Rozdział 4 (Zakład, że przegrasz?)

1.3K 105 115
                                    

***

Szymon powoli urządzał się w swojej nowej sypialni. Powiesił koszule w szafach, poukładał spodnie na półkach, a teraz kucał przy komodzie i chował skarpetki do szuflady. Do jego uszu dobiegło skrzypnięcie drzwi. Podniósł wzrok i zobaczył matkę.

— Włożyłam ci mrożonki do zamrażarki — oznajmiła szorstkim tonem, choć miała troskliwą minę. — Wczoraj ją rozmroziłam. Dbaj o nią, dopóki nie kupisz jakiejś mniejszej. Przydaje się na święta.

— Jasne. — Włożył ostatnią parę skarpetek do szuflady i wstał, decydując się na chwilę odpoczynku.

Ten dzień zaczął się dla niego o świcie. Wypożyczył samochód dostawczy i z pomocą wynajętego tragarza przywiózł tu ciężkie sprzęty i meble, podarowane mu przez matkę. Później długo układał swoje rzeczy w kuchni. Przeprowadzka zmęczyła go bardziej, niż się spodziewał. Przez chwilę zatęsknił za wynajmowanymi dawniej mieszkaniami. Mieściło się w nich o wiele mniej rzeczy.

— W schowku obok łazienki znajdziesz miotłę — powiedziała Matylda. — Musisz dokupić szufelkę, bo nie miałam dwóch.

— To nic. Jutro zrobię zakupy — odparł lekko Szymon i podniósł pustą walizkę, żeby przenieść ją pod ścianę.

— Potrzebujesz jeszcze czegoś ode mnie? — zapytała ponaglająco.

— Chyba nie, a co?

— Mam niedługo dyżur. — Ruszyła do korytarza.

— Może zdążymy jeszcze wypić razem herbatę? Jesteś moim gościem, więc możesz słodzić trzy — zażartował, próbując ją zatrzymać.

Matylda zmierzyła go jednak karcącym spojrzeniem, pokręciła stanowczo głową i zeszła na parter. Odprowadził ją do wyjścia, nic już nie mówiąc. Wiedział, że wciąż była zła za jego kłamstwa, i próbował przeczekać, aż jej przejdzie. Szybko założyła płaszcz i pożegnała się oschle.

Resztę dnia Szymon spędził w swojej części salonu, leżąc z laptopem na starym fotelu leniwcu. Czytał odpowiedzi na zamieszczone przez niego w Internecie oferty pracy. Szukał dziennikarzy umiejących pisać artykuły z wyszczególnionych dziedzin lub na oryginalne tematy, których próżno było szukać w innych czasopismach. Proponował dobre wynagrodzenie i posadę w prężnie rozwijającej się gazecie, liczył więc na duży odzew.

Otrzymał sto wiadomości zwrotnych, z czego połowa była zwykłym spamem. W reszcie odpowiedzi większość potencjalnych kandydatów przedstawiała jedynie własne wygórowane warunki pracy. Ostatecznie uwagę Szymona przykuły dwa listy motywacyjne — dwudziestodwulatki studiującej zaocznie historię i trzydziestoletniego blogera, który recenzował w sieci debiutanckie powieści krajowych autorów. Oboje wydawali się pracowici oraz mieli ciekawe referencje. Szymon wysłał do wybrańców wiadomość, że oczekuje ich za kilka dni w redakcji celem odbycia rozmowy kwalifikacyjnej.

Później sprawdził terminarz rozgrywek hokejowych. Pomimo lokalnej tradycji zupełnie nie kręciły go dyscypliny sportów zimowych. Zbliżał się jednak finał w drugiej lidze i szumnie zapowiadano mecze mające się odbyć na miejscowym lodowisku, nagrodzonym za najlepszą krajową inwestycję. Byłoby żal nie napisać o tym artykułu.

Szymon spojrzał na niezagospodarowaną część salonu i ogarnęła go irytacja na myśl, że pojawią się tu rzeczy Roksany. Wprowadził się z postanowieniem, że jeśli ta dziewczyna tu zamieszka, to tak jej obrzydzi życie, że ona pryśnie gdzie raki zimują. Musiał wymyślić, jak to zrobić. Wiedział, że wychodził na emocjonalnego gówniarza, lecz przecież był niewykształconym dwudziestosiedmioletnim studentem bez pracy, z pożyczką na karku oraz wariackimi planami na przyszłość. Było mu wolno.

Ulica Przyjazna 8 (Wydana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz