20. Nowe, lepsze jutro

785 56 9
                                    

Nie umiałam powstrzymać łez. Były zbawienne, pozwalały pozbyć się z organizmu całej złości, smutku i radości, od nadmiaru których moje serce zaczynało boleć. Uśmiechnęłam się jednak, czując, że ramiona klęczącego obok mnie Severusa zaciskają się mocniej.

— Już po wszystkim? — spytałam słabo, zerkając na Remusa, który stał obok nas. Mężczyzna skinął głową, odpowiadając mi słabym uśmiechem. Widziałam na jego twarzy tyle różnorakich emocji, że aż zakręciło mi się w głowie.

— Oszukałaś mnie — mruknął Severus, kiedy Zakon Feniksa zaczął zajmować się obezwładnionymi śmierciożercami. Nie odsunął mnie od siebie, pozwolił mi wczepić się w swoje ciało, ale wyczułam, że się spiął. Prychnęłam pod nosem, natychmiast zanosząc się cichym kaszlem. Ból powrócił i przypominał o tym, co przed chwilą się stało. — Jesteś najbardziej nieodpowiedzialną osobą jaką znam. Nieodpowiedzialną, upartą i egoistyczną...

— Brzmi całkiem jak komplement — zaśmiałam się cicho, moszcząc sobie miejsce pomiędzy połami jego czarnej koszuli. Śmierdziała kurzem, krwią i potem, ale w tej chwili było to najprzyjemniejsze miejsce, jakie znałam. Znaczyło bezpieczeństwo. — Gdybym powiedziała ci wcześniej co zamierzam zrobić, zmieszałbyś mnie z błotem i wyśmiał.

— Prawdopodobnie — odparł mężczyzna, opierając brodę na czubku mojej głowy. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu, rozkoszując się wolnością, spokojem i własnym towarzystwem. Zmarszczyłam brwi, odsuwając się od niego lekko i spojrzałam w jego ciemne oczy. Wpatrywał się we mnie spokojnym wzrokiem. Najnormalniejszym, jaki kiedykolwiek widziałam na jego twarzy.

— Uratowałeś mnie.

Wiedziałam, że wyczyta z mojej wypowiedzi podwójny kontekst. Nie byłam pewna, czy zdobędzie się na podanie mi antidotum i sama nie wiedziałam, czego teraz chciałam. Usłyszeć od niego jakieś wyznanie miłości? Dowiedzieć się, dlaczego właściwie to zrobił?

— Nie, Granger — zaprzeczył, odgarniając mokre od krwi włosy z mojej twarzy. — To ty uratowałaś mnie.

Uśmiechnęłam się przez łzy wzruszenia, które momentalnie pojawiły się w moich oczach.

— I nie oczekuj niczego więcej — dodał kpiącym głosem, unosząc brew. Zmarszczyłam swoje, nie do końca rozumiejąc co ma na myśli. — Żadnych wyznań miłości.

— Zajmij się swoją głową — stwierdziłam ze słabym wyrzutem, jednak w duszy miałam ochotę szczerze się zaśmiać. Severus wzruszył ramionami, spoglądając nad moją głową na pozostałych członków Zakonu Feniksa.

— To jedyny bezpieczny sposób, żeby wiedzieć co masz pod tą szopą — mruknął. Zaśmiałam się cicho, czując przy tym nieprzyjemny ból w okolicy żeber.

— Zawsze mógłbyś mnie spytać — odparłam. Przypomniałam sobie nagle o swoim wyznaniu, które sprezentowałam mu w przypływie emocji, pewna, że więcej go nie zobaczę. Nie miałam jednak odwagi spytać, jak zamierza się do tego odnieść. Podobało mi się to co miałam w tej chwili; jego silne ramiona, które obejmowały mnie mocno i majaczący w kącikach ust uśmiech, zarezerwowany tylko dla mnie. Przynajmniej w to chciałam wierzyć.

— Za dużo myślisz — powiedział, zerkając na mnie z góry. Prychnęłam, odwracając się do tyłu, kiedy moja uwagę przykuły podniesione głosy Kingsleya.

— Co z nimi będzie? — spytałam, mrużąc oczy. Bezwiednie przeniosłam spojrzenie na Rookwooda, który siedział na podeście, gdzie kiedyś stał stół nauczycielski. Obserwował całą sytuację bez słowa, marszcząc jedynie gęste brwi. — Severusie?

— To decyzja Kingsleya — stwierdził. Powiodłam wzrokiem ku czarnoskóremu mężczyźnie, który zakomenderował przybyłym aurorom wyprowadzenie zakutych w kajdany śmierciożerców. Jego wzrok na chwilę skrzyżował się z moim, a na ustach pojawił się nikły uśmiech. Skinął głową, po chwili odwróciwszy się na pięcie i zniknąwszy za drzwiami Wielkiej Sali. — Czeka ich wiele lat Azkabanu.

III Rebelianci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz