum 2 ➶︎ 𝔍𝖆𝖒𝖊𝖘 𝕻𝖔𝖙𝖙𝖊𝖗 ✔︎Where stories live. Discover now