Steven nie próżnował - następnego dnia w szkole nie zastałam Misztala, mogłam więc spokojnie przejść do dalszej części planu.
Przed zajęciami z filozofii ukradkiem zakradłam się do klasy, gdzie odbywały się zajęcia. Zostałam tam uczącego nas nauczyciela.
- Dzień dobry!
- Dzień dobry - odpowiedział starszy mężczyzna. - W czym mogę pomóc?
- Mam do Pana taką sprawę, właściwie prośbę.
- Tak? - przekręcić głowę i wbił we mnie niepewny, lekko zagubiony wzrok.
Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam mu w oczy.***
Kiedy wszyscy uczniowie zajęli swoje miejsca, nauczyciel szybko sprawdził listę, po czym stanął na środku klasy.
- Proszę Państwa, zgodnie z zapowiedzią muszę przydzielić Państwu tematy projektu. A w związku z tym, że jestem ciekaw waszych spojrzeń na różne tematy, pozwoliłem sobie podzielić was w pary.
- Myślisz, że nas dał razem? - Peter szepnął do mnie.
- Może.
- Tak więc, gdzie ja mam tą listę...a jest. Tak więc Pani Rose i Pani Foster z tematem uosobienie kobiety a jej naturalne predyspozycje. Pan Parker oraz Pani Harmon o reinkarnacji i jej znaczeniu w buddyzmie.
Dalej Pani Rodriguez i Pan Harney o istnieniu stworzeń nadnaturalnych - legendy a nauka - spojrzałam na chłopak, który odwrócił się do mnie lekko zdziwiony. Cmoknął wymownie po czym pokazał mi telefon. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Po lekcji wypadała długa przerwa, więc od razu skierowała się na stołówkę.
- Dziwny macie ten temat - powiedział Andy Peter, siadając koło mnie i Jamesa z tacą pełną jedzenia.
- Właśnie omawiamy szczegóły - powiedziałam, maczając frytki w sosie.
- Będziecie pisać o wilkołakach? One są chyba najciekawsze.
- Raczej o paleniu czarownic na stosach i odrywaniu wampirom głów - zaśmiał się Harney. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Nauczyłam się udawać, że dla populacji ludzkiej nie istnieją takie rzeczy jak magia ani tym podobne zjawiska. Ale Harney po prostu sprawiał wrażenie, jakby wcale nie należał do tej mrocznej części świata.
- Tak, pewnie tak - przytaknęłam. - To co, w weekend u Ciebie?
- Wolałbym wpaść do twojego mieszkania, jeśli mam być szczery. Moja mama nie lubi gości.
- Dla niej to nie problem, w końcu mieszka sama - odparł Peter, a ja wysłałam mu niemal zabójcze spojrzenie.
- Jeszcze się urządzam.
- Nie ma spiny, Rodriguez. Kartony mi nie przeszkadzają - uśmiechnął się wesoło. - Wpadnę jutro wieczorem.
Chłopak wstał i opuścił nasz stolik.
- Nie patrz tak, słoneczko. W twoim domu masz większe szanse żeby go przelecieć.
Spojrzałam na niego oburzona.
- Ale ja nie chce go przelecieć.
- A co, poznać jego mamusie?
W myślach przytaknęłam.
- Nie tylko...
- Hej, Nick zrobił sobie dziś wolne, ale jest piątek. Umówmy się wieczorem na mieście. Zaczyna się festiwal food tracków.
- Dobra, napisz do niego.***
- Część chłopaki! Sorki za spóźnienie. Wzięłam taksówkę i się gość zgubił, jadąc na moje osiedle - powiedziałam. Przytuliłam chłopców na przywitanie.
- Jasne, nie ma problemu.
Staliśmy na małym placu przed miejscowym parkiem, gdzie odbywały się tegoroczne dni food tracków. Byłam wyluzowana, więc tego wieczoru chciałam cieszyć się czasem spędzonym z nowymi przyjaciółmi. W tym miasteczku byłam już niemal miesiąc i w końcu udało się ruszyć z miejsca.
- Co jemy? - zapytał Peter, kierując się w stronę food tracka z kuchnią azjatycką. - Ja chyba postawię na te tajskie smakołyki.
- Dobry plan.
- Wybaczcie, idę po burgera - uśmiechnęłam się do Nicka, który po chwili zniknął w tłumie. W tym czasie zamówiliśmy z Peterem zestaw pierożków i dwie porcje makaronu.
- Właściwie czemu tak się zawzięłaś na tego Harneya? - zapytał Nick, kiedy siedzieliśmy przy drewnianym stole na środku rynku.
- Po prostu jest fajny, mamy te same zainteresowania i w ogóle - chciałam brzmieć przekonująco, ale po ich minach wiedziałam, że mi nie uwierzyli. - Lepiej powiedzcie czy wiecie coś o tym zabójstwie.
- Nie gadajmy o tym, proszę - Nick spochmurniał. Że też nie mogłam powiedzieć nic mądrzejszego.
-Sorki.
Nagle poczułam zimny powiew na plecach. Odwróciłam się gwałtownie.
- Lexie?
Chłopcy spojrzeli na mnie dziwnie.
- Ok?
- Widzisz jakiegoś ducha?
- Przepraszam, nie - oznajmiłam. - Idę siku.
Wstałam i ruszyłam w stronę parku. Czułam to wyraźnie. Szlam powoli, pewnie. Weszłam między drzewa, tak, że światła z placu już do mnie nie docierały. Nagle poczułam jak ktoś rzuca się na mnie i przypiera do drzewa.
- Ty suko! - Misztal stał przy mnie ściskając mi gardło. Kora drzewa zraniła mi skórę, czułam jak ciepła krew leje mi się po karku. - Zabili ją przez Ciebie!
- O czym ty mówisz? - wychrypiałam.
Misztal podniósł mnie i rzucił o ziemię. Drzazga na moim karku niezmiernie mnie uwierała, zaburzając całą moją koncentrację.
- Powiadomiłaś wujaszka, że cię śledzę co?
- Nie trzeba mnie kontrolować, jestem zbiegiem pamiętasz?
- Powinnaś gnić w więzieniu, jak twoje przyjaciółki!
Misztal podniósł mnie i odrzucił tak, że wpadłam na ławkę kilka metrów dalej. Wstałam natychmiast, ale on był już obok. Chwycił mnie za gardło.
- Zabili moją przyjaciółkę!
- To nie moja wina - wyszeptałam. - Jestem tu, bo chce się odciąć. Nie miałam....
- Zamknij się!
- Puść ją!
Nick rzucił się na zdziwionego Misztala. Upadłam na ziemię i korzystając z okazji wyciągnęłam drzazgę z szyi. Andy Peter stanął przy mnie, zatroskany.
- Ok?
- Ładnie to tak bić kobiety?!
- Nick zostaw go! - wrzasnęłam. Nim zdążyłam podbiec, Misztal szarpnął Nicka i wbił mu w serce sztylet.
- Nie! - krzyknęłam podbiegając do niego. Peter stał oszołomiony. - Nick!
- Za Rose.
Misztal zniknął. Spojrzałam na przebitego chłopaka, który wykrwawiał się na moich oczach. Nie myślałam, kiedy przegryzłam sobie żyłe i wepchnęłam mu do ust moją krew. Nie myślałam, kiedy wyciągnęłam nóż, kiedy wyrwałam Peterowi telefon, kiedy dzwonił na pogotowie. Nie myślałam o konsekwencjach. Może by go uratowali. Może. Ale ja podjęłam decyzję, samolubną decyzję o tym by mu pomóc, według naszych zasad. Decyzję, która zmieniła jego życie.
- Magiczne stworzenia istnieją? - Peter patrzył na mnie z zakrwawionymi kłami, na Nicka, którego rana się nie goiła, na sztylet, który był nasączony trucizną, o czym pomyślałam dopiero kiedy zobaczyłam jak z Nicka uchodzi życie.
- Lexie - chwycił mnie za rękę. - Karetka.
- Nie. Od teraz wszystko się zmieni, będzie dobrze, zobaczysz.
W tym momencie Nick spojrzał na mnie i zamknął oczy. Jego ciało nie wytrzymało.
CZYTASZ
The Evilness: zaginione
VampireAmerykański sen to jedna wielka ściema. Mieszkając w LA nie zaznałam dobrych snów. Nawet jako dziecko. Śniły mi się za to koszmary, pełne krwi i złych czarownic, które później stały się moją codziennością. Jako dziecko myślałam, że gdybym miała być...