Myliłam się... Tak bardzo się myliłam sądząc, że wszystko powróci do normy, gdy Adam Hale wyniesie się z mojego życia. Minęło dziesięć dni od dnia, kiedy wykopałam go z mieszkania. Dziesięć piekielnych dni, od kiedy łapię się na tym, że biorąc rano telefon do ręki spodziewam się... Właściwie nie wiem, czego i to mnie tak cholernie frustruje. Jakbym straciła kontrolę nad własnymi myślami. Czułam, że tak to się skończy. Wystarczyły trzy dni znajomości z nim, bym zaczęła kwestionować swoje decyzje i wartość przyjaźni z Lily. Nawet strach przed nieznajomym zmieniającym moje życie w koszmar, został przytłoczony przez zalążki nostalgii. No może nie całkiem tęsknoty, ale rozmyślań nad tym, co mogłoby się wydarzyć.
W poniedziałek, jak zwykle pomaszerowałam do pracy. Byłam trochę nieobecna myślami i nieustannie ze zgrozą zerkałam w stronę wejścia - jakby on miał się w nich pojawić, gdy tylko spuszczałam je z oczu. On nie przyszedł, ale zamiast niego w butiku pojawiła się Właścicielka. Już na wejściu obrzuciła mnie apatycznym spojrzeniem i bez słowa skierowała się na zaplecze. Na szczęście zmianę tego dnia miała Mery - młoda dziewczyna dorabiająca po szkole. Lubię ją, bo jest obowiązkowa i nie stara się na siłę zaprzyjaźnić.
Właścicielka po wnikliwej inspekcji, w końcu zwróciła się bezpośrednio do mnie. Jakżeby inaczej jej wywód odnosił się do Hale'a i tego, w jaki sposób mamy go obsłużyć, gdy się zjawi. Nawet ona, wymawiając jego nazwisko rozjaśniała swe szorstkie oblicze, a jej oczy zazwyczaj obojętne wzniecił blask bezkresnej ekscytacji. Z pokorą i lekko opuszczoną głową wysłuchałam wszystkich jej słów, doskonale wiedząc, że gdyby jakimś cudem się pojawił spłonęłabym niczym wiedźma na stosie.
Kiedy wychodziłam z pracy, pod koniec dnia czułam, że moje oziębłe wnętrze pragnąc obronić się przed melancholią i cierpieniem skuło się w lód. Z każdym dniem cichy głoski w mojej głowie, szeptał o tym, jaka jestem niewdzięczna wobec niego. Mimo wszystko, załatwił te przeklęte drzwi - zapewnił mi poczucie bezpieczeństwa i ulotnił się szanując moje słowa. Naprawdę wolałabym, żeby przysłał mi rachunek. Mimo że przenigdy tego nie pragnęłam, to splot wydarzeń sprawił, że mam u niego dług.
Wczoraj przez pół dnia wpatrywałam się w telefon, organizując w głowie słowa, jakie powinnam wykorzystać, by podziękować mu za całokształt. Czułam się taka mała, gdy powoli uświadamiałam sobie, że nie jestem w stanie nic mu zaoferować, bo przecież on ma już wszystko. Dopiero wieczorem odważyłam się nacisnąć ikonę wyślij. Moja wiadomość zawierała wyłącznie dwa słowa - Dziękuje. Scarlett.
W tej chwili, wpatrując się bezmyślnie w kubek z kawą odnosząc wrażenie, że popełniłam ogromny błąd. Nie wiem, może to przez moją niemądrą wiadomość, którą mu wysłałam. Jestem jak dziecko, które chociaż wie, że nie powinno to i tak zrywa plaster z rany. To, okazanie słabości z mojej strony. Czuję się jak idiotka, jak plastikowa lalka odrzucona w kąt! Nie mam chęci, by wstać rano z łóżka i wlec się do pracy. Przez cały dzień wysłuchując planów usidlenia Hale'a przez coraz bardziej zakręconą na jego punkcie Lily. Mam, tylko nadzieję, że w końcu odpuści i przestanie nieustannie o nim opowiadać. Wysłuchiwanie jej planów co do niego są prawdziwą udręką.
-Wrócę wieczorem. Zjem na mieście. -Z rozmyślań wyrywa mnie oschły ton Chrisa. Od naszej kłótni odzywa się do mnie, tylko wtedy, gdy chcę przekazać jakąś suchą informację.
-Dobrze. -Odpowiadam zrezygnowana jego zachowaniem, ale on nawet na mnie nie spoglądając wychodzi zatrzaskując za sobą nowe drzwi. Z trudem dopijam swoją nieco już letnią kawę, gardło mając zaciśnięte od pragnienia napływającego płaczu. Nie potrafię rozgryźć zachowania mojego brata. W ten weekend prawie się na niego wydarłam, gdy stwierdził, że nigdzie się nie wybiera. Pomimo jego słów spakowałam jego torbę i zostawiłam jak zawszę pod jego drzwiami. Gdy wrócił z pracy, z miejsca się do niej skierował. Wrzucił ją z hukiem do swojego pokoju i zamknął się w nim głośno zatrzaskując drzwi. Potwornie zabolało mnie jego zachowanie. Byłam taka rozwścieczona, gdy kładłam się spać - na niego, bo zachowuje się tak cholernie dziecinnie, na Lily bo nie jest w stanie spojrzeć na mnie jak na kogoś równego, na postać z mojego koszmaru za wybranie mnie i na Hale'a bo pojawił się w moim życiu i tak niesamowicie je skomplikował.
CZYTASZ
UMOWA| Olga B.
RomanceOn nie jest księciem z bajki, nie jest nawet miłym i porządnym facetem. Idealny na raz, nie na całe życie. /-Zgaduje, że to los znów nas na siebie napuścił. -Zimny ton Hale'a i równie lodowate spojrzenie jego brązowych oczu przeszywa moje ciało do k...