1. Wróciliście do siebie?

1.2K 32 6
                                    

— Kogo my tu mamy, naszą mistrzynię. - powiedział Jeff Bettinger, który był organizatorem największych wyścigów w Miami. Przytulił mnie lekko na powitanie, a ja się uśmiechnęłam do niego.

– Masz coś ciekawego? - spytałam rozglądając się nieco, a on wskazał palcem na auto stojące na linii startu. Był to czarny Ford Mustang GT 5.0. Ładne autko. - Kto to? - zapytałam zaciekawiona, a on wzruszył ramionami.

– Rzecz w tym, że nie mam pojęcia. - przyznał, a ja się uśmiechnęłam. - To jakiś nowy. - wyznał mężczyzna, a ja tylko kiwnęłam głową.

– W końcu jakieś nowe wyzwanie, oby był lepszy niż Ci tutejsi. - mruknęłam i podałam mężczyźnie pięć tysięcy dolarów. Cóż, mogłam przegrać, ale wygrywając dostawałam dwa razy tyle. Czy ryzyko było tego warte? Zdecydowanie, bo od kilku ładnych miesięcy nie zdarzyło mi się przegrać. — Ustaw się z nim na równi i zaczynajmy. - wyznał podekscytowany, a ja tylko się uśmiechnęłam i wsiadłam do swojego auta. Wciąż jeździłam czarnym BMW, które podarował mi Shane na moje osiemnaste urodziny. Było niezawodne i bardzo szybkie. Kochałam je. Naprawdę.

Ustawiłam się na linii startu i zerknęłam w szybę przeciwnika, jednak nawet te przednie były tak ciemne, że nie miałam szans na zobaczenie czegokolwiek. Miał super wypasioną brykę, była piękna. Być może nawet lepsza od mojej, ale wciąż trzymałam się motta z szybkich i wściekłych, że wygrana zależy od kierowcy, a nie od samochodu. Zwykle ta zasada się sprawdzała, dzisiaj także się sprawdziła. Jednak dziś to nie ja okazałam się być tym lepszym kierowcą. Przejeżdżając przez linię mety jako druga poczułam lekkie ukłucie w sercu. Moje pięć tysięcy... no trudno. W końcu o to w tym wszystkim chodzi. Jest ryzyko, jest zabawa.

— Kurwa. - warknęłam uderzając ręką w kierownicę. Przegrałam pierwszy raz od tak dawna. Podjechałam na wolne miejsce parkingowe i opuściłam auto.

— Dzisiaj się nie udało piękna, ale nie przejmuj się. - usłyszałam głos Jeffa dobiegający z głośników. Zaczęłam iść w stronę tłumu, żeby zobaczyć kim jest ten pieprzony zwycięzca, który pozbawił mnie dwumiesięcznej pensji z kawiarni w której aktualnie pracowałam. — Jeszcze nikt nie wygrał z naszym wieloletnim mistrzem, ale byłaś naprawdę blisko kotku, to się szanuję! - dodał Jeff, a ja tylko się zatrzymałam. Miałam cholernie dziwne przeczucie, które kilka sekund później okazało się być prawdą, choć z pozoru wydawało mi się to niemożliwe. Z tłumu ludzi wyłonił się grecki bóg, jedyny i niepowtarzany Diablo.

***

Nic w nim się nie zmieniło, te same rysy twarzy, ten sam nonszalancki uśmiech. Był tak samo seksowny i pociągający jak zapamiętałam. Ubrany cały na czarno ze ściętymi trochę krócej niż ostatnio włosami i krótką brodą, która dodawała mu powagi. Podszedł do mnie z ledwo widzialnym uśmiechem, a ja stałam jak kołek przyglądając mu się z niedowierzaniem. Nie mogłam w to uwierzyć.

- Cześć. - powiedział krótko, a ja tylko stałam w bezruchu patrząc się na niego uważnie jakbym chciała upewnić się, że to faktycznie on. Sądziłam, że nigdy nie uda mi się go ponownie spotkać. Sądziłam, że po takim czasie to już nie będzie możliwe, a tymczasem minęło pół roku, a my znów stoimy w tym miejscu, w którym zaczynaliśmy.

- Wróciłeś. - szepnęłam ledwo słyszalnym głosem, ale on chyba usłyszał, bo kiwnął lekko głową nie spuszczając ze mnie wzroku. Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Nic innego nie przychodziło mi do głowy.

- Tak. Ojciec potrzebował wspólnika do nowego klubu, padło na mnie. Poza tym Leila wróciła na studia, a El Diablo potrzebowało właściciela. Postanowiłem zająć się tym na poważnie. - wyznał wzruszając ramionami po czym wsunął ręce do kieszeni.

DIABLO 2 - you ruined my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz