-Bonnie! Bonnie! Pomóż mi! - powiedziałem
-Powiedziałam już coś! Nigdy więcej ci nie pomogę! - krzyczała Bonnie
-Ale tu nie chodzi głównie o mnie... Tylko o Nore.
-Co jej zrobiłeś?! Mów!
-Ja nic... Ale Mary Louise i Klaus tak... Dławiła się własną krwią... Jeszcze Klaus wyssał jej resztki krwi... - moje oczy napłynęły łzami - Musisz ją wskrzesić! Pomóż jej...
-Dlaczego ją to spotkało? Co? Bo się spotyka z tobą! Z psychopatą!
-Wystarczy socjopata... Ale posłuchaj. Ja dobrze wiem kim jestem. Chciałem jej to powiedzieć, ale no nie zdążyłem. Pierwsi nas wyprzedzili. Nawet chciałem, żeby ją wypuścili, ale oni się nie zgodzili...
-Dobra, nie mogę już tego słuchać. Może później porozmawiamy. A teraz połóż ją tu - powiedziała, wskazując palcem na duży, płaski kamień.- Phesmatis Ex Eleto.- mówiła z wystawionymi nad Norą rękami- Revertas Phesmatis Ut Victas. Victas Phesmatis Ex Eleto. Revertas Phesmatis Ut Victas.
Powtórzyła zaklęcie dwa razy, a ja nie mogłem się doczekać, aż znowu usłyszę jej głos. Chciałem podziękować Bonnie, ale ta mnie wyprzedziła. Spytała dlaczego ja jej nie wskrzesiłem. Sam nie wiem. Ruszyłem tylko ramionami i kierowałem się do drzwi. Rzuciłem tylko głośne "Pilnuj jej, ja musze coś załatwić"
Wsiadłem do mojego samochodu. Jechałem uliczkami Mystic Falls. Stanąłem nad nowym pogorzeliskiem- Ratuszem.
"No i do czego to miasto doprowadziło?" pomyślałem. Wysiadłem z samochodu. Przypomniałem sobie, że pierwotnych można zabić nie tylko za pomocą sztyletu i pyłku z białego dębu, czy kołkiem z białego dębu. Ale wystarczy tylko nadzwyczajny żelazny miecz Maxwell'ów. Poszedłem więc na ruiny Ratusza i zacząłem szukać miecza. Lecz na nic. Nie udało mi się go znaleźć. Wróciłem do samochodu i kierowałem się w stronę starej i już spalonej Posiadłości Mikaelson'ów. Kiedy dojechałem już na miejsce, zdziwiłem się. Bowiem na ścianach nie było śladów potwierdzających fakt, iż przedtem ten sam dom stanął w płomieniach. Weszłem do środka. Ani chwili się nie poddałem i ciągle szukałem miecza. Zajrzałem niemal do każdej szafki, półki i szuflady. Jadnak nigdzie tego nie było.
-Próbowałeś nas zabić i bez walania wracasz na miejsce zbrodni. I szperasz po każdej szafce.
Usłyszałam czyjś głos. Moje serce zamarło. Wyprostowałem się i odwróciłem skąd dobiegał głos. Moim oczom ukazała się piękna blondynka.
-Zapewne Kai Parker. - powiedziała z uśmiechem na twarzy
-Tak. - powiedziałem niepewnie - A ty to?
-Rebekah. Mikaelson - powiedziała i zeszła ze schodów w moja stronę - Najmłodsza z Mikaelson'ów.
-Kai Parker. Socjopata, który zabił całą swoją rodzinę. - powiedziałem i wystawiłem rękę na powitanie
-Dużo o tobie słyszałam, o morderczym psychopacie. Siadaj. Chciałeś zabić moich braci... I prawie ci się to udało, ale...
-Co tutaj robisz? - spytał znajomy głos
-Daj spokój Elijah... Jest w pokojowych warunkach. Nie pozwolę was skrzywdzić. - powiedziała - Wychodzisz? Czyli tak... Dobra Kai. Czego szukałeś po naszych szafkach?
-Miecza Maxwell'ów. Pragnę śmierci Klausa.
-Też raz chciałam śmierci braci... Ale teraz... Wszystko się zmieniło. Począwszy od tego, że od pięciuset lat w końcu staliśmy się prawdziwą rodziną. A kończąc na tym, że nie wybaczyłabym sobie tego, jak coś by im się stało. - zrobiła przerwę. Wzięła łyk borubonu i mówiła dalej - Najlepiej jakbyś razem z Norą wyjechał. Jak najszybciej. Klaus nie da wam żyć. Będzie chciał się zemścić. A jak się dowie, że dalej żyjecie to on nie spocznie. Ale to, że moi barcia was nienawidzą, to nie znaczy, że my też będziemy się nienawidzić. Mogę wam pomóc.
-Niby jak? - spytałem
-Mogę porozmawiać z Elijah, żeby dał wam spokój. A jak zapewne wiesz, Elijah jest zdolny wszystko zrobić dla Klausa. - powiedziała - Natomiast Elijah może przekonać Klausa, żeby wam odpuścił, albo dał wam kilka dni fory na ucieczkę... Tylko wiadomo. Coś za coś...
-Rozumiem. Ja, Nora i ty będziemy się przyjaźnić, nie zważając na wszystko. - mówiłem
-Hah. Chciałabym, żeby to było takie łatwe. Jedna noc w zamian za dozgonną pomoc.
-Rebekah. Nie ładnie jest sie tak pchać komuś do łóżka... - wszedł do salonu i jego wyraz twarzy automatycznie się pogorszył - Co on tu robi?! Mój zabójca! Wynoś się! Niech cie tu więcej nie widzieć!
-Klaus! Spokój! - krzyczała - Kai jest w pokojowych zamiarach! Będę im pomagać, żebyś nic im nie zrobił!
-Widać, że brakuje Ci miłości. Siostrzyczko.
-Może przez to, że każda moją miłość zabijałeś?! - krzyczała - Najlepiej będzie jak już pójdziesz! Braciszku - zmrużyła oczy
Oboje usłyszaliśmy jedynie głośne trzaśnięcie drzwiami. W mojej głowie kłębiło się pełno myśli. Czy przespać się z Rebekah i mieć pewność, że nas będzie ochraniać. Czy nie powinienem liczyć na pomoc pierwszego wampira i sam ochraniać siebie i Nore. Miałem mętlik w głowie.
-Dozgonna pomoc wampira jest bardzo opłacalna. - nalała do szklanki krwi i wzięła łyk - My, wampiry jesteśmy nieśmiertelni i moja pomoc też taka będzie. Chyba, że Klaus wbije mi sztylet w pierś. Zastanów się dobrze Kai'u. Taka okazja się nadarza raz na jakiś czas.
-No.... Dobra.. Zgadzam się.
-Świetnie! To dzisiaj o 20:00 tutaj. - pościła do mnie oczko
Wstałem z kanapy i szedłem w stronę drzwi. Spojrzałem jeszcze na Rebekah. Była cała szczęśliwa i zarumieniona. Wyszedłem z rezydencji.
Kiedy już dojeżdżałem do domu Bonnie, miałem ogromną nadzieję, że Nora jeszcze śpi. Nie wiedziałbym co mam jej powiedzieć.
~~~~~
-Caroline! Wiesz gdzie jest Nora? Zaczynam się o nią martwić. Od wczoraj nie wróciła do domu. - mówiła Liz
-Mamo spokojnie. Dzieci ci jeszcze nie przyniesie. - powiedziała Care - O właśnie Bonnie mi napisała, że jest razem z Kai'em u niej. Jak chcesz to mogę podejść do Bonnie.
-Idź kochanie.
CZYTASZ
My Lovely Psychopath |Kai Parker
VampiroNora poznaje pewnego chłopaka, w którym się zakochuje. Po pewnym czasie okazuje się, że to socjopata, który zabił swoje rodzeństwo. Wraz z główna bohaterką Kai zostaje uwieziony w więziennym wymiarze.