Jak przez mgłę usłyszałam strzały, a gdy uchyliłam oczy ujrzałam policję, która wpadła do pokoju krzycząc coś głośno i celując bronią w mężczyzn, którzy widząc co się dzieje szybko ze mnie zeskoczyli i położyli się na podłodze. Policjanci przydusili ich do ziemi, a ja wciąż leżałam nieruchomo na łóżku widząc wszystko jak przez taflę wody.
- Jest tutaj! - krzyknął jeden z nich, a wtedy do pokoju wbiegł znajomy mi mężczyzna. Szybko do mnie podbiegł zdejmując z siebie skórzaną kurtkę. Rozciął nożykiem sznurek którym miałam związane ręce, po czym pomógł mi usiąść. Byłam naga, czułam się jak totalny wrak człowieka. Dopiero gdy już podszedł blisko wyraźnie ujrzałam jego twarz.
Był tu. Zdążył. Choć nie byłam pewna, czy nadal było kogo ratować. Mnie już nie było.
- Już dobrze, skarbie. Jestem tu. - szepnął nakładając na mnie swoją kurtkę. Okrył mnie nią, a chwilę później policjant rzucił mu koc. Przykrył mnie nim i pogłaskał po głowie tuląc do siebie. - Powiedz coś. - poprosił szeptem, a ja wyczułam załamanie w jego głosie. Nie mógł na mnie patrzeć, a ja wcale mu się nie dziwiłam. Wyglądałam jak trup i tak też się czułam.
- Przepraszam. Miałeś rację. Powinnam Ci uwierzyć, gdy mnie ostrzegałeś. Sama jestem sobie winna. - zaczęłam mówić ledwo słyszalnym głosem, a on tylko pogłaskał mnie po głowie.
- Nie mów tak. Nie jesteś niczemu winna. - powiedział cicho łamliwym głosem.
- Dziękuję, że przyjechałeś. - dodałam cicho, a on tylko wstał na równe nogi i pocałował mnie w głowę. Następnie wziął mnie na ręce, a ja nie chcąc oglądać nikogo innego ukryłam twarz w jego piersi. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Proszę ją dać tutaj. - usłyszałam kobiecy głos. Okazało się, że na zewnątrz czekała karetka. Shane wniósł mnie do środka i położył na noszach. W uszach słyszałam dźwięk różnych głosów, mniej lub bardziej znajomych.
- Zabiję Cię dziwko! Nie powinnaś była tego robić! Słyszysz!? Pójdziesz na dno razem ze mną! - usłyszałam krzyk Simona dochodzący z zewnątrz, a po moim policzku spłynęła łza. Shane spojrzał w tamtą stronę i jak na zawołanie wybiegł z karetki. Mężczyzna wyrwał Simona z rąk policji i zaczął go niemiłosiernie tłuc. Policja próbowała go odciągnąć, ale to nie pomagało. Był jak maszyna, której zatrzymać się zwyczajnie nie dało.
- Ty pierdolony skurwielu! - krzyknął mężczyzna wściekle. Minęła chwila zanim policja go w końcu odciągnęła. - Pójdziesz siedzieć i nigdy kurwa nie wyjdziesz. Zrobię wszystko żebyś tam zdechł. - warknął ze złością, a ja tylko wytarłam łzy spływające po moich policzkach. Byłam mu wdzięczna, ale nie mogłam pozwolić na to, żeby miał z tego powodu kłopoty.
- Shane, nie zostawiaj mnie. - powiedziałam zachrypniętym głosem, ale nie wiem czy mógł to usłyszeć. Szczerze wątpię. Jednak lekarka, która właśnie przypięła mi kroplówkę podeszła na chwilę do wyjścia z karetki.
- Policja się nim zajmie, proszę pojechać do szpitala ze swoją dziewczyną. Ona teraz bardziej Pana potrzebuje. - powiedziała kobieta, a ja tylko wzięłam głęboki oddech. Mężczyzna odwrócił się w moim kierunku i szybko wszedł do karetki. Miał ręce we krwi, jednak nie przeszkadzało mi to. Ja także byłam nią ubrudzona.
— Tak bardzo źle się czuję. Nie chcę umierać, Shane. - szepnęłam z przerażeniem w głosie czując jak łzy cisną mi do oczu.
— Wiem, kochanie. Nic Ci już nie grozi, obiecuję. - zapewnił drżącym głosem i pogłaskał mnie po głowie. Kiwnęłam lekko głową, a wtedy ktoś podał mi tlen. Gdy tylko karetka ruszyła i usłyszałam głośne wycie syren, mimowolnie straciłam przytomność.
CZYTASZ
DIABLO 2 - you ruined my life
Teen FictionSkylar po burzliwym roku, w którym jej życie diametralnie się zmieniło w końcu zaczęła wracać na prostą. Czuła się coraz lepiej. Wszystko jakby zaczynało wracać do normy. Jedno tylko nie dawało jej spokoju, a mianowicie on - Shane Reyes. Minęło kilk...