***
Wybiła osiemnasta. Szymon wrócił do domu po całym dniu zajęć na uczelni. Po chwili zamknął za sobą drzwi łazienki. Opłukał twarz zimną wodą i spojrzał w lustro. Patrzyły na niego oczy przekrwione od ciągłego wgapiania się w telefon czy komputer. Kilkudniowy zarost świadczył o tym, że ostatnio brakło mu czasu, by o siebie zadbać. Przełożył pielęgnację na następny ranek.
Wytarł twarz i ściągnął z siebie sweter, w którym było mu za ciepło. Poprawił podkoszulek, wygładził włosy i wyszedł do korytarza, gdzie rozejrzał się za Dianą. Chciał ją nakarmić przed wieczornym spacerem, ale zaraz mocno się zdziwił, gdy zobaczył, że z lodówki zniknęła puszka z karmą na wieczór. Zajrzał do salonu i jego oczom ukazał się widok, którego za nic by się nie spodziewał. Roksana siedziała z osowiałą miną na sofie, z podkulonymi nogami i kieliszkiem wina w ręce – co wywnioskował po butelce na stoliku — a jej stopy służyły za poduszkę dla Diany. W tle grał cicho telewizor.
— Widzę, że nie tylko ja miałem ciężki dzień — zagadnął i wszedł do środka.
Roksana drgnęła, wyrwana z zamyślenia. Spojrzała na niego krzywo i zapytała z pretensją:
— Wybrałeś lokatora?
— No coś ty. Nie miałem czasu — jęknął z udawanym żalem.
Podszedł do sofy i przykucnął, żeby wygłaskać suczkę, która przyglądała mu się sennie i leżąc, merdała ogonem. Podrapał ją pieszczotliwie za uszami, przez co niechcący dotknął stopy Roksany, i od razu usłyszał westchnienie niezadowolenia.
Kiedy suczka zamknęła oczy, wstał i przeciągnął się leniwie, a potem zerknął na Roksanę, która twardo wpatrywała się w telewizor. Miała spiętą, smutną twarz, choć wyraźnie próbowała skryć się w skorupie obojętności.
— Chyba odgrzeję sobie krokiety — napomknął. — Chcesz jednego?
— Nie rozmawiam z tobą — odparła sucho, bez patrzenia na niego — chyba że o potencjalnych lokatorach.
Szymon uniósł brew ze zdziwienia. Pomyślał, że Roksana się obraziła, bo nie zaakceptował żadnego z proponowanych przez nią kandydatów na lokatorów. Uznał to za przesadę. Ale potem pogłówkował i zdał sobie sprawę, że nie odzywa się do niego, odkąd skrytykował jej pomidorówkę.
Ogarnęły go wyrzuty sumienia, które szybko przykrył wstyd za taką reakcję. Nie chciał się przejmować humorami Roksany, zwłaszcza że wszczął kłótnię w kuchni po to, żeby pamiętała, by nie zapuścić korzeni w tym domu. Próbował się od niej odciąć dla dobra ich obojga. On potrzebował dystansu, żeby nie łaknąć już poczucia ogromnej swobody, którego przy niej doświadczał, a ona miała szansę zarabiać na wynajmie. Wygrywała, tak jak powiedział Rafał. Więc skąd ta obraza?
Przycupnął na brzegu stolika, przez co zasłonił Roksanie telewizor, i podniósł ledwo napoczętą butelkę wina. Pociągnął z gwintu spory łyk, a potem spojrzał przenikliwie na dziewczynę. Patrzyła na butelkę z obrzydzeniem. Wyraźnie uznała alkohol za skażony. Ale nic nie powiedziała i napiła się z kieliszka.
— Skoro jesteś taka obrażona, to czemu nie siedzisz teraz w swojej sypialni? — uśmiechnął się zaczepnie.
Westchnęła z irytacji, wpatrzona uparcie w kieliszek, ale po chwili urażona duma wzięła górę. Wskazała na śpiącą spanielkę, sugerując, że przyszła tu tylko na moment i utknęła.
— To do ciebie niepodobne, blondi, żeby strzelać focha — droczył się dalej Szymon.
Roksana spojrzała na niego gwałtownie i poruszyła szczęką, jakby chciała przełknąć słowa, które cisnęły jej się na usta. Wzięła głęboki oddech, żeby ochłonąć z emocji, i znowu upiła łyk wina. Szymon uniósł butelkę jak do toastu, wziął łyk i posłał Roksanie wyzywający uśmiech.
CZYTASZ
Ulica Przyjazna 8 (Wydana)
RomanceWielka nagroda, dwoje zwycięzców zamiast jednego i trudny dylemat: podzielić się wygraną, czy pozbyć się rywala? Komedia romantyczna o perypetiach studentki prawa, próbującej pogodzić naukę i pracę z przygotowaniami do ślubu, oraz początkującego dzi...