Zamieram, a ze mną cały świat. Wszystkie dźwięki wyciszają się, moje serce przyspiesza, adrenalina budzi moje obolałe ciało do walki. Chwytam Hale'a za wyciągniętą dłoń i przyciągam do siebie używając przy tym, wszystkich pozostałych we mnie sił. Jego ciało nie stawia najmniejszego oporu, z jego ust nie pada żadne pytanie. W sekundzie znajduje się w moich ramionach. Moje palce niczym haki wczepiają, się w rękaw należącej do niego kosztownej marynarki.
Adam Hale dostrzegając w słabym świetle ulicznych lamp, nieopisany strach wypływający z moich wielkich, zielonych oczu dostrzega odbijające się w nich czające się z tyłu zło. Jednym, zdecydowanym ruchem odpycha mnie od siebie, tak że znów padam na asfalt tym razem jednak towarzyszy temu głośny okrzyk bólu. Zaciskam zęby i z dziwnym przerażeniem obserwuje scenę rozgrywającą się tuż przede mną.
Hale zgrabnie odwraca się w stronę przeciwnika, chwyta za nadgarstek dłoni trzymającej skąpany czerwienią nóż. Wstrzymuje płytki oddech, obserwuję jak obaj mierzą się wzrokiem. Pomimo podobnej postury ciała, to Hale wydaje się emanować siłą i przewagą - coś w jego dominującej postawie i twarzy niezmąconej lodowatym spokojem pozwala mi wierzyć, że to on będzie zwycięzcą. Ta zatrzymana w czasie chwila kończy się, gdy pryszczaty napastnik rusza na Hale'a krzycząc wściekle niczym oszalałe pierwotnym instynktem zwierzę. Cała walka, trwa jedynie kilka sekund. Hale niczym zawodowiec, blokuje swojego przeciwnika, wytrąca mu nóż ze szponiastych palców, zadaje kopnięcie w brzuch, cios szczękę - przeraźliwy jęk bólu dochodzi do mnie jakby z oddali, ale nie odwracam wzroku, gdzieś w środku odczuwając satysfakcje z rozgrywanej się sceny. To wszystko mogło potoczyć się całkowicie odwrotnie i wiem, że urządziliby mnie znacznie gorzej. Pryszczaty osuwa się na ziemie niczym szmaciana lalka, całkowicie bez oznak życia, jego twarz powoli zalewa się ciemnoczerwoną krwią.
-Czy ty go...? -Ostatnie słowo nie przechodzi mi przez gardło. Usta wyschnięte mam na wiór. Czuję stopniowo wzmagające się mdłości. Nie dostrzegam twarzy Adama, stoi odwrócony do mnie plecami, nieruchomo patrząc na bezwładne ciało pryszczatego, reszta jego kolegów gdzieś w tym zamieszaniu się rozpłynęła.
-Nie, tylko stracił przytomność. -Pogarda przepełnia jego słowa. Odwraca się w moją stronę powoli, na jego usta wypływa łobuzerski uśmieszek, wzrusza niewinnie ramionami jak niesforne dziecko, które zostało przyłapane na psocie. Nie potrafię, nie docenić jego uroku.
Rusza w moim kierunku szybkim, agresywnym krokiem, przez sekundę moje ciało przebiega znów strach - brązowe, lodowate spojrzenie zaczyna mnie przerażać. Instynktownie staram się podnieść, lecz brak mi sił i jestem zbyt obolała.
-Jesteś jednym, wielkim, chodzącym nieszczęściem Scarlett. -Warczy przez zaciśnięte zęby, starając się mnie chwycić za ramiona i pomóc mi stanąć na nogi. W duchu przyznając prawdziwość słowom Hale'a po prostu milczę, odpychając jedynie jego dłonie jak najdalej od siebie.
-Przyciągasz niebezpieczeństwo. -Dodaje prawie, że warcząc na mnie.
-Mówisz o sobie. -Odpowiadam równie wrogim tonem, Hale zaciska usta.
Tak moje życie to jedna wielka porażka, ale już dawno się z tym pogodziłam i nie zamierzam nad tym płakać. Nie mam wpływu na wszystko co mnie otacza, choć bardzo staram się mieć kontrole. Przyjmuje to co daje mi życie, nawet jeśli przeważa w nim cierpienie. Bez niego nie doceniałabym, aż tak bardzo tych dobrych chwil.
Sama próbuje stanąć na nogi, albo chociaż na kolana, ale jedyny efekt jaki uzyskuje to coś przypominające krzyk, który wydobywa się mimowolnie z mojego wnętrza. Nie poddaje się jednak, zaciskam zęby i udaje mi się zmienić pozycje na klęczącą - niestety tylko na tyle starcza mi siły. Zamykam oczy, głowa sama zaczyna opadać mi w dół. Słyszę jego ruch, czuję perfumy - jest naprawdę blisko. Otwieram oczy, jego dłonie zmierzają w moim kierunku. W przypływie bezsilności odpycham je ostatkiem sił i znów padam na tyłek. Hale przygląda się moim poczynaniom z niedowierzaniem kręcąc głową, wzdycha ciężko i tym razem siłą chwyta mnie pod pachy i stawia na równe nogi. Pozwalam mu sobie pomóc, bo innego wyjścia nie mam, chociaż jestem na siebie wściekła. Stoimy na przeciw siebie, prawie twarzą w twarz. Jest tak blisko mnie, że czuje jego ciepły oddech na policzku, a zapach jego perfum przesiąka na moje rozwiane włosy. Przygotowana na chłód jego spojrzenia z ociąganiem podnoszę wzrok, lecz jedyne co dostrzegam to gniew skierowany wprost na mnie.
CZYTASZ
UMOWA| Olga B.
RomanceOn nie jest księciem z bajki, nie jest nawet miłym i porządnym facetem. Idealny na raz, nie na całe życie. /-Zgaduje, że to los znów nas na siebie napuścił. -Zimny ton Hale'a i równie lodowate spojrzenie jego brązowych oczu przeszywa moje ciało do k...