Wstanie niemal skoro świt było trudniejsze i bardziej bolesne niż się wczoraj spodziewałam. Budzik zadzwonił nieubłaganie za szybko, a ja od razu wiedziałam, że nie będzie to dobry dzień. Naciągnęłam swoją ulubioną szarą bluzę przez głowę i udałam się do kuchni, której wczoraj nawet nie widziałam. Patrząc na panujący wszędzie bajzel poczułam napływającą irytację. Wzięłam wdech, obiecując sobie, że ogarnę wszystko później. Wejście do krainy gotowania prowadziło od salonu, chodź oddzielała je ściana. Weszłam do przestronnego pomieszczenia z białymi ścianami. W oczy od razu rzuciła mi się wielką marmurowa wyspa na jej środku. Uśmiechnęłam się na widok nowoczesnego sprzętu i praktycznych dodatków. Całe mieszkanie było urządzone właśnie w tym stylu, który z resztą był bardzo w moim guście. Z przedpokoju przyniosła pudło z najpotrzebniejszym jedzeniem. Musiałam zrobić jakieś zakupy, bo pusta lodówka nie była mi szczególnie przyjazna. Mimo zapotrzebowania mojego ciała lubiłam gotować, a szczególnie zjadać dobre jedzenie. Wyciągnęłam siatkę owoców i warzyw, postanawiając zrobić sobie jakiś koktajl. Wyłożyłam przekąski do szafek i porostawiałam naczynia. Czekając na kuriera postanowiłam ogarnąć trochę swoje rzeczy, by poprawić sobie nastrój.
Byłam ciekawa jak przyjmną mnie uczniowie. Byłam przekonana, że na pewno zaciekawi ich czemu mieszkam sama, gdzie są moi rodzice i skąd ja się tu w ogóle wzięłam. Zdałam sobie sprawę, że właściwie nie mam specjalnej odpowiedzi na te pytania. Zapomniałam się nad tym zastanowić...
Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka. Wyszłam z kuchni i otworzyłam drzwi kurierowi. Pokwitowałam paczkę i podziękowałam grzecznie. Dochodziła siódma. Musiałam zacząć zbierać się na zajęcia. Załatwienie formalności też chwilę zajmie. Odpakowałam paczkę, w której znajdował się szkolny mundurek. Komplet składał się z granatowej taliowanej marynarki z logo szkoły oraz spódnicy w tym samym kolorze, czerwono-granatowego krawata oraz eleganckiej, białej koszuli. Dostałam dokładnie 3 komplety, chodź zgodnie z regulaminem mogłam zastąpić koszulę czymś równie eleganckim i dopasować dodatki. Nie omieszkałam tego zrobić.***
Zajęchałam na szkolny parking odrobinę spóźniona. Niestety mimo dość precyzyjnej nawigacji po drodze trochę się zgubiłam. Przed szkołą roiło się od uczniów, czego chciałam uniknąć. Ostatnie czego teraz było mi potrzeba to zwrócenie na siebie uwagi w pierwszym dniu. Niestety nie dało się tego uniknąć. Mój samochód należał do wyższej półki więc od razu wzbudził zainteresowanie uczniów. Kilkoro chłopców śledziło mnie wzrokiem. W końcu udało mi się zaparkować. Ciekawscy stanęli po kątach co rusz zerkając w moją stronę. Chwyciłam torebkę i otworzyłam drzwi auta. Wiejący wiatr rozwiał moje ciemne, lekko kręcone włosy, przyklejają się do mojej pomalowanej buźki. Świetne wejście Lexie...
- Witam! - usłyszałam dziewczęcy głos. Ogarnęłam włosy z oczu. Przede mną stała dość wysoka, szczupła blondynka o zielonych oczach. - Ty musisz być tą nową.
- Po czym to poznałaś? - odparłam z uśmiechem. Dziewczyna jednak zlinczowała mnie wzrokiem.
- Jestem Mery Taylor, przewodnicząca twojej klasy. Zaprowadze cię do Pani dyrektor, która omówi z tobą plan twoich zajęć. Następnie oprowadze cię po szkole.
- Jak wolisz - odparłam oschle. nie wydaje mi się byśmy się polubiły. Zamknęłam auto i podążyłam za Mery. Liceum do którego się zapisałam było jednym z najbardziej renomowanych szkół w okolicy. Była to dobra okazja do zyskania nowych umiejętności. To jedyny z czego póki co się cieszyłam.
Po chwili znalazłam się w gabinecie dyrektorki. Przywitała mnie ciepła, młoda kobieta, o rudawych włosach i bladej cerze.
- Nazywam się Bridget Kinsley, jestem dyrektorką tej placówki - uścisnęła moją dłoń. Zajęłyśmy miejsca przy biurku. - Witam w naszych progach, panno Rodriguez.
- Dziękuję.
- Wuj oddał cię w dobre ręce, jestem pewna - powiedziała.
- Tak, też wydaje mi się, że to będzie odpowiednie miejsce dla mnie.
- Wybrałaś już zajęcia?Nie ustaliliśmy jeszcze tego - podała mi listę fakultetów. Kobieta wydała mi się bardzo formalna i rzeczowa, jak na dyrektor przystało. - U nas panuje trochę inny system. Wybierasz zajęcia dodatkowe, ale większość zajęć masz w obrębie swojej klasy. Język angielski, hiszpański, matematykę oraz wiedzę o kulturze. Pozostałe przedmioty wybierasz sama.
- Zdecydowałam się na fizykę i chemię. Czuje się w nich dobrze - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Dyrektorka pokiwała głową z uznaniem. Podała mi kopertę z dokumentami i kartą do szafki.
- Wuj wspominał, że jesteś uzdolniona. Obyś uzyskała dzięki naszej placówce swoje cele.
Spojrzałam jej w oczy. Było w nich coś co kazało mi sądzić iż wujek Clouse był tu przede mną. Trudno było się więc dziwić, że przeoczono braki w dokumentacji.
- Dziękuję.
- Panna Taylor pokaże ci gdzie są twoje zajęcia.
Dyrektorka wstała i uścisnęła moją dłoń. Wyszłam do sekretariatu, gdzie zastałam czekająca na mnie Mery.
- Szybko poszło - skwitowała. - Chodź.
Nie zwracając na mnie uwagi ruszyła w kierunku lewego skrzydła. Tam, jak się zorientowałam znajdowały się szafki, siłownia i basen, biblioteka, stołówka oraz klasy językowe. Zaczynałam od hiszpańskiego. Weszłam do sali, w której panowała już lekcja. Grupa oraz nauczycielka zwrócili na mnie uwagę.
- Lexie Rozdriguez, jestem nowa - uprzedziłam kobietę, chcąc uniknąć zbędnych pytań.
- Oczywiście. Usiądź proszę!
Rozejrzałam się po sali, szukając wolnego miejsca. Zauważyłam wolną ławkę przed dwójką chłopaków, obok filigranowej, jasnowłosej dziewczyny.
- Mogę?
- Siadaj - zajęłam miejsce obok niej. Ta jednak nie bardzo się tym przejęła i wróciła do rozmowy z koleżanką z ławki przed.
- ¿Hable español?
- Sí - odpowiedziałam patrząc na nauczycielkę. - Me llamo Lexie, soy de Los ángeles, pero nací en Río de Janeiro - wyrecytowałam.- Asi como estoy la soltera.
Chłopcy uśmiechnęli się na ostatnie zdanie, podobnie jak nauczycielka.
- Było trzeba tego nie mówić, teraz zjedzą cię żywcem - usłyszałam głos za sobą, kiedy nauczycielka straciła mną zainteresowanie.
- Nie boję się być świeżym mięsem - wyszeptałam. Chłopcy uśmiechnęli się.
- Andy Peter Parker - przedstawił sie chłopak w okularach, z ciemnymi kręconymi włosami.
- Nick Lockwood - dodał ten drugi. Czułam na sobie jego spojrzenie na co tylko uśmiechnęłam się.
- Moi drodzy rozumiem emocje - krzyknęła nauczycielka spoglądajac na mnie. - Ale macie od tego przerwę. Po za tym do końca miesiąca macie do zrobienia projekt. Mam nadzieję, że ktoś weźmie Lexie pod swoje skrzydła.
- My z chęcią - oznajmił Peter, mrugając do mnie. - Skoro mówisz po hiszpańsku to możesz być przydatna.
- A wy nie? - zapytałam zdziwiona. Nick uśmiechał się szeroko, a Peter prychnął.
- Po lekcjach u Ciebie, słonko?
CZYTASZ
The Evilness: zaginione
VampireAmerykański sen to jedna wielka ściema. Mieszkając w LA nie zaznałam dobrych snów. Nawet jako dziecko. Śniły mi się za to koszmary, pełne krwi i złych czarownic, które później stały się moją codziennością. Jako dziecko myślałam, że gdybym miała być...