Przeskakuje, co drugi schodek biegnąc w stronę swojego naruszonego obcą istotą mieszkania. Podobnie jak wczorajszego wieczoru moje buty pozostawiają po sobie mokre plamy, lecz tym razem nie towarzyszy mi brat. Burza na zewnątrz, potęguje mój strach. Po wyblakłej twarzy spływają krople lodowatego, letniego deszczu. Pomimo, chłodu ciało niczego nie odczuwa, gdyż postawione jest w najwyższej gotowości. Adrenalina niebezpiecznie krąży mi w żyłach, oddech mam płytki prawie niezauważalny. Czuję, że z każdy pokonanym schodkiem moje serce zaciska się coraz mocniej i mocniej, a ja kurczę się z każdym oddechem. Błyskawica, huk grzmotu słyszany za plecami przyprawia o zimne dreszcze. W połowie drogi, moja determinacja ulatnia, się pozostawiając po sobie narastający powoli atak paniki. To wszystko wydaje, się być marnym, tanim filmem, w którym zabłąkana bohaterka niebawem zginie.
-Jesteś tego pewna, Scarlett? - Autentyczna obawa tląca się w mglistych, lodowatych, brązowych oczach Hale'a, poważnie coś we mnie porusza. Nie potrafię jednak tego okazać, gdyż moje myśli pogrążone są w każdym potencjalnym, mrocznym scenariuszu.
-Poradzę sobie, Hale. -Takich, właśnie słów użyłam odpowiadając na sugestie towarzyszenia mi przez Adama. Mój głoś ani trochę, się nie zawahał, gdy rozdzierająca błyskawica przecięła atramentowe niebo nad naszymi głowami, a strugi mroźnego deszczu spadły na nasze nieoświetlone postacie. Realne niebezpieczeństwo czekało na mnie w miejscu, które zwę domem. Moje zachowanie bez wątpienia nie uszło rozgarniętemu umysłowi Hale'a, lecz mężczyzna nie odezwał się już ani słowem. Wydawał się być zniecierpliwiony, a być może nawet nieźle wkurzony. W tamtym momencie, w mojej głowie i wokół mnie panowała jedynie przeszywająca pustka. Hale uszanował moją decyzję i bez żadnych dalszych negocjacji, w milczeniu patrzył jak przebiegam przez ulicę i wbiegam do swojego bloku. Zapewne poczuł, że to nie jest jego terytorium albo, że naprawdę sama dam sobie radę.
Szczerze, to było ostatnie, co przebiegło przez mój niezatruty jeszcze, w tedy umysł budzącym obrzydzenie strachem. W tamtym momencie to było, takie łatwe - wracam do mieszkania, patrzę, co się stało, porządkuje możliwe szkody i tyle. Teraz jednak czuje strach. Odbierająca rozum panika, że jednak ktoś tam na mnie czeka ktoś, kto pragnie mojego cierpienia i bólu wyjdzie mi na spotkanie mnie, gdy tylko przekroczę próg. To wszystko przyprawia mnie o mdłości. Niewidzialna, gruba lina na powrót zaciska się na mojej tali, lecz tym razem zostawia po sobie krwawe otarcia. Mimo, że moje nogi stają się wiotkie z każdym krokiem, to zmuszam się do parcia na przód. To trwa może z kilka minut, lecz dla mnie to piekielna nieskończoność. Wreszcie zatrzymuje się przed wysokimi, hebanowymi drzwiami. Są nieznacznie uchylone i posiadają zauważalne szramy przy zamku. Z galopującym sercem, wstrzymanym oddechem i zaciśniętymi na torebce palcami chwytam za lodowatą w dotyku srebrzystą klamkę.
Każdy dźwięk wokół się wycisza, a ja czuje, że zaraz znajdę się poza swoim ciałem. Ta natarczywa cisza w mojej głowie wbija się w skronie. Pomimo to pociągam za klamkę, popycham drzwi i stawiam krok do własnego mieszkania.
Wszystko wewnątrz wydaje się być nienaruszone i takie, jakie zostawiłam dzisiejszego poranka. Wyprane i gotowe do poskładania bluzy Chrisa, nadal leżą na kanapie. Gry na konsole, które strąciłam przypadkowo rano nadal leżą na podłodze. Nieumyta miska po płatkach śniadaniowych tkwi na stoliku tam, gdzie ją zostawiłam dzisiejszego poranka. Gdyby, nie telefon od sąsiada i uszkodzony zamek w drzwiach nie uwierzyłabym w włamanie. Pozorny brak bałaganu, zniszczeń, widocznej wizyty intruza i tego, co sobie wyobrażałam, powinno mnie uspokoić, ale wyłącznie przyprawia o jeszcze większą paranoję. Ktoś bezczelnie zabawia, się moim strachem. Najgorsze, że byłam przekonana, że pozbyłam się niebezpieczeństwa rok temu, na tyle dobrze, by już do mnie nie powróciło.
Najciszej jak jestem w stanie zamykam drzwi, na tyle ile pozwala mi uszkodzony zamek. W dzieciństwie chorobliwie bałam się ciemności, teraz wiem, że to ludzie z krwi i kości stanowią największe zagrożenie. Prawie bezgłośnie zdejmuje przemoknięte buty i skarpetki. Jestem u siebie, ale do okna podchodzę na palcach, nie zapalam światła - pomieszczenie, co jakiś czas rozświetlają pioruny. Pomimo wrodzonej awersji do tego zjawiska, zatrzymuje się przy szybie, lecz w ciemności nocy i strugach ściany deszczu nie jestem w stanie niczego dostrzec. Nie wiem, co mam nadzieję dostrzegać. Tajemniczą postać w kapturze siejącą powoli chaos w moim życiu, czy nowo poznanego Hale'a? Czy jest między nimi jakaś różnica? Obydwoje wprowadzili w moje już i tak pokręcone życie zamęt.
CZYTASZ
UMOWA| Olga B.
RomanceOn nie jest księciem z bajki, nie jest nawet miłym i porządnym facetem. Idealny na raz, nie na całe życie. /-Zgaduje, że to los znów nas na siebie napuścił. -Zimny ton Hale'a i równie lodowate spojrzenie jego brązowych oczu przeszywa moje ciało do k...