Prolog

1.1K 64 11
                                    

Słyszę swoje imię, choć nie umiem określić, skąd dobiega.

Ktoś krzyczy, ktoś płacze, ktoś umiera.

A ja jestem pusta.

Na granicy życia i śmierci rejestruję wyciszającym się mózgiem tyle, ile mogę. Pomiędzy światem żyjących, a zaświatami przeznaczonymi dla umarłych maszeruję pośród wspomnień własnego życia, oglądając je niczym urywki filmu.

Nigdy nie spodziewałam się, że koniec nadejdzie w taki właśnie sposób. Nigdy nie sądziłam, że śmierć przyjdzie mi tak łatwo. Bałam się jej, właściwie nadal się boję. Widzę lekkie, mdławe światełko na końcu przeraźliwie długiego korytarza, spowitego w nieograniczonej, nieprzeniknionej ciemności.

Uśmiecham się, bo pierwszy raz wiem, czego chcę. Po raz drugi właściwie. Ruszam w jego stronę i znów słyszę krzyki, desperackie wołania. Nie rozglądam się. Jestem już gotowa. Bardziej nie będę.

Czy to już? Czy to jest moment mojej śmierci?

Nie wiem. Nigdy dotąd nie umierałam.

Ale jeśli tak czuje się ktoś, kto przechodzi na drugą stronę, to jestem szczęśliwa. Nie czuję bólu, nie czuję smutku. Właściwie nie czuję nic. Moje ciało jest jakby niematerialne, jedynie rozum pozostaje w miarę świadomy.

Czy żałuję?

Tego jestem akurat pewna. Nie żałuję.

Nagle zatrzymuję się, nieznanym mi zmysłem wyczuwając czyjąś obecność. Rozglądam się i zauważam chłopaka. Nie może mieć więcej niż siedemnaście lat. Jego czarne, rozczochrane włosy sterczą na wszystkie strony, a zielone oczy świdrują mnie na wylot zza okrągłych okularów. Uśmiecha się.

— Harry — szepczę, a on podchodzi bliżej. — Tak dobrze cię widzieć.

— Nie powinnaś tu być, Hermiono — mówi. Jego głos jest świeży i tak dobrze mi znany. Po jego minie widzę, że się martwi. Ponownie się rozglądam, nie widząc jednak nic poza ciemnością.

— Gdzie właściwie jesteśmy?

— Nie jestem pewien. Ale wiem, że powinnaś iść w drugą stronę. — Wskazał ręką za siebie, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku. — To nie jest twój czas.

Uśmiecham się pod nosem.

— A więc umarłam?

— Jeszcze nie. Ale umrzesz, jeśli zbliżysz się do światła — wyjaśnia Harry. Mam ochotę uściskać go, ale dziwnie wiem, że nie mogłabym go dotknąć. Jest równie bezcielesny jak ja, jesteśmy tylko wytworem astralnym naszych umysłów. A właściwie mojego.

— Tak strasznie cię przepraszam, Harry — mówię szeptem, a chłopak zbliża się o krok. Stoi już na wyciągnięcie ręki, mogłabym chociaż spróbować pogłaskać jego policzek i przytulić. Żeby wiedział, jak bardzo go kocham. — Przepraszam, że nie potrafiłam was uratować.

— Uratowałaś. Tylko jeszcze o tym nie wiesz — stwierdza, tajemniczo się uśmiechając.

— Co masz na myśli? — pytam, ale on nie przestaje się uśmiechać. Cofa się o krok, potem o kolejny. — Harry.

— Nie mogę tu zostać, Hermiono. Mój czas się skończył, a twój powoli również dobiega końca. Musimy ruszać — mówi i wystawia do mnie rękę.

— Ja... — zaczynam, ale słowa nie chcą wydobyć się z mojego ściśniętego gardła.

— Jeszcze nie jest za późno. — Harry uśmiecha się pokrzepiająco i podstawia dłoń bliżej. — Jeszcze możesz wrócić.

— Wrócić? Harry, ja... Chcę być z tobą... Z wami... — szepczę, ale moje słowa giną w mroku. Chłopak śmieje się szczerze, ale w jego oczach widzę, że się smuci.

— Spotkamy się w stosownym czasie. Ktoś inny bardziej cię potrzebuje.

Marszczę brwi, nie rozumiejąc co dokładnie ma na myśli.

— Nikt mnie nie potrzebuje, Harry. Zawiodłam was wszystkich, ale już odkupiłam swoje winy. Teraz chcę do was dołączyć. — Czuję, że po policzku ciekną mi łzy. Nie powinnam tego czuć, nie czuję swojego ciała. — Tak bardzo mi was brakuje.

— On cię potrzebuje. Nigdy ci tego nie powie, ale my wiemy. My wiemy wszystko.

Waham się.

— I nikogo nie zawiodłaś — dodaje z uśmiechem Harry. — Spisałaś się na medal, dzięki tobie wszystko, co chcieliśmy osiągnąć się udało. Dokończyłaś dzieło, które zaczęliśmy. Hermiono. Jestem z ciebie taki dumny.

Podchodzę do niego, ignorując wystawioną rękę i wtulam się w jego ciało, które zaskakująco jest miękkie, ciepłe i zupełnie żywe.

— Jesteś tu naprawdę? — pytam szeptem w jego ramię, a on delikatnie mnie obejmuje.

— Znasz odpowiedź na to pytanie — odpowiada równie cicho. Czuję, że zaczyna się wymykać, więc ściskam go jeszcze mocniej, zamykając oczy. Nie chcę, żeby odchodził. Tak bardzo za nim tęsknię.

— Nie odchodź, Harry — błagam. Odsuwa się i uśmiecha, całując lekko moje czoło. Mam wrażenie, jakby mgła musnęła moje ciało, jakby obłok przesunął się niesamowicie blisko.

— Nigdzie się nie wybieram. Ale ty — patrzy na mnie uważnie — musisz wrócić.

Kiwam głową. Muszę wrócić. Do tej pory bałam się śmierci ze względu na ból, na nieprzygotowanie, na niewiedzę, co czeka mnie po drugiej stronie. Teraz zaczęłam się jej bać z innych względów.

Chociaż nogi nie są już tak skore do prowadzenia mnie z dala od światła, ja brnę, zwalczając łzy. Przedzieram się przez ciemność, stawiając kolejne ciężkie, bolesne kroki. Dla niego. Chcę go zobaczyć.

Odwracam się, jednak po Harrym nie ma ani śladu.

— Dziękuję, Harry — szepczę w przestrzeń, czując​ na policzku powiew tej samej mgiełki. Tego samego lekkiego obłoku. Uśmiecham się i ruszam dalej, czując jak nogi coraz bardziej wydają się być z ołowiu.

Zaczynam jęczeć z bólu, bo po łydkach rozchodzi się piekący, nieustający ból. Coś ciągnie mnie w drugą stronę, jakby chciało mnie odciągnąć od ucieczki.

Nie mogę się poddać.

Upadam na ziemię, krzycząc z bólu. Zmuszam się do podniesienia głowy, ale znikąd nie widzę pomocy. Muszę to zrobić sama. Czując jakby wielki głaz przygniatał mnie do ziemi próbuję podczołgać się do przodu. Błagam o pomoc, mimo że nikt mnie już nie słyszy.

I nagle czuję ulgę. Ucisk znika, a ja prostuję się zaskoczona. Nagle wszystko znika, czuję jak moje ciało wyparowuje. Łaskotanie rozchodzi się po mojej piersi i zamykam oczy, uśmiechając się ostatni raz pod nosem.

— Hermiona — słyszę wyraźniej.

Otwieram oczy i widzę czarne oczy wpatrujące się we mnie z błaganiem, ulgą, przerażeniem i czymś, czego nie umiem określić. Podnoszę z bólem rękę i dotykam jego pooranej zmarszczkami twarzy, czując pod palcami kilkudniowy, szorstki zarost.

— To ty — szepczę cicho, na co on z wyrazem ulgi na twarzy kiwa głową.

Skoro to on — to wszystko jest w porządku.

III Rebelianci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz