12. Światełko w tunelu

643 53 1
                                    

— To nie może być tak proste... — wyszeptałam, patrząc przed siebie tępo.

— O czym mówisz? — spytał Remus, zerkając na mnie pytająco, podobnie jak Kingsley i Jim.

— Skoro był w stanie zrobić horkruksa z Nagini... — wymamrotałam pod nosem, czując, że coś w tym rozumowaniu jest złe. — Merlinie, czy byłby w stanie zrobić horkruksa z człowieka? Albo przynajmniej... jego części?

Twarz Remusa zaczęła zmieniać kolory szybciej, niż zdołałam nadążyć. To oczywiste, że Voldemort byłby w stanie poświęcić swojego sługę, którego zawsze miał przy sobie. A kiedy ten umarł, jego ciała nie dało się już zniszczyć.

— Myślisz o...

— Metalowa ręka Glizdogona — szepnęłam czując podniecenie i adrenalinę. Merlinie, brakowało mi tego. Przysunęłam się bliżej, przykładając dłoń do policzka. Myśli pędziły w mojej głowie z prędkością światła, a ja próbowałam poukładać je w jeden spójny ciąg. Coś jednak było nie tak. — Sam ją stworzył, dlaczego właściwie miałby jej nie odebrać?

— Wiesz, gdzie się teraz znajduje? — spytał Kingsley, przysłuchujący się do tej pory rozmowie, a ja pokręciłam przecząco głową. W pewnej chwili jednak zmarszczyłam brwi.

— Chociaż... Nie, ręka nie pasuje — mruknęłam, zwracając na siebie uwagę mężczyzn. — Sami-Wiecie-Kto miał obsesję na punkcie wierności, to chyba jest oczywiste. Ręka sługi, który chciał go zdradzić byłaby nieodpowiednia.

— Zdradzić? — powtórzył Remus, przyglądając mi się bacznie. Uchyliłam usta, zerkając na niego.

— Przyszedł do lochów, gdzie Malfoyowie przetrzymywali Harry'ego i Rona — wyjaśniłam spokojniej, nie spuszczając wzroku z Remusa. — Harry powiedział, że ręka rzuciła się na niego, kiedy chciał im pomóc w ucieczce.

Nastąpiła dość długa, nerwowa cisza. Remus zmarszczył brwi, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. W pewnym momencie wstał i wyszedł z pomieszczenia, a ja opadłam głębiej w kanapę, czując, że może błędem było angażowanie w tę sprawę większej ilości osób. Naraziliśmy ich na niebezpieczeństwo, wcale nie dając w zamian nic dobrego. Sztuczną, fałszywą nadzieję. Pochyliłam się do przodu, opierając łokcie na udach i chowają twarz w dłonie.

— To zawsze jakiś początek — mruknął Jim, pocierając dłonią gęstą brodę. Wykrzywiał usta, co jakiś czas zaciskając je w linię, jakby porzucał kolejne nietrafione pomysły. — Kiepski, nie ma co, ale zawsze jakiś.

— Hermiono, zapomniałbym na śmierć — odezwał się nagle Kingsley, szperając w połach swojej fioletowej szaty. Wertowałam słowa zapisane na kartkach otwartego notesu, który spoczywał w dłoniach ojca Remusa i dopiero po chwili zobaczyłam, że czarnoskóry czarodziej wyciąga w moją stronę różdżkę. — Severusa — wyjaśnił.

Otwarłam usta, chcąc podziękować, ale moja ręka w połowie drogi się zatrzymała, a ciałem wstrząsnął szok. Niemożliwe... Zamarłam, wpatrując się w magiczny przedmiot jak zaklęta.

— Różdżka...

— Tak, różdżka Snape'a — powiedział Kingsley powoli, mrużąc jednocześnie oczy. Jim poruszył się obok mnie, przypatrując się nam pytająco. — Hermiono?

Wstałam, czując nagle jak olśnienie przejmuje moje myśli. Podeszłam do okna i zaczęłam chodzić w kółko, wydeptując w dywanie wyraźnie ślady. Nie wiedziałam, której myśli uczepić się najpierw, zaczęły pojawiać się w mojej głowie tak nagle, że miałam kompletny mętlik.

— Nie, to by było za proste... — wymamrotałam. — Niemożliwe... Chociaż... Właściwie czemu nie...

— Hermiono? — Spojrzałam z szeroko otwartymi ustami na Remusa, który pojawił się w pomieszczeniu. Podbiegłam do jego ojca i usiadłam na kanapie, odbierając od niego notatnik. Zaczęłam nerwowo wertować strony w poszukiwaniu interesujących mnie zdań, chcąc znaleźć potwierdzenie swoich przypuszczeń. — Co się dzieje?

III Rebelianci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz