Rozdział 3 (Co?!)

2K 114 71
                                    

***

Panele z czerwonego drewna, chropowata faktura ścian i kominek w rogu niemal zwaliły Roksanę z nóg. Nie mogła uwierzyć, że stoi w swoim nowym salonie. Obok miała jeszcze swoją kuchnię, łazienkę i wielki, kwadratowy korytarz. Dwa pokoje na poddaszu też. W ogóle cały dom należał do niej. Chciała piszczeć ze szczęścia.

Nad parapetem pochylał się notariusz, przygotowując umowę do podpisania. Zaimponował Roksanie tym, że wziął ze sobą laptop, pół ryzy papieru i małą drukarkę. Jeszcze nigdy nie widziała prawnika z takim podręcznym ekwipunkiem. Miała nadzieję, że sama będzie kiedyś równie obrotna.

Z korytarza dochodziła do niej rozmowa przedstawicieli banku i dziennikarza z lokalnej gazety, przeprowadzającego z nimi wywiad. Roksana po raz milionowy uszczypnęła się w rękę. To nie był sen. Naprawdę wygrała. Z wrażenia dostała zawrotów głowy. Kucnęła pod ścianą, rozanielona myślą, że zamieszka blisko centrum, w pięknej okolicy i z dala od uciążliwych sąsiadek. Nieprawdopodobne.

— Dzień dobry! Przepraszam za spóźnienie — usłyszała nagle w oddali dziwnie znajomy męski głos.

Rozmowy w korytarzu nieco przycichły, aż w końcu zapadło całkowite milczenie. Chwilę później drzwi do salonu zostały zamknięte, za nimi zapanowało jakieś zamieszanie. Roksana powoli wstała, zaniepokojona.

— Że co?! — dobiegł ją wściekły wrzask.

Postanowiła sprawdzić, co się tam dzieje. Szybkim krokiem wyszła z salonu, a kiedy otworzyła drzwi, niechcący kogoś nimi uderzyła.

— Przepraszam! — krzyknęła przejęta, po czym otworzyła usta ze zdumienia na widok postawnego bruneta.

— O Jezu — syknął ten, odsuwając się o krok. — Prześladujesz mnie?

— Wypraszam sobie. — Zlustrowała go z niedowierzaniem. — Co pan tu robi?! To mój dom — rzekła wyniośle.

— Niby z jakiej racji? — zakpił.

— Wzięłam pożyczkę i wygrałam.

— Aha. Może wyprowadzą ją panowie z błędu? — zwrócił się do stojących obok mężczyzn.

Troje z nich miało na sobie identyczne, idealnie skrojone garnitury, a czwarty —nieformalny ubiór i aparat cyfrowy w dłoni.

— Cóż — zaczął jeden z przedstawicieli Goldbanc, dając znak, żeby pozostali wyprowadzili dziennikarza na zewnątrz. — Zdarzył się błąd techniczny. Dostaliście państwo takie same numery aneksów konkursowych. Z nich losowano zwycięzców.

— Czyli oboje wygraliśmy domy? — spytała Roksana.

Zawahał się i odparł ostrożnie:

— Nie całkiem.

— To znaczy? — Zmierzyła go dociekliwym spojrzeniem.

— Na nagrody główne przewidziano po jednej nieruchomości w każdym mieście wojewódzkim — poinformował rzeczowo. — Nie mogą wygrać dwie osoby naraz. Uprzedzam od razu, że pozostałe domy mają już swoich zwycięzców.

Szymon zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na piersi.

— Więc co teraz? Należy mi się ta wygrana, mam dowód.

— Kiedy zawarł pan umowę? — spytała go Roksana, siląc się na bardzo oficjalny ton.

— Dwa tygodnie temu.

— Ja prawie pół roku temu. Wygrana powinna być moja, bo wzięłam pożyczkę wcześniej, a nie w ostatnich sekundach trwania konkursu.

— Zapomnij. — Prychnął.

Ulica Przyjazna 8 (Wydana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz