8. Zaufaj mi w końcu...

602 22 4
                                    

-Scarlett, wyjdź na zewnątrz i sprawdź czy zabraliśmy wszystkie rzeczy z podjazdu. Nie zdziwiłabym się, gdyby jutro ukradli nam samochód. –Głos matki, jest taki niechętny i znudzony. Jej słowa skierowane są do mnie, ale wypowiadając je nawet na mnie nie zerka, cały czas patrzy w stronę ojca. Nie mam ochoty o tak późnej porze wychodzić poza próg domu, ale zignorowanie matki nie ma sensu.

W milczeniu wychodzę na dwór, gdzie panuje już mrok nocy. Ścieżkę prowadzącą do drzwi oświecają białe, małe, ogrodowe lampy. Chłodny, jesienny wiatr rozwiewa moje włosy. Rozglądam się po okolicy, lecz o tej godzinie nie jestem już w stanie niczego dostrzec. Jestem sama, a przynajmniej mam taką nadzieję. Spozieram w górę na atramentowe niebo przyozdobione gwiazdami, wzdycham ciężko czując narastający ból w klatce piersiowej. Nienawidzę tego miejsca. Chciałabym móc rozpłynąć się w powietrzu. Przestań być taka samolubna - karcę się w myślach, znów przenosząc wzrok na niewielki ogród.

Dostrzegam swój wysłużony, czarny plecak pośrodku niczego. Leży na przystrzyżonej równo trawie. Podchodzę do niego prędkim krokiem, łapię za szorstki materiał i podnoszę dociskając do piersi. Już mam wracać, gdy moje ciało przechodzi ciepły ładunek elektroniczny. Niespotykane, niepożądane poczucie czyjejś obecności. Odwracam się gwałtownie, lecz dostrzegam wyłącznie czerń.

Wiatr nasila się, słyszę z daleka charakterystyczne brzmienie dzwoneczek powieszonych na sąsiedniej werandzie. Raptownie coś wyskakuje z krzaków za mną. Z sercem w gardle obracam, się jeszcze mocniej przytulając do siebie plecak, jak gdyby był jakąś tarczą. Nieduży, zagubiony szczeniak o szarej brudnej sierści przygląda mi się przechylając główkę. Przysiada i obserwuje mnie tymi swoimi dużymi, brązowymi ślepiami, w których dostrzegam niekończący się smutek, ból i tęsknotę - tak dobrze mi znane. On nie chce być pogłaskany, nie chce być dotykany - czuje to. Gdyby, teraz ktokolwiek wyciągnął dłoń w moją stronę by mnie dotknąć uciekłabym spłoszona. Tkwię, więc bez ruchu i przyglądam się mu z lekkim uśmiechem. Zwierzę pochyla główkę w prawo, podnosi się chwiejnie na łapkach i odchodzi gdzieś w mrok nocy. Przez sekundę przechodzi przeze mnie myśl, by za nim podążyć.

Na powrót zostaję sama, ale czy na pewno? Wewnątrz mojego umysłu, pojawia się cichy głosik ostrzegający mnie przed ciemnością. Czuję na sobie wzrok drapieżnika. Odwracam się niespiesznie. Wiatr rozwiewa mi włosy, więc odrzucam je na plecy.

To niespotykane przekonanie, że ktoś mnie obserwuje wbija się w mój umysł. Patrzy na mnie z bardzo złymi zamiarami, otoczony jest przez mrok. Jego wzrok rozdziera mnie na kawałki. Fantazjuje, ale o czym? Co chce mi zrobić, co chce ze mnie uczynić? Mrużę oczy, chcę poczuć energię tej osoby. Chcę ją wywołać. Wdycham nocne powietrze, ale nie czuje niczego specyficznego. Robi mi się naprawdę zimno i mam ochotę schować się we własnym łóżku, ale jakąś niewidzialna nitka owija się wokół mojego ciała i powoli ciągnie w stronę mroku. Boję się, ale stawiam kilka kroków do przodu przyciskając do piersi swój zniszczony plecak. Poruszam się powoli na palcach, serce bije mi jak oszalałe, włosy falują od wiatru. Słyszę szelest liści i instynktownie zatrzymuje, się jak sparaliżowana. Idiotka ze mnie.

Odwracam się i wolnym krokiem ruszam do domu, gdy ktoś popycha mnie brutalnie. Padam na kolana oszołomiona. Wielkie palce zaciskają się na moich ramionach, odwracają mnie. Obcy ciężar przyciska mnie do brudnej ziemi. Chcę walczyć, kopać, uderzać, uciekać, ale tak bardzo brak mi sił. Moje ciało powoli poddaje się nieruchomiejąc. Postać w kapturze, góruje nade mną - dzierży kontrole. Jej twarz jest ukryta, lecz wydaje mi się, że dostrzegam jej paskudny uśmiech. Nachyla się nad moją twarz, jej oddech przypala moją skórę niczym piekielny ogień.

-WIEM KIM JESTEŚ. -Postać szepce zachrypniętym, męskim głosem.

Nie chcę tego słyszeć! Nie chcę tego pamiętać! Nie chcę tu być! Nie chcę się tak czuć!

UMOWA| Olga B.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz