03 | RETROSPEKCJA

654 44 92
                                    

To była stołówka pełna nastolatków.

Spoglądałam na nich z uśmiechem, choć głęboko we mnie moja dusza płakała i kuliła się gdzieś w kącie. Oni za to zachowywali się przy mnie dość swobodnie, mimo że wzrok mieli nieufny; każdego koloru oczy na sali przepełnione były ostrożnością. Nie ufali mi.

Bardzo dobrze robili.

Gdzieś z tyłu głowy uwierała mnie myśl, że gdyby nie biały fartuch na ramionach, mogłabym przypominać jedną z nich. Nie dawało mi to spokoju. Przecież... włosy miałam tak samo długie i kręcone jak reszta dziewczyn, nie malowałam ust ani oczu, a że nigdy nie jadłam dużo, to figurą byłam zbliżona do wyćwiczonych w bieganiu po labiryncie zwiadowczyń, jak to się nazwały. Gdybym tylko chciała mogłabym żartować tak jak wszyscy chłopcy; śmiać się razem z nimi i wygłupiać. Ale to nie wystarczyło. Przez pewną różnicę na zawsze miałam pozostać na niższym szczeblu od nich.

Nie byłam odporna.

Wciąż jednak uśmiech kleił się do moich ust. Odkrywałam rolę. Nie mogłam wzbudzać podejrzeń, że wszystko tam waliło ściemą. Dziwiłam się tylko, że oni jej nie czuli. I trochę żałowałam.

— Piękny widok, co?

Z początku nawet na niego nie spojrzałam. Nie chciałam oglądać jego maski, pod którą krył się jeden z największych potworów, jakich zdążyłam spotkać na swojej drodze. A dopiero co stuknęła mi siedemnastka.

Janson jednak nie odpuszczał, wiercąc swoim spojrzeniem dziurę w moim policzku. Wytrzymałam to jeszcze tylko przez kilka następnych chwil.

— Dzieciaki jak wszystkie inne. Normalka — wzruszyłam ramionami. — Mnie widzisz codziennie i jakoś nie wzdychasz tak jak teraz.

— Ty nie jesteś niezwykła.

Dziwne. Choć to wiedziałam, zabolało i tak.

Wiedzieć to jedno. Gorzej usłyszeć.

— Racja.

— Hej, panie Janson! — z stolika nieopodal krzyknął do nas jeden z chłopców. Machał ręką, jakby marzeniem jego było ją wyrwać. — Może dzisiaj zabierzecie mnie, co? Dość mam kiszenia się w jednej klitce z tymi tu, o! — w tamtym momencie szturchnął łokciami kolegów po swoich obu stronach.

Chłopak nie wiedział, że prosił się o śmierć.

— Kto to wie? — zaśmiał się mężczyzna. Niedługo potem mina drastycznie mu zrzedła. — Pustaki — prychnął pod nosem.

Facet zdecydowanie zasługiwał na nagrodę aktora roku.

Horroru.

Przez kilka następnych minut po prostu milczeliśmy. Dźwięk sztućców oraz śmiech dobiegał nas z każdego zakątka pomieszczenia, odbijając się o nasze uszy i przygrywając sercom do rytmu. Moje więdło. Tak bardzo chciałam do nich dołączyć.

Nagle krótkofalówka przy pasie Jansona zaczęła gadać stłumionym głosem. Przyglądałam się uważnie, jak ten odczepia ją i przystawia sobie do ucha. Na końcu uśmiechnął się... to był uśmiech perfidniejszy od samego diabła.

— Za dwie minuty będą nowi — oznajmił zadowolony. — Chodźmy się przywitać.

— Nie dzięki — skrzywiłam się. Nie chciałam patrzeć w kolejne zlęknione twarze i zapewniać je, że nic już im nie groziło. Bo cholera, wpadali do nas jak z deszczu pod rynnę. — Zostanę tutaj.

— To Thomas z brygadą.

Moje serce zabiło szybciej na znajome imię. Poznawało przyjaciela.

Doktorek I Szczurek • Minho TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz