Rozdział 21 (Zamknij oczy)

171 19 42
                                    

***

Szymon siedział przy biurku w swoim gabinecie i patrzył w otwarty edytor tekstowy w laptopie. Kursor migał wyczekująco na pustej stronie. Myśli Szymona krążyły wokół tego, co zaszło na plaży. Miał przed sobą twarz Roksany, wpatrującą się w niego z uwielbieniem i rozkoszą. Czuł ciepło jej dłoni na swoich plecach. Słyszał, jak cudownie wymawia jego imię, i smakował, jak brzmi jej.

Długo leżeli w nierozerwalnym uścisku, a ona troskliwie pieściła rysy jego twarzy, jakby chciała zapamiętać każdy jej szczegół. On po prostu obejmował ją zachłannie każdą swoją kończyną i nie mógł się nasycić tą bliskością. Czuł, że dojrzał jako mężczyzna i że dopełniła go jako człowieka.

— Zamknij oczy — szepnęła tajemniczo i spróbowała wstać.

— Nie. — Przytrzymał ją. — Nigdy nie przestanę na ciebie patrzeć — wymruczał.

Pocałowała go w usta i rzekła głosem, który dopiero teraz z perspektywy czasu wydał mu się smutny:

— Narysuję ci coś na piasku — wymamrotała. — Zamknij oczy, proszę.

Westchnął z rezygnacją i posłuchał.

— Czy to będzie serce i nasze inicjały? — zapytał żartobliwie.

— Cicho. — Zaśmiała się. — Nic nie mów i nie otwieraj oczu, dopóki ci nie powiem.

Zamruczał zniecierpliwiony, ale leżał spokojnie z zamkniętymi powiekami. Słyszał szmery i szelesty. W pewnym momencie zapadła cisza, a on nadal czekał. Kiedy w końcu otworzył oczy, nie było ani rysunku, ani Roksany i jej ubrań. Zabolało go to, ale pomyślał, że może oboje potrzebują trochę czasu na ochłonięcie. Poszedł więc do niej dopiero później. Jednak chatka była już pusta.

Zamrugał i zamknął edytor, a potem zaczął odpisywać na e-maile. W południe przerwał pracę i przyjechał szybko na Przyjazną 8. Zgodził się odsprzedać Roksanie swoją część domu i wahał się, czy dobrze zrobił. Postawił wypożyczony motocykl za obcym, luksusowym autem, a potem przemierzył podwórko, kierując się do ogrodu za domem. Usłyszał śmiech Roksany i poszczekiwanie suczki.

W końcu zobaczył ich razem. Ją i blondyna z fotografii. Zirytował się na sam jego widok.

— Cześć — burknął oschle, podchodząc do nich.

Roksana zastygła bez ruchu i rzuciła mu przestraszone spojrzenie. Wypuściła spanielkę z objęć i wstała z kolan, poprawiając nerwowo spódnicę. Jakiekolwiek słowa powitania utknęły jej w gardle.

— Dzień dobry. — Janusz wstał z leżaka, żeby podać dłoń Szymonowi. — Janusz Frankenberg. Jestem narzeczonym Roksanki.

— Urbaniak.

— Bardzo dziękujemy za szybkie spotkanie.

— Żaden problem. Nie mogłem się doczekać, aż poznam największego masochistę na Ziemi — odparł Szymon beznamiętnie, torturując Roksanę natrętnym wzrokiem.

Janusz zaśmiał się cicho, ni to z grzeczności, ni z braku pomysłu na odpowiedź. Widząc grobową minę narzeczonej, zatarł ręce i zaproponował wesoło:

— Może przejdziemy do interesów?

— Obejrzałeś dom? — zapytał mimochodem Szymon.

— Jeszcze nie, bo twój pies chciał wyjść. — Janusz odwrócił się do Roksany. — Kochanie, oprowadzisz mnie?

Roksana już chciała ochoczo przytaknąć, lecz zauważyła, że Szymon posłał jej ostrzegawcze spojrzenie i pokręcił znacząco głową.

— Idź pierwszy. — Pocałowała narzeczonego w policzek. — Poharcuję jeszcze chwilę z Dianką na pożegnanie.

Ulica Przyjazna 8 (Wydana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz