Odbiło Ci?

3 2 0
                                    

- Jesteś pewien, że sobie poradzisz? - zapytałam Nicka, kiedy stanęliśmy przed wejściem do szkoły.
- Tak - oznajmił pewnie, chodź wyczuwałam jego szybkie bicie serca. - Krew w termosie, wódka w butelce na wodę i grupa wsparcia, czyli człowiek i hybryda, obok młodocianego wampira. Przed świtem Nick wpadł do mnie po pierścień słoneczny - dzieki niemu mógł poruszać się swobodnie na słońcu. Czy byliśmy w stanie sobie poradzić z tą sytuacją? Nie. Andy Peter był przeraż, Nick głodny, a ja miałam pod opieką dwóch chłopaków, których nie mogłam ochronić. Ale musieliśmy stawić temu czoła. Musiałam skupić się na misji.
- Dziś widzę się z Harneyem - powiedziałam, otwierając swoją szafkę. - Przychodzi do mnie.
- Wciąż nie powiedziałaś mi po ci James? - zapytał Nick. Peter stanął obok, chcąc też znać odpowiedź.
- Matka Harneya jest żoną naczelnika więzienia. Przy odrobinie szczęścia dowiemy się jak się tam dostać.
- I po prostu tak ci to powie? - zakpił Nick.
- Liczę, że James wie gdzie jest jego ojciec - mruknęłam.
- A jak nie? - ruszyliśmy w stronę klasy matematycznej.
- To użyjemy siły - oznajmiłam.
- Bałem się, że to powiesz - westchnął Peter.
W tej chwili przed nami stanął Misztal. Spojrzał na mnie i na Nicka skonsternowany. Wymieniliśmy ostre spojrzenia, nie zważając na mijajacych nas uczniów.
- Lexie - spojrzał na mnie gniewie.
- Misztal - odparłam oschle. Liczyłam, że sobie pójdzie, nie zwracając uwagi na to, że chłopak którego zabił stoi przed nim.
- Nie powinnaś była go przemieniać - rzucił.
- Boisz się, że rosne w siłę? Spokojnie, młody wampir jest mało groźny.
- Oboje wiemy, że to bzdura. Uważaj - minął nas i odszedł, niemal niezauważony.
- Jak zabić wampira? - zapytał Nick próbują rozładować napięcie.
- Kółkiem z drewna, celowanym prosto w serce - powiedziałam, idąc dalej. - I nie Nick, zabicie go chodź kuszące nie jest mądre. Kontroluje mnie dla kogoś, a ja jeszcze nie wiem kto chce się mnie pozbyć.
- Biorąc pod uwagę, że próbowałaś unicestwić ziemię, pewnie jest spora lista - Peter uśmiechnął się mimochodem. Chciałam zaprzeczyć, ale poczułam wibracje telefonu.
- Idźcie, dogonie was.
Nie telefon przestał dzwonić, stałam już w łazience po drugiej stronie szkoły.
- Tak? - odebrałam.
- Powiedz mi, że to nie prawda! - Steven brzmiał jakby miał zaraz wybuchnąć.
- Zależy o czym mówisz.
- Lexie!
- Dobra, nie drżyj się - westchnelam. - To była zemsta za jego przyjaciółkę... musiałam go przemienić.
- Odbiło Ci!
- I tak będę potrzebowała kogoś do pomocy. To spoko typ. Może się przydać - powiedziałam oschle, starając się ominąć wszystkie rodzące się we mnie emocje. Przez ten miesiąc zaprzyjaźnilismy się i obaj nie byli mi obojętni. Poniekąd cieszyłam się, że nasz kontakt nie urwie się w momencie kiedy będę musiała stąd zniknąć.
- Oby tylko Clous to zrozumiał.
- Biorę to na siebie. Z resztą to i tak by się stało.
Steven rozłączył się, a ja zmusiłam się do tego by wrócić na lekcje.

Po zakończeniu zajęć z ulgą uznałam, że przetrwaliśmy. Nick miał po raz pierwszy od przemiany pójść do domu i spotkać się z mamą. Ja tymczasem czekałam na parkingu na Harneya, który miał mnie odwiedzić. Siedziałam w aucie przeglądając IG i popijając krew wlaną do kubka na kawę. Po chwili James z impetem otworzy drzwi i wszedł do środka.
- Ostrożnie, lubię to autko - powiedziałam, odpalajac silnik.
- Jedziemy do Ciebie, co nie?
- Chyba tak, skoro twoja mama wciąż nie zdjęła z Ciebie szlabanu.
James uśmiechnął się. Jechaliśmy w ciszy. Po kilkunastu minutach byliśmy już na moim osiedlu.
Wchodząc do mieszkania zauważyłam, że Harney rozgląda się uważnie po całym mieszkaniu, jakby analizował każdy szczegół.
- Mieszkasz tu sama?
- Tak - powiedziałam, kładąc torbę w przedpokoju.
- A twoi starzy?
- Wuj się mną opiekuje.
- Nic dziwnego, że jesteś w tej szkole - powiedział siadajac na kanapie. - Bogata, pewnie z dobrymi stopniami. Mogę? - zapytał pokazując mi fajkę.
- Na tarasie - chłopak zniechęcony, schował papierosa do kieszeni szkolnej marynarki. - Płacę za szkole jak każdy
- Ja mam stypendium - powiedział.
- To masz szczęście - zaśmiałam się.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Co piszemy? - rzucił nagle, jakby temat przestał być dla niego wygodny.
- Pomyślałam o zestawieniu legend z faktami o magii w naszych czasach.
- Niezły pomysł - odparł szczerze.
- To co wiesz o magii - spojrzałam na niego uroczo, z ciekawością.
James wzruszył ramionami.
- Myślę, że możemy poruszyć kwestie wampirów energetycznych, jako alegorie do legend o prawdziwych wampirach.
Moja mina zrzędła. Zaczęłam wątpić czy on mówi serio, czy po prostu tak dobrze się ukrywa.
- Nie podoba Ci się? - zapytał.
- Nie no, dobry pomysł. Tak zróbmy - zatwierdziłam. Chciał coś dodać, ale przerwał nam telefon. Dzwonił Nick.
- Muszę odebrać - oznajmiłam z ulgą.
- Wezmę sobie coś do picia.
Kiwnęłam głowa, kierując się na taras.
- Halo.
- Lexie! Boże... Ja... to moja wina. Zabiłem ją!
Westchnęłam głośno i potarłam skroń zdezorientowana.
- Co?
- Lexie, ja nie mogłem się powstrzymać.
- Nick, uspokój się. Co sie stało?
- Ja... ugryzłem ją. Boże, ona krwawi, A ja nie mogę podejść!
- Nick! - przerwałam. - Kogo?!
- Moją mamę...
Wypuściłam głośno powietrze.
- Zaraz będę. Poczekaj na mnie. Będzie dobrze. Użyjemy perswazji. Spokojnie, ok? - powiedziałam, czując jego strach. - Zadzwoń do Andie'go. I pilnuj mamy.
- Dobrze.
Rozłączyłam się. Musiałam to ogarnąć. Kurwa, czemu teraz?
- Lexie?!
Harney krzyknął z kuchni, a ja przez Nicka totalnie o nim zapomniałam. Zeszlam z tarasu i poszłam do kuchni, zastając Jamesa, trzymającego w ręce worki z krwią.
- Co to jest? - zapytał zniesmaczony.
- Oddaje krew do krwiodawstwa.
- Masz różne grupy?
Czułam wahania w jego głosie, nie był pewien co ma myśleć, to było pewne. Nie miałam czasu. Nick czekał na pomoc...
Podeszłam do Harneya i spojrzałam mu w oczy.
- Wybacz.
Scisnęłam jego gardło. James szarpał się, ale było jasne że jestem silniejsza. Robił się purpurowy na twarzy, szarpał się, a po chwili stracił przytomność.

The Evilness: zaginioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz