12. #Crush

252 11 1
                                    

-Co ty tutaj robisz?! -Odzywam się ponownie, lecz tym razem niemalże krzyczę. Powstrzymuje się, jednakże w ostatnim momencie, przygryzając boleśnie usta - to miejsce publiczne, a my się przecież nie znamy.

On oczywiście milczy, wzniecając tym samym mój gniew do czerwoności. Wydaje, się być ostoją samokontroli. Wzrusza, jedynie majestatycznie ramionami i wkłada dłonie do kieszeni czarnych, markowych spodni. Stopień rosnącej we mnie irytacji podnosi, się zastraszająco blisko wybuchu. Mierzymy się przejmującymi spojrzeniami, a wszystko wokół się wycisza. Jedyne, co dochodzi do moich uszu, to mój drapieżnie, przyspieszony oddech i ze złością zaciśnięte dłonie w pięści. To w rezultacie wyprowadza go z równowagi. Zasłona opada, bezduszny, hebanowy wzrok przemyka na unoszące się – opięte, ciemną tkaniną - piersi. Trwa to ułamek sekundy, kiedy na powrót krzyżuje ze mną mroczne spojrzenie. Moje odkryte ramiona, przechodzi ostrzegawczy dreszcz. Nie wiem czy to od zimna, czy dlatego, że jest taki opanowany i surowy.

-Co z tobą nie tak? -Nie jestem w stanie się opanować i podchodzę do niego na tyle blisko, by powietrze wokół nas zaczęło iskrzyć. Stawiam, każdy krok wojowniczo, niemalże zapominając, że mam założone niebotycznie wysokie szpilki. -Chyba dosyć wyraźnie dałam ci do zrozumienia, żebyś trzymał się ode mnie z daleka, żebyś zostawił mnie w spokoju! -Wykrzykuje ostatnie słowa, czując jak krew pulsuje pod śnieżnobiałą skórą. Policzki płoną szkarłatną czerwienią, a pięści poszukują celu.

Hale nadal tkwiąc w tej swojej nonszalanckiej pozie zaciska usta, jak gdyby powstrzymywał się od wypowiedzenia choćby słowa.

Hmm... W końcu uzyskuje jakąkolwiek reakcje. To mnie, jednak w jak najmniejszym stopniu nie zaspokaja.

Stawiam kolejny krok i wyczuwam znajomą, męską woń unoszącą się wokół jego apodyktycznej postaci. Ostatkiem sił staram się nie zaciągnąć, tym wabiącym aromatem. Z własnej woli, podążam na skraj przepaści. On, bacznie śledzi moje poczynania. Jego ramiona nie są już takie rozluźnione, a oczy z każdym kolejnym wydechem stają się ciemniejsze. Moja wizja jest zamazana, ciało gotowe jest do ofensywy, a umysł pragnie wyłącznie rozładować na nim pozostałości gniewu.

Stawiam, więc kolejny tym razem bezgłośny krok. Pozostaję tak, blisko, że gdybym się odwróciła nasze ramiona zderzyłyby się. Moje oczy są na wysokości jego ust, dlatego jestem zmuszona unieść głowę, by zmierzyć się z jego zimnym spojrzeniem. On wytrwale milczy, za nic mając moje wzburzenie. Pogrywa ze mną w jakąś cholerną grę, do której nawet nie dostałam zasad i jest przy tym niewyobrażalnie, pociągająco nienaganny. Organizm przystępuje do wrzenia, od zebranych w nim emocji i jego majestatycznej wyniosłości.

Wbijam oskarżycielsko wskazujący palec, w jego twardą klatkę piersiową coraz mocniej go nim szturchając. Stoi tak sztywno, że nawet nie porusza się o milimetr - co jedynie bardziej mnie rozjusza.

-Zabrakło ci języka w gębie? -Mój palec wskazujący wbija się w niego coraz mocniej, tworząc w nienagannie wyprasowanej, czarnej koszuli zagniecenia. Złość objęła kontrolę nad moim organizmem, a także umysłem i nie zdołam go już pohamować.

-Jest 22:00. -Oznajmia bez pośpiechu, jak gdyby to była najbardziej bezdyskusyjna informacja na świecie. -Nie sądzę, żebym się spóźnił. - Dodaje, uśmiechając się pod nosem. Jego głos, jest taki bez skazy.

- Umyślnie mnie prowokujesz? -Mruży brązowe oczy, wyciągając ręce z kieszeni i zaciskając je po bokach w pięści. To jeszcze mocniej, mnie napędza. -Słyszałam, że jesteś najlepszą partią w całym mieście i każda idiotka marzy, by rozłożyć przed tobą nogi. -Słucha wnikliwie, zaciskając szczękę, patrząc mi przy tym prosto w zalane gniewem oczy. -Uważasz mnie za idiotkę?

UMOWA| Olga B.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz