10 | Na ratunek Skylar

512 36 95
                                    

Ostrożne kroki. Walące o pierś serce. Sprawdź tyły. Wdech. Czysto. Wydech. Kolejne kroki. Jeden. Drugi. Trzeci... stop. Nie, to nie był żołnierz. Zwykła roślina. Ulga.

Robiłam to: skradałam się do gabinetu ochrony, aby wykraść klucz od izolatki. Balansowałam na krawędzi życia i śmierci, co chwilę chowając się przed patrolującym korytarze żołnierzem.

Od pamiętnej masakry na stołówce minęło kilka dni. W tym czasie kolejni odporni trafili na śmiercionośny fotel, coraz więcej żołnierzy przekraczało granice, gdzie kończyło się człowieczeństwo, a zaczynało szaleństwo, za to ja obmyślałam plan wyrwania Skylar z ciapy. Przeznaczałam na to wszystkie bezsenne noce.

Roznoszące się po budynku krzyki nie były już tak uciążliwe.

— Czuję się jak Ninja.

Za to Minho był upierdliwy jak zwykle.

— Miałeś siedzieć cicho — warknęłam, nie przestając się rozglądać.

— No i byłem! Przez ostatnie trzy minuty nawet nie pierdłem! — odparł oburzony. Brawo Minho! — Doceń to.

— Oh, wybacz, że tak gwiżdżę na twoje starania — prychnęłam z sarkazmem. Chłopak musiał tego nie wyczuć lub też całkowicie to olać.

— Spoko, Newt robi tak samo.

Nic już więcej nie powiedziałam, choć niejedno słowo cisnęło mi się na usta. Przewróciłam jedynie oczami, a potem ruszyliśmy dalej; przed sobą mając cel, natomiast za plecami depczące nam po piętach niebezpieczeństwo z karabinkiem.

Korytarz za korytarzem. Zakręt za zakrętem. Ostrożność, stop, droga wolna, prosto, lewo, znów stop, Minho prawie wywalający nas na ziemię. Jakoś to szło.

Kiedy wreszcie od drzwi do gabinetu ochrony dzieliło nas kilka kroków, rzecz jasna musiały pojawić się schody. Zza ściany dobiegały głosy. Nie jeden, a dwa. Serce raptem podskoczyło mi do gardła, za to panika uderzyła do głowy, gdy w jednym z nich rozpoznałam ten należący do mojego brata. Tego nie przewidziałam. Prędko schowałam się za rogiem i przyległam plecami do ściany, ciągnąc Minho tuż za sobą.

— Co...

— Morda w kubeł.

Drzwi były otwarte, dlatego nie trudno było nam podsłuchać toczącą się wewnątrz rozmowę.

— ...kiedy to było? — w głosie Andy'ego pobrzmiewała niepewna nutka. Denerwował się.

— Jakieś trzy dni temu — odparł mu niskim tonem (zapewne) strażnik. — To jest ta stara elektrownia, którą przeszukiwaliśmy jakiś czas temu. Dwanaście kilometrów stąd. Byli tam — dodał po chwili.

— Jesteś pewny, że to na pewno oni?

— Tak. Sprawdziłem i... — moment przerwy. — ...tutaj jest Thomas, obiekt A5 i B4... — kątem oka widziałam, jak twarz Minho krzywi się z każdym kolejnym słowem. — ...no i Vince, ich przywódca.

— A ten facet? — dopytywał Andy. — Kim jest? I te dziewczyny?

— Dobre pytanie. Żaden z nich nie figuruje w naszej bazie danych — zmarszczyłam brwi i znów zerknęłam na chłopaka obok. Przeczucie podpowiadało, że on ich znał. — Jakby nie istnieli.

— To czemu ich kurwa widzę? — groźny ton Andy'ego przebił nie tylko dzielącą nas ścianę, ale także moje serce. — Po jakiego chuja są na tym monitorku, skoro powinni nie istnieć?

— J-ja n-nnie wiem...

Wtedy rozmowa na chwilę ucichła. Już myślałam, że sobie poszli i już nie wrócą, ale późniejszy głośny huk temu zaprzeczył. Padło przekleństwo. Ja aż podskoczyłam, za to Minho gruchnął głową o ścianę za sobą. Kolejne przekleństwo, tym razem z ust Azjaty.

Doktorek I Szczurek • Minho TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz