a/n: hej, muszę was uprzedzić jeszcze przed startem – koniec jest strasznieee pogmatwany. chciałam po prostu spróbować czegoś nowego, bo mam chorą ambicję, aby was zaskakiwać. mam nadzieję, że się połapiecie. to zapraszam!
···
Tamten dzień był jakiś dziwny. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć, ale gdzieś głęboko w kościach uwierało mnie przeczucie, że coś się zbliżało i to wielkimi krokami. Po prostu to czułam. Tyle że to samo durne przeczucie nie mówiło już, czy miało to być coś dobrego, czy może wręcz przeciwnie. To natomiast było frustrujące.
Po raz kolejny ciągnięto nas na badanie. A bardziej mnie ciągnięto, bo Minho był na tyle słaby i zwiotczały jak warzywo, że jego walnięto na łóżko. Tym razem przy naszym transporcie osobiście towarzyszył Connor. Szedł wyniośle z przodu, pokazowo z dłonią na wiszącym przy pasie karabinie, tuż zanim dreptałam ja oraz jeden żołnierz, a obok pozostali dwaj ciągnęli łóżko z Azjatą.
— To jak? Fajnie się liże zadek Jansona? — Minho może i był wyprany z sił, ale nie ze swojej wrodzonej cechy uprzykrzania innym życia. Connor jednak nijak na to zareagował. — Takie wypierdki nie kończą za fajnie, mówię ci.
Moje zęby cały czas bawiły się dolną wargą; wszystko sprawka stresu, tego upierdliwca, który dokuczał mi gdzieś tam w środku, nie dając się skupić. Bo choć Connorowi nawet palec na kolebie nie drżał, tak mężczyzna znany był z tego, że za cierpliwy to on nie był. Za to Minho strasznie lubił załazić za skórę, na czym mógł się wreszcie przejechać. Z tego powodu więc się stresowałam.
— Nie ma żadnego leku. Padniesz trupem, a wtedy ja walnę sobie nad tobą kielicha.
Zero reakcji. Pchający łóżko żołnierze zwrócili się do siebie kaskami i wymienili spojrzeniami. Ja natomiast dalej dziurawiłam sobie wargę, wewnątrz walcząc z na tyle wielkim stresem, że aż powoli nie dawał mi oddychać. Dusiłam się.
— Na stówkę w portkach już cykorzysz, obsrańcu.
To był moment, kiedy czara cierpliwości się przelała.
W pierwszej chwili nawet nie skumałam, kiedy Connor odwrócił się jednym susem w tył i znalazł tuż nad Minho. Był jakby sekundowym mignięciem w moim oku. Jego dłoń w czarnej skórze znalazła się na szyi chłopaka, podduszając go, przez co brunet od razu zrobił się czerwony. Zlęknione serce pchnęło moje nogi w ich stronę, ale nie miałam szans ze stojącym za mną żołnierzem. Tamto zapłakało w piersi.
Strach zacisnął się na moich płucach. Connor pochylił się nisko nad Minho, nieudolnie próbującego nabrać tlenu. Gdybym wtedy tylko go miała, oddałabym mu każdy swój oddech.
— Masz rację. Na pewno padnę trupem — niby szeptał, choć w mojej głowie krzyczał. Pochylił się jeszcze niżej, palce zacisnął jeszcze bardziej. Moje oczy zaszły łzami. — Ale obiecuję ci, że nie wcześniej niż ty.
Potem wszystko zniknęło. Connor puścił go i wyprostował się z uśmiechem samego diabła, Minho zaczął dusić się nagłą dawką powietrza, za to czarne scenariusze spod pióra moich myśli zwinęły się w rulon, odstawione na później. Nie mogłam nawet do niego podejść. Żołnierze ponownie wznowili marsz, więc pozostawało mi jedynie iść potulnie i trzymać się nadziei, że już nic mu nie groziło. Nic nie groziło...
...na razie.
···
— Nie możecie poczekać do jutra? Chyba wiecie, że to może go zabić?
— Wykonuję tylko swoje rozkazy. Janson chce wszystko. Dzisiaj.
Dzisiaj. Connor zaakcentował to tak dosadnie, jakby on sam przeczuwał, gdzieś w jego zgniłej duszy, że tamtego dnia miało wydarzyć się coś... niespodziewanego. A może właśnie czuł? Czy potwory mogły cokolwiek czuć?
CZYTASZ
Doktorek I Szczurek • Minho TMR
FanfictionTo była dopiero dziwna reakcja; chemia pomiędzy panią doktor a laboratoryjnym szczurem. minho x famele oc [książka jest powiązana z moją inną opowieścią: "Inne Oblicza Lęku"; znajomość tamtej nie jest konieczna do przeczytania tej książki] okładkę...