***
Upłynęła pierwsza noc z nowym domownikiem na ulicy Przyjaznej 8. Dzień zaczął się krótkim, ale ulewnym deszczem. Zza ciemnych chmur wyjrzało wiosenne słońce, gdy Szymon wracał do domu ze spaceru z Roxi. Schronisko ostrzegło go, że spanielka jest niesforna, więc trzymał ją na krótkiej smyczy, ale i tak wyrywała się we wszystkie strony świata. Przechadzki nie ułatwiały mu liczne kałuże, które musiał omijać, ale w końcu dotarł z psiną na swoje osiedle i dostrzegł z oddali, że jakiś mężczyzna zagląda mu przez okna do domu. Przyspieszył więc kroku, żeby go przegonić.
— To chyba jakiś żart — burknął po chwili.
Rozpoznał swojego ojca, choć nie widział go przez dwadzieścia lat. Odwrócił wzrok.
— Synu! — Błażej ruszył za nim do drzwi. — Dlaczego nie odbierasz telefonów ode mnie?
— Spadaj.
— Porozmawiajmy, proszę.
Szymon stanął nabzdyczony i zmrużył oczy.
— Idź do diabła. Nie będę się więcej powtarzał.
Przyciągnął Roxi do nogi i wyciągnął klucz z kieszeni.
— Twoje życzenie wkrótce się spełni, bo umieram — rzucił z żalem Błażej. — Mam raka. Zostało mi kilka tygodni życia i chciałbym spędzić je z tobą. Słyszysz mnie, synu?
Szymon poczuł, że smycz powoli wyślizguje mu się z ręki, ale nagle nie był w stanie wykonać żadnego ruchu. Nawet gdy usłyszał dźwięk przekręcanego w zamku klucza, stał dalej bez słowa, dopóki Roksana nie otworzyła drzwi. Wtedy, wyrwany z odrętwienia, poprawił chwyt na smyczy i odskoczył z suczką na bok.
Roksana skrzywiła się nienawistnie, a potem skinęła głową witającemu ją Błażejowi i pośpiesznie wyszła z podwórka. Popiskującą za nią spanielkę bezdusznie zignorowała.
Niedługo później mężczyźni siedzieli w milczeniu w salonie, patrząc na filiżanki z parującą kawą. W tle grał telewizor, zagłuszany przez piszczenie gumowego królika, którym bawiła się Roxi, głośno powarkując i merdając wesoło ogonem. Atmosfera pozostawała jednak napięta.
— Możesz to w ogóle pić? — odezwał się w końcu Szymon, przestraszony znienacka, że nie powinien częstować chorego kawą.
— Tak. Nic mi już nie zaszkodzi.
Spojrzał na ojca nieprzeniknionym wzrokiem. Próbował zgrywać twardego, obojętnego, ale głęboko w środku czuł się skołowany i zawstydzony, że wielokrotnie życzył mu wszystkiego najgorszego.
— Okej — zaczął surowym tonem. — Porozmawiajmy.
— Tylko tego pragnę, synu — odparł pokornie Błażej.
— Nie licz nie wiadomo na co. — Szymon wykrzywił usta w grymasie niechęci. — Po prostu matka mnie dobrze wychowała i potrafię współczuć chorym ludziom, rozumiesz?
— Oczywiście. — Błażej pokiwał głową.
— W ogóle ją jeszcze pamiętasz?
— Słucham?
— Wiesz, o kogo pytam.
— Ach, jasne — odparł jakby od niechcenia, po czym dopowiedział niby z żalem: — Postąpiłem jak idiota, kiedy porzuciłem taką wspaniałą kobietę. Wyrzucam to sobie każdego dnia.
Szymon prychnął pogardliwie.
— Przykro mi, naprawdę. — Błażej przyłożył rękę do serca. — Los mnie za wszystko ukarał i nie wiem, co mogę więcej zrobić, żeby odpokutować.
CZYTASZ
Ulica Przyjazna 8 (Wydana)
RomanceWielka nagroda, dwoje zwycięzców zamiast jednego i trudny dylemat: podzielić się wygraną, czy pozbyć się rywala? Komedia romantyczna o perypetiach studentki prawa, próbującej pogodzić naukę i pracę z przygotowaniami do ślubu, oraz początkującego dzi...