Rozdział 4.

356 48 8
                                    

Podczas drogi do szpitala zapadła grobowa i zarazem niezręczna cisza. Co jakiś czas spoglądałam do tyłu, aby widzieć co z Elizabeth. W głowie miałam tylko jedno. Co się stało z mamą.
-Tata w pracy? - spytałam
-Tak - odpowiedziała Caroline - Mama chciała porozmawiać o twoich urodzinach. I o tym całym połączeniu się....
-Jakim połączeniu?!- przerwałam siostrze
-Emm... Chodziło mi o połączenie kosztów. - powiedziała zakłopotana Care 
Wiedziałam, że coś przede mną ukrywa. Tak samo jak rodzice. Tylko co i czemu? A może to coś związane z moją przyszłością?  W pewnym momencie mój telefon zaczął wibrować. Spojrzałam na wyświetlacz.
-To tata! - powiedziałam głośniej
-Co z nią?
-Nie wiem. Leży nie przytomna w aucie. - powiedziałam
-W aucie?
-No tak. Jedziemy do szpitala.
-Zaczekaj na mnie na jednej ze stacji. Przyjadę po ciebie i pojedziemy oboje. Bo musimy porozmawiać.
-No dobra...
- Co mówił? - spytała Care
- Mówił, żebym poczekała na niego na stacji. Mamy o czymś porozmawiać. Dlaczego?
-Może chodzi o Twoje urodziny? W końcu są za miesiąc. To gdzie mam cię
wysadzić?
-Tu może. - powiedziałam, po czym odepnęłam pasy i wysiadłam z samochodu.
Czekałam na tatę już pewnie dobre półtorej godziny, a jego dalej nie ma. Trochę się zaniepokoiłam.
-Gdzie jesteś? - pytałam
-Na jakiejś stacji "Dudek i spółka zoo". Tylko pośpiesz się. Jest ciemno, zimno, jestem na jakim odludziu, na którym nie ma lamp!
W pewnym momencie coś zaszeleściło w lesie, który znajdował się po drugiej stronie drogi. Był ogromny, tajemniczy i straszny jak z jakiegoś horroru. Podeszłam do niego bliżej i bliżej. W pośród drzew wyodrębniłam jakąś czarną postać, która nagle znikła...  Bardzo się przestraszyłam. Normalnie czułam się jak w jakimś najstraszniejszym horrorze. Obróciłam się dookoła własnej osi i zobaczyłam tam...
Była to ta sama osoba, którą widziałam w lesie. Był to mężczyzna. Miał ubrany długi czarny płaszcz. Jego ciemnobrązowe włosy były zaczesane do tyłu. A jego usta? Tak samo jak podbródek był cały we krwi.  Spojrzałam na jego oczy. Były czerwone, a pod nimi wyszły czarne żyłki.
Zaczęłam się cofać do tyłu, a on za mną. Niestety zatrzymało mnie ogrodzenie. Bardzo się bałam. Nie wiem jak, ale nagle znalazł się dosłownie przede mną. Czułam jego zimny oddech na skórze. Staliśmy tak chwilę patrząc w oczy. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale moimi plecami byłam oparta o jego tors. Nagle poczułam jak coś wbija mi się w szyję, coś co bardzo, bardzo bolało. Coś co wysysało moją krew...
Z sekundy na sekundę czułam jak tracę siły. Wiedziałam, że stoję na własnych nogach tylko za pomocą krwiożerczego nieznajomego.
Czułam się bardzo słaba. Spokojnie mogłabym służyć za jakąś marionetkę. Powoli stawałam się nieprzytomna. W pewnym momencie moje usta dotknęły czegoś mokrego oraz dzwinego w smaku i z siłą upadłam na asfalt...
~~~~~
Po kilkudziesięciu minutach obudziły mnie światła samochodu i dźwięk silnika. Otwarłam oczy i powoli podnosiłam głowę z asfaltu. Nic, zupełnie nic nie pamiętałam. Nawet nie wiem, dlaczego leżałam na drodze. Bill podbiegł do mnie i pomógł mi wstać. Pytał dlaczego tam leżałam, lecz mu nie odpowiedziałam.
Pomimo dalszego braku sił wsiadłam do samochodu i od razu usnęłam.

My Lovely Psychopath |Kai Parker Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz