14 | Trochę się udało

402 36 127
                                    

To był ten dzień. Ten, który pachniał wolnością.

Tamtego dnia oni mieli uciec.

Chodziłam nerwowo po korytarzu, od ściany do ściany. Kostki w palcach strzelały mi od ciągłego ich wykręcania. Zęby maltretowały wargę, aż w końcu przegryzły ją do krwi. Gdzieś w środku stres zgniatał w ciapę moje serce. Walczyło, biło szybko.

Bum. Bum. Uda się. Bum. Czy... bum, nie. Bum.

Trochę dalej i tuż za zakrętem Minho wraz z resztą odwalali swoją część planu. W skrócie polegała ona na zapakowaniu uśpionych żołnierzy do komórki, do której dałam im klucz, skąd potem mieli wyciągnąć i założyć czarne mundury z kaskami. W tym czasie ja pilnowałam korytarza.

Czas tykał. A oni się wlekli.

Prócz stresu, rozsadzała mnie także złość. Ich najważniejszym zadaniem było danie mi znać, że wszystko poszło jak po maśle i biegną już do zbrojowni, gdzie mieli czekać na Connora. Wystawić łeb zza rogu. Machnąć ręką. Kciuka pokazać. Cokolwiek! Najchętniej sama bym się tam wtedy przeszła, ale bałam się opuścić wartę.

Robale zawsze złaziły się do kwiatów, kiedy krasnal schodził z widoku.

Wtem usłyszałam kroki. Serce podeszło mi do gardła, kiedy bardzo powoli odwróciłam się za siebie. W moją stronę, wcześniej mijając dokładnie ten korytarz, gdzie działali moi przy... znajomi, szedł wolno zamaskowany żołnierz. Gwizdał. Skoro tam nie stanął, musiało ich już nie być. Mogłam odetchnąć.

Ale nieee. Stres musiał robić sobie z mojego żołądka puree, bo czemu by nie.

Żołnierz wreszcie stanął tuż przede mną. Przypinka gwiazdki lśniła na jego piersi, przez co oblał mnie jeszcze większy strach. Myślałam, że uporałam się z wszystkimi. Jakim cudem mi się jeden wymsknął?

Wyprostowałam się i uśmiechnęłam, wcale nie podejrzanie.

Spokój!, ale nogi wciąż drżały.

— Czołem żołnierzu! — zawyłam piskliwie. No dalej, odwago, gdzie ty wtedy byłaś? — Czemu nie na obiedzie? — dodałam już pewniej.

Moment dłuższej ciszy. Przez kask nie widziałam jego twarzy, mowy ust ani wzroku, ale go na sobie czułam. Dyskomfort mnie uwierał; mimo to czekałam cierpliwie, aż w końcu coś powie. Albo najlepiej sobie pójdzie. Noga podrygiwała mi z zniecierpliwienia.

Minęło kolejnych kilka sekund, nim ten przechylił głowę i powiedział:

— Tu mam ładniejsze widoki.

Jakby za pstryknięciem palców, cały stres zniknął od tak; pyk i tyle. Na jego miejsce przyszła za to złość, telepiąca i rwąca kości od środka, gdy tylko wyszczerzony Minho zdjął z łba kask. Myślałam, że zęby pokuszę, tak mocno je zaciskałam.

— Czołem doktorku — zadrwił z cwanym uśmieszkiem. Jeden ruch, chwyt i ciach, a mogłabym go mu zedrzeć. — Coś czerwona się zrobiłaś. Ulżyj sobie i pierdnij, jak...

— Co ty tu robisz?! — krzyknęłam szeptem, będąc rozdarta między okładaniem go pięściami, a rwaniem sobie włosów z głowy. — Gdzie jest reszta? I czemu nie jesteś jeszcze w zbrojowni?!

— Za dużo pytań, czuję się przytłoczony. To...

— Minho!

— No dobra! — uniósł się, nieco odskakując. Zaraz jednak westchnął. Przeczesał czarne włosy palcami, tym samym zmniejszając mój żołądek do orzeszka, po czym przeklął i powiedział: — Musimy pogadać.

Doktorek I Szczurek • Minho TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz