Żyje?

4 2 0
                                    

Przyjechałam do domu Nicka na kilkanaście minut po tym jak do mnie zadzwonił. Mieszkał względnie blisko, mnie. Parkując pod jego uroczą willą, zdałam sobie sprawę, że zatuszowanie tego co się wydarzyło nie będzie wcale takie łatwe.
Zadzwoniłam do drzwi, które po chwili otworzył mi Andy. Spojrzał na mnie zatroskany I nic nie mówiąc ruszył w kierunku schodów.
Przechodząc przez korytarze domu zauważyłam, że mimo iż mieszkały tu tylko dwie osoby, było tu całe masy przestrzeni. Mama Nicka była dyrektorką znanego wydawnictwa, przez co dom urządzany był zgodnie z najnowszymi trendami. Czuć było zapach luksusu i pieniądze, które odzwierciedlały drogie dodatki. Weszliśmy do salonu na górnym piętrze. Szare ściany, białe  kanapy oraz meble, złote i grabatowe dodatki - całość idealnie utrzymana w porządku. Nick siedział na kanapie i podrygiwał nerwowo.
- Gdzie jest?
- Zamknąłem ją w łazience.
Chłopcy wstali i zaprowadzili mnie tam. Nick otworzył drzwi, zamykane tradycyjnie na klucz.
- Idź. Zajme się tym - oznajmiłam. Nick po chwili wahania, wrócił do salonu.
Otworzyłam drzwi, a w środku zastałam czarnowłosą, filigranową kobietę, która tamowała krew przy umywalce. Kiedy mnie zobaczyła, w lustrze, odwróciła się szybko twarzą w naszą stronę.
- Andy - powitała loczka.
- Dzień dobry, nazywam się Lexie Rodriguez. Jestem przyjaciółką Nicka.
- Mów mi Ava.
- Pomogę - powoli podeszłam do niej. Ręcznikiem wytarłam jej zakrwawioną szyję. Ślad po ugryzieniu powoli krzepł. Rana nie była duża, na szczęście.
- Wiesz co się stało? - zapytałam.
- Nie jestem pewna...
Spojrzałam w jej oczy. Nick nie był zdolny funkcjonować sam. Stanowił zagrożenie, szczególnie dla swojej mamy. Na początku zawsze jest trudno, ale trzeba było wprowadzić środek zapobiegawczy.
- Nick wrócił ze szkoły, jak zwykle. Robiłaś obiad, dla syna, chciałaś zrobić mu przyjemność
- Tak - odpowiedziała ślepo.
- Jesteś niezdarna, poprosiłaś Nicka by podał ci nożyczki, zraniłaś się.
- Musiałam się zranić, przez swoją niezdarność.
- Nick bardzo cię kocha. Nie skrzywdził cię celowo. Wyjeżdża na kilku miesięczny projekt do Londynu, chciałaś go odpowiednio pożegnać, to był wypadek.
- To głupi wypadek - powiedziała. Spojrzałam na Andiego.
- Ah, Lexie tak? - kobieta spojrzała na mnie delikatnie, po strachu nie było już śladu. - Miło cię poznać. Też jedziesz do Londynu?
- Tak - oznajmiłam. - Zostawimy Panią, musimy pomóc Nickowi się spakować, by nie wziął za dużo rzeczy - zaśmiałam się lekko. Peter kiwnął głową, wciąż był w szoku.Wypchnęłam go z pokoju, wracając do salonu. Nick stał przy oknie.
- Mam wyjechać? - odwrócił się i stanął przede mną. Jego oczy były smutne, zranione.
- Wprowadzisz się do mnie, na razie. Potem coś wymyślimy. Będziemy się kontrolować wzajemnie - powiedziałam. Liczyłam na to, że Nick stanie się sojusznikiem, którego potrzebowałam.
- Niech będzie - odparł po chwili. - Jeśli ma być bezpieczniejsza.
- Spakuj się - rozkazałam. - W domu czeka drugi problem.

***

- On żyje? - Nick patrzył na leżącego w łazience nieprzytomnego Harneya. Andy Peter stał w drzwiach z rozdziewianymi ustami. Cóż, przywykną.
- Co z nim zrobisz? - spytał Peter.
- Krwi? - wróciłam do kuchni, wyciągając torebki i szklanki.
- Lexie, pytam poważnie...
Westchnęłam.
- Żyje. Odkrył krew w mojej lodówce, więc musiałam go unieszkodliwić.
Chłopcy spojrzeli po sobie, niepewni.
- A perswazja?
- Jest nasączony werbeną jak tiramisu kawą - odparłam, popijając.
- Czym?
- Werbena to roślina, która jest obroną przeciwko wampirom. Parzy przy dotknięciu, uniemożliwia hipnoze i picie krwi, jeśli jest w krwiobiegu.
- Jak to możliwe?
- Trudno powiedzieć - wzruszyłam ramionami. - Taki prezent natury dla ludzkości.
Chłopaki przytaknęli. Niespodziewanie z łazienki doszedł do nas stłumiony jęk.
-

No wreszcie - rzuciłam zostawiając szklankę na blacie.
Chłopcy podążyli za mną. Podeszłam do Harneya i ściągnęłam knebel z jego ust.
- Kim ty kurwa jesteś?!
- Trochę spokojniej - powiedziałam. - Po za tym, nie będziemy rozmawiać o mnie. Ty jesteś dużo ciekawszy niż ja - dotknęłam jego buźki, smyrając ręką po jego policzku. Jego oddech był przyspieszony, policzki czerwone, źrenice powiększone.
- Czego ode mnie chcesz?!
- Porozmawiajmy o twoim tacie - oznajmiłam. Usiadłam przed nim, sspoglądając na niego przenikliwie.
- Chcesz rozmawiać o moim ojcu, serio? - zaśmiał się. - A mówili, że jesteś wariatką.
- Jestem niebezpieczna, ale na pewno nie szalona.
- Nie jestem pewien - odezwał się Nick z uśmiechem. - Ale wiesz Harney, zaoszczędzisz nam czasu kiedy powiesz jej co chce wiedzieć.
James wydał się zdezorientowany. Z pewnością nie spodziewał się, że uwiązany do kaloryfera jak pies będzie pytamy o dawce plemnika.
- Więc?
- Nie znam go - odpowiedział po chwili. - Wiem tylko, matka powtarza, że odszedł by nas chronić. Podobno pracował w jakiś organach ścigania.

Bingo.

- Agent CIA przetrzymuje czarownice? - odezwał się Peter.
- Nie do końca - odpowiedziałam. - Więzienia dla istot takich jak my są w innej przestrzeni. Ale czasem ludzkie władze mieszają się w sprawy naszego świata - wstałam z podłogi i spojrzałam na Harneya. - Obawiam się, że niestety nie ty nam pomożesz.
Spojrzeli na mnie pytająco.
- Pilnujcie go - rzuciłam na odchodne.

***

Stałam na tarasie domu po zupełnie innej stronie miasta. Nie mogłam wejść do domu nie będąc zaproszoną, ale uznałam, że ciemna postać krążąca za oknem zrobi odpowiednie wrażenie. Czekałam aż kobieta wróci do domu po nocnej zmianie. Dopiero po godzinie światła się zapaliły. Zza szyby zauważyłam wchodząca do salonu dość młodą, zmęczoną kobiete. Zrobiłam numer z migającym światłem i stanęłam po prawej stronie, tak, że nie byłam widoczna. Po chwili kobieta wyszła.
- Paige Harney, w końcu mam tą przyjemność - odezwałam się. Ona odwróciła się do mnie.
- Kim jesteś - rzuciła ostro.
- To zależy od Ciebie - usiadłam na balasce. - Mogę być przyjaciółką, albo wrogiem. To zależy od Ciebie.
- Wynoś się z mojego domu - odparła. - Wyczuwam kim jesteś.
- Nie sądzę - odparłam wstając.
- James! - krzyknęła.
- Nie ma go - odpowiedziałam. - Jest z moimi przyjaciółmi.
- Co mu zrobiłaś?!
- Absolutnie nic, jeszcze - rzuciłam. - Ale mój kumpel nasączył go wampirzą krwią. Jeśli zrobisz o co proszę, nic się nie stanie.
- Czego chcesz? - zapytała szybko. Podeszłam bliżej.
- Twój mąż, a ojciec Jamesa pracuje w więzieniu, w którym przetrzymywana jest moja przyjaciółka. Dasz mi namiar na to jak się tam dostać, a ja puszczę wolno twojego syna.
- Myślisz, że możesz mnie zastraszyć? - zakpiła nagle. Skupiła na mnie wzrok, szepczac zaklęcie. Odsunelam się, podnosząc do góry rękę. W jednej chwili kobieta znalazła się po drugiej stronie podwórka. Ukleklam, kładąc ręce na podłodze. Poczułam uwalniające się z moich rąk ciepło. Po chwili cały taras stał w ogniu. Kobieta podniosła się, ale ja byłam szybsza. Przyparłam ją do drzewa.
- To dla mnie ważne, widocznie bardziej niż jest ważny dla Ciebie twój syn - wysyczałam. - Nie chce zrobić mu krzywdy, bo na prawdę go lubię. Więc gadaj, co wiesz o tym więzieniu!

Otoczył nas zapach dymu. Ogień nie rozprzestrzeniał się, lecz płonął. Dom otoczyła zaklęciem ochronnym, ale to nie miało znaczenia. Nie mogła powstrzymać mojego gniewu, który powodował, że dookoła także pojawiały się iskry, spod moich rąk, stóp. Paige zrozumiała, że nie ma szans, zbyt długo nie praktykowała. Zbyt długo była człowiekiem. A ja byłam zbyt pełna emocji, napędzających moje czary.

The Evilness: zaginioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz