Wchodzisz?

4 2 0
                                    

Wpadłam na szkolny dziedziniec wściekła. Nie mogłam uwierzyć, że on tu na prawdę jest! Wybrałam numer mojego przyjaciela, powiernika wuja Stefana. Czułam, że natychmiast muszę komuś o tym powiedzieć.
- Halo? - usłyszałam jego głos.
- Steven, mamy problem - wypaliłam.
- Co jest? - odparł jakby natychmiast ożył.
- Braise Misztal mnie namierzył.
- Kurwa... - krzyknął. - Co ty gadasz...
- Nasz plan jest narażony.
Steven zamilkł na chwilę. Byłam pewna, że ta wiadomość nie będzie mu na rękę.
- Posłuchaj, musisz szybko zdobyć informacje i stamtąd zmiatać, rozumiesz?
- To nie będzie proste - westchnęłam ciężko. Poczułam się przytłoczona.
- Musisz przekonać Misztala, że jesteś tam ze strachu. Zrób to co wtedy, musi ci uwierzyć, Lexie.
Pokiwałam głową, chodż wiedziałam, że on tego nie widzi.
- Ogarnij się - powiedział szorstko. - Nie jesteś amatorką. Dasz radę.
- Dzięki - rzuciłam. Rozłączyłam się i usiadłam na ziemi. Cholera jasne. Poczułam się słaba. Odebrano mi wszystko - rodzine, godność, szacunek. Byłam wściekła. I głodna zemsty. To co wydarzyło się kilka miesięcy temu, dziś było przeszłością. Ale ta właśnie przeszłość napędzała mnie do działania. Musiałam naprawić to co się zepsuło, a do tego potrzebowałam Jamesa Harneya.

***

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Andy wysiadł z mojego auta i spojrzał na tłum ludzi, który zgromadził się na paleniskach za miastem.
- Tak - odpowiedziałam. Peter stanął koło mnie, niezbyt zachwycony. Zaparkowałam względnie w centrum tego tłoku. Wiedziałam, że moją kartą przetargową będą wyścigi. Rozejrzałam się po okolicy. Na placu stało wiele aut, ale tylko kilka z nich mogło brać udział w wyjścigach. Przynajmniej takich na miarę LA. Reszta była tu dla szpanu, dla towarzystwa, może dla melanżu.
- Lexie! - w naszą stronę szedł Jamesa Harney, na którego niecierpliwie czekałam. Wyglądał dokładnie tak samo, jak przez ostatnie kilka dni. Po za tym, że szkolną koszulę wymienił na czarny, markowy podkoszulek.
- Skąd go znasz? - szepnął mi na ucho Peter.
- Potem ci opowiem - wymamrotałam. - Część!
- Czyżbyś chciała się zmierzyć z naszymi specami od szybkiej jazdy? - zapytał ignorującym tonem.
- A wprowadzisz mnie na tor? - odpowiedziałam, podchodząc bliżej niego. - Nie lekceważy się ludzi z LA, mój drogi.
Harney spojrzał na mnie z entuzjazmem.
- Zawodniczka numer 3 prosto z LA, Lexie Rozdriguez! - wrzasnął najgłośniej jak chyba mógł. Ludzie momentalnie zbiegli się koło mnie. - Musisz pokazać co masz pod maską.
Bez słowa otworzyłam klapę i stanęłam obok. Jakiś czarny chłopak podszedł do nas i zaczął analizować silnik.
- Wydałaś na to sporo kasy. Masz dobry sprzęt. Klasyczne nitro, brak zbędnej elektroniki - podsumował. - Zajrzyj do warsztatu mojego ojca. Podrasujemy go. Jestem Sam-Joy.
- Lexie. A to Peter.
Chłopcy podali sobie ręce. Nagle koło mnie pojawił się Nick. Umówiliśmy się na miejscu, ale kompletnie o nim zapomniałam.
- Uważaj na nią. To bestia - powiedział z uśmiechem. Szturchnęłam go w bok.
- Stawka to tysiąc dolców - poinformował jakiś James, który stanął na środku placu.
- Wchodzę - Nick wyciągnął kase i podał go Harneyowi. Byłam tym trochę zaskoczona. Nie sądziłam, że przyjechał tu się ścigać.
- Lexie?
Nie miałam wyjścia. Wyciągnęłam z kieszeni kurtki zwinięte pliki banknotów. Liczyłam, że nie grają tu o takie stawki, jak widać nie doceniłam ich.
- Proste, że tak.
- Ron?
Tęgi chłopak o jasnych włosach także wpłacił kasę.
- I Jack już dał - chłopak pokazał kase i przekazał je jakiejś dziewczynie. - Na tor!
Po tych słowach ludzie rozeszli się krzycząc słowa otuchy. Wsiadłam do auta i podjechałam na linie. Cztery samochody stały równo, czekając na ten jeden sygnał. Spojrzałam na chłopców. Byli pewni. Ja też, chodż stawką nie była tylko kasa. Stawką było zbliżenie się do Harneya, więc musiałam pokazać na co mnie stać.
- Gotowi?!
Silniki zamruczały głośno. Tłum wydał głośny okrzyk dopingu.
- Go!
Wcisnęłam gaz i ruszyłam. Nie znaliśmy trasy, musieliśmy jechać za znakami. Szybko wbiłam trójkę, podkręcając obroty. Ustaliliśmy się w pary. Ja i Jack z przodu, Nick i Ron za nami.
W ciemności jechaliśmy dawną obwodnicą miasta. Drogą mimo, że spokojnie zmieściła by trzy auta, wydała mi się za ciasna. Jechałam środkiem, zagradzając drogę tym co byli z tyłu. Jack trochę mnie wyprzedził. Był kilka metrów z przodu, a ja wiedziałam, że to ostatni moment żeby to dogonić. Nagle pojawił się znak, na skręt, gwałtownie więc skreciłam w lewo, przez co dorównałam Jackowi. Pośpiesznie zerknęłam we wsteczne lusterko. Ron przejechał skręt. Odpadł.
Nick trzymał się jakby za mną, czekał aż wyminę Jacka. Nie chciał się wtrącać. Kolejna niespodzianka uderzyła w nas niemal dosłownie. Nagle przed nami wyrosło urwisko oddzielone barierkami. Wykręciłam auto, które z piskiem zahaczylo o jej część. Czułam napływ adrenaliny. Dodałam gazu, jadąc najbliżej krawędzi jak się da. WWidziałam dobrze w ciemności, ale nagły zjazd drogi w dół mnie zaskoczył. Pędziliśmy ponad 90 mil na godzinę. Nick został za nami, hamując lekko. Jack wyrwał się na prowadzenie. Kurwa. Próbowałam zorientować się ile do końca. Musieliśmy wjechać pod górę. Wrzuciłam wyższy bieg. Kątem oka, dzięki odbijającemu się światłu lamp, zauważyłam oznaczony strzałkami skręt i podjazd do góry. Dodałam gazu. To była szansa. Prędkość wzrosła, a ja czułam, że instynktownie noga trzyma się blisko hamulca. Spadaliśmy w dół niczym na rolerkosterze. Do zakrętu dzieliły mnie metry. Jack też go zauważył. Zbliżyłam się do nie niego, chcąc wziąć większy łuk. Auto jechało siłą rozpędu. Wpadłam w zakręt wyprzedzając rywala. W duchu zatriumfowałam. Zmieniłam bieg na niższy i dodałam gazu. Docierały do nas światła samochodów. We wstecznym zauważyłam Nicka, który wyrównał z Jackiem. Miałam nadzieję, że to wyprzedzi. STOP. Musiałam się skupić. Przed szczytem zmieniłam bieg, ale i tak o mało nie wyleciałam na drogę. Dotarły do mnie krzyki ludzi. Nacisnęłam klakson, żeby tłum rozszedl się na boki. Z piskiem opon zahamowałam metr przed Jamesem, za linią mety.
Wypuściłam powietrze, dopiero chwilę po tym jak się zatrzymałam. Spojrzałam w jego oczy, dumnie i z radością. Wysiadłam z auta, kiedy Jack i Nick niemal równo wjechali na plac. Ron zaginął gdzieś po drodze, ale nikt już o nim nie pamiętał.
- Zwyciężczyni Lexie z LA! - wydarł się James. Podszedł do mnie razem z Andym, który objął mnie przerażony.
- Twoja nagroda - podał mi cały hajs. Odliczyłam pół koła i tak jak na warunki w LA przystało zapłaciłam Harneyowi.
- Nieźle, nie spodziewałem się - Nie byłam pewna o czym, ale i tak uśmiechnęłam się radośnie.
- Trudna trasa, ale warta wyścigu. Obyś następnym razem miał równie dobry pomysł - rzuciłam.
- Mówiłem, to bestia - zaśmiał się Nick. Mnóstwo osób podchodziło I klepało nas po plecach. Przybijał piątki niczym gwiazda estrady i właśnie tak się czułam.
- Obdarłaś bok - Sam-Joy podszedł do mnie i wręczył mi małą wizytówkę. - Przyjedź. Naprawimy co trzeba.
- Dzięki - powiedziałam.
- Witamy w Platville, Lexie Rodriguez.

The Evilness: zaginioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz