Rozdział 30.

75 19 0
                                    

-Klaus... Ja... Ja chce pobyć teraz sama - zaczęłam - Idź do Nory, ona cie napewno potrzebuje
-Jak chcecie to zostańcie i pogadajcie razem, ja i tak uczę się z Bonnie, więc to dla mnie bez różnicy. - powiedziała Nora i wyszła z pokoju
POV NORA :
Szłam przez korytarz hotelu i na stoliku obok drzwi od pokoju Bonnie dostrzegłam jakąś karteczkę. Sięgnęłam po nią ręką i zaczęłam czytać :
"I co myślisz, że uda Ci się mnie pokonać?  Jak tak uważasz to jesteś chora. Nigdy mnie nie pokonasz. Uważasz, że zdołasz się nauczyć czarów w kilka godzin? Zostało ci tylko pięć godzin, a zegar tyka.
                                                          M. L"
-Haha - zaśmiałam się głośno i nacisnęłam klamkę drzwi
-To nie jest śmieszne - pewnie głos wyrwał mnie z równowagi. Najgorsze było to, że wiedziałam do kogo należał ten przeraźliwy głos. Momentalnie się zachwiałam i odwróciłam skąd dobiegał głos - I tak się nie nauczysz czarów. Może ktoś by się nauczył, ale ty nigdy.
-No, proszę, proszę, proszę. Mary Louise we własnej osobie. - patrzyłam się na blond włosą dziewczynę z skrzyżowanymi rękami na piersi - Co cie tu sprowadza
Przewróciłam oczami i mówiłam od niechcenia. Ona. Ta dziewczyna. Moja "siostra" była osobą, której dzisiaj nie chciałam widzieć, a jednak widzę i stoję naprzeciw niej.
-Przyszłam zobaczyć się z "siostrą" - zaakcentowała wyraz siostra. Wymusiłam uśmiech - Poraz ostatni przed jej śmiercią. Wiesz. Jednak chce żebyś się namęczyła z tym ogromnym zaklęciem, chce się z ciebie pośmiać, z tego jak sobie po prostu nie radzisz. I wiesz co? Trochę mi cie żal. Ale tylko trochę, bo na więcej nie zasługujesz.
-Dobrze, że Ty zasługujesz. Wiesz spieszę się - rzuciłam szybko i weszłam do pokoju, w którym zobaczyłam Damona i Stefana. Od razu pobiegłam do niech i rzuciłam im się na szyje - Damon! Stefan! Jak dobrze was widzieć. Co wy tu robicie?
-Bonnie nas zaprosiła. Powiedziała, że będziemy cie motywować w czarach.
-Haha, teraz chyba nikt mnie nie będzie motywował. Jak w ogóle ona śmiała tu przychodzić? Jeszcze jej mało?! - założyłam ręce na piersi i zaczęłam chodzić w kółko
-Nora, uspokój się. Kto przyszedł?
-Mary. Mary Louise. Moja od siedmiu boleści, głupia siostra. Przyszła tutaj, żeby się ze mnie pośmiać. Normalnie kurde za raz nie wytrzymam. Normalnie ją uduszę! Jak psa uduszę!
-Dobra, dobra, dobra! Spokój! Trzymaj nerwy na wodzy. A teraz skup się i incendia. Musisz być bardzo skupiona, bo inaczej będą nici z czarów. Pomyśl sobie, że chcesz podpalić martwe ciało Mary.
Zamknęłam oczy i pomyślałam zaklęcie. Lekko podniosłam ręce i otworzyłam dłoń.
-Incendia - powiedziałam, a na świecach stojących na szafkach i na stole pojawił się ogień. Byłam zdziwiona. Jednak mi się udało. - Udało się!!!
Podskoczyłam kilka razy w miejscu i odwróciłam się w stronę drzwi. Chciałam wybiec przez nie prosto do mojego pokoju i wykrzyczeć Caroline i Klausowi co właśnie się stało, lecz kiedy nacisnęłam klamkę drzwi stanęła w nich Mary Louise z założonymi skrzyżowanymi recami na piersi. Jej wyraz twarzy był dziwny,  a raczej trudny w opisaniu, bowiem jej oczy tak samo jak zawsze były wściekle, podstępne i chciwe, a usta z lekkim, wklejonym i bardzo sztucznie wyglądającym uśmieszkiem. Szczerze to nie wiem czemu, ale Mary Lou budziła we mnie strach. Czułam się jak wampir. Wolałabym się zamknąć w ciemnym pomieszczeniu i chować się za własnym cieniem, niż stawiać się siostrze i innym. Uwierzyłam w siebie i przeszłam przez drzwi jakby nikogo w nich nie było. Staranowałam siostrę moim ramieniem. Uśmiechnęłam się. Poczułam na sobie wlepiające się we mnie cztery pary gałek ocznych. Zaczęłam czuć się wygraną i tak było.

My Lovely Psychopath |Kai Parker Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz