11. Obłęd i obsesja

381 22 7
                                    

Tkwię oniemiała, z dłońmi luźno opadającymi wzdłuż ciała i przyglądam się scenie, w której Adam Travis Hale (odziany w atramentowy niczym nocne niebo garnitur) podpiera się łokciami o blat szarej kasy. Usta jego poruszają się bez pośpiechu, zmysłowo, gdy odwraca swoją atrakcyjną twarz i konspiracyjnie szepcze coś bezpośrednio w kierunku ucha rudowłosej Lily. Przyjaciółka kokieteryjnie przysłania drobną dłonią malinowe usta - zarumieniona chichocze trzepocząc do niego uwodzicielsko długimi rzęsami. Jeszcze sekunda i dosłownie padnie przed nim na kolana, skamląc by ją zerżnął tu i teraz - tak szalenie pożera go wzrokiem. Nawet z tej odległości dostrzegam w jak szybkim tempie unosi się i opada jej klatka piersiowa. On również to zauważa, ponieważ jego lodowaty wzrok, zatrzymuje się na jej sporych piersiach opiętych pod ciemnym materiałem firmowej koszuli. Chciałabym odwrócić z lekceważeniem wzrok, jak gdyby było mi to w zupełności obojętne. Naprawdę chciałabym tak postąpić, lecz jakaś niewytłumaczalna siła przymusza mnie bym szczegółowo wryła sobie w pamięć tą scenę. Moje szorstkie spojrzenie pada na jego policzek - ten, na którym istniała blizna (po części moja blizna) a po której ulotnił się już ślad.

Coś się zmienia, coś w moim wyczerpanym wnętrzu krzyczy, że ta scena jest niewłaściwa. I jestem świadoma, że wina jest wyłącznie moja, ponieważ nalegałam by opatrzyć jego rany i nie wyrzuciłam go z mieszkania, kiedy zaproponował, żeby u mnie przenocować. I wprawdzie jestem świadoma, że nie powinnam tego pragnąć.

Gdzieś tam podświadomie oczekiwałam na jego ruch. I w tej chwili, kiedy on go wykonał (tylko nie w stosunku do mnie) czuję się cholernie naiwnie i beznadziejnie. Gdyż on wcale nic dla mnie nie znaczy! Jego mocny dotyk, czy nienasycone usta i smukłe ciało są jedynie fizycznością, którą można zastąpić. On wycofał się, tak jak sobie tego życzyłam i nie wolno mi żałować żadnych decyzji, które do tego doprowadziły.

Hale znienacka unosi głowę, jak gdyby usłyszał każdą moją najmniejszą myśl, a Lily rozchyla nieznacznie usta - chętna do pocałunku. Odruchowo wstrzymuje oddech, z trudem przełykając ślinę. Ta odpychająca wątpliwość, co może się wkrótce wydarzyć, przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Moje dłonie stają się zimne, gdy nieświadomie zaciskam je w pięści.

Mrużę zielone oczy, gdy nasze spojrzenia krzyżują się. To jedynie sekunda, przelotna chwila napięcia, gdy on patrząc mi prowokująco w oczy - tym upiornie bezdusznym wzrokiem - zakłada zabłąkany, rudy lok za ucho onieśmielonej Lily. Zazwyczaj porcelanowa cera dziewczyny, w tej chwili płonie ostrą czerwienią a ja z całych sił zmuszam się by nie założyć rąk na piersi i nie czmychnąć. Obserwuje jego poczynania z zaciętą miną, starając się pokazać, że ani trochę mnie to nie rusza.

On mnie bezczelnie prowokuje! Usiłuje zademonstrować mi, co straciłam, ale nie jest świadom tego, że ja nigdy przenigdy tego nie pragnęłam. Absolutnie nie dam mu tej satysfakcji i nie okaże, jak bardzo podniósł mi w tej chwili ciśnienie. Unoszę, więc wysoko głowę i śpiesznym, chociaż niezdecydowanym krokiem ruszam w ich stronę. Stanie i gapienie się na nich jest, co najmniej dziwaczne, a ja niekoniecznie chcę wzbudzać żadnych niepotrzebnych podejrzeń. Nie bardzo wiem, co powiem i co zrobię, ale posuwam się na przód. Kiedy jestem już parę kroków od wejścia Hale nieoczekiwanie prostuje się, poprawia swój garnitur i pewnym siebie krokiem rusza w moją stronę. Przez sekundę wyprowadza mnie to z równowagi i niemalże zapominam jak się oddycha.

Z każdym zbliżającym się metrem, moja waleczność gdzieś się ulatnia a serce zwalnia zatrważająco. Minęło tyle dni, a ja nadal wypominam zachłanny smak jego pocałunków. Moje oczy bezwiednie odszukują jego usta. Natychmiast tego żałuje, wyczuwając jak z każdym stąpnięciem, ciężkie staje się moje serce. Spojrzenie wlepiam, więc w jego zbliżające się nienagannie wypastowane, czarne buty. Poruszają się z pewnością, wręcz agresywnie stawiając każdy krok. Znajduję się już na tyle blisko, by wyczuć ten znajomy, męski aromat, który jeszcze przez kilka nocy zachował się na moich poduszkach. W końcu unoszę wzrok by przekonać się o tym, że on wcale na mnie nie patrzy. Jego twarz nieustępliwie skierowana jest przed siebie, szczękę ma zaciśnięta, a oczy to tafla niezbadanego lodu. Mijamy się bez słowa, bez nawet spoglądnięcia na mnie, bez niczego. Ja nie istnieje dla niego, a on dla mnie.

UMOWA| Olga B.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz