***
Padał ulewny deszcz. Szymon obszedł biurko, popatrzył przez szybę w oknie i oparł dłoń na sprawnej klamce. Cieszył się, że poprzedniego wieczoru wynajęty fachowiec naprawił wszystkie usterki w lokalu i można już było pracować w cywilizowanych warunkach.
Skrzypnęły drzwi i w progu stanął Mateusz. Szymon przyjaznym gestem zaprosił go do środka i pozwolił mu usiąść. Bloger zajął krzesło przed biurkiem, położył na blacie kartki z artykułem, a potem popukał palcem po wydrukowanym tytule: „Niedoceniony talent z ulicy Młynowej".
W oczach Szymona błysnęło zainteresowanie. Skrzyżował ręce za plecami i skinął głową, dając Mateuszowi znak, żeby kontynuował, a sam usiadł w swoim fotelu.
— Trzydzieści lat temu pewien czternastoletni mieszkaniec zadebiutował powieścią kryminalną Bandaż. Pierwszy nakład, czyli tysiąc egzemplarzy, rozszedł się błyskawicznie. Drugi miał być kilka razy większy, pod warunkiem że wydano by jednocześnie drugą część. Niestety, młody autor zginął w wypadku samochodowym, kiedy jechał podpisać umowę, i wydawnictwo zupełnie odpuściło sobie dalszą promocję książki.
Szymon uniósł brew, zaskoczony decyzją firmy wydawniczej. On wykorzystałby śmierć pisarza do dodatkowej reklamy powieści. Uważał, że największą sławę zyskuje się na ludzkich tragediach. Pochwalił pracę Mateusza i kazał mu iść do ich korektorki.
W tym samym momencie w drzwiach pojawiła się Hanna. Minęła kolegę ze swojego działu i niechcący upuściła trzymane w rękach papiery. Zasypała nimi pół podłogi. Bloger przystanął, gotowy do pomocy, ale Szymon dał mu znak, żeby się nie przejmował, i sam pozbierał z Hanną kartki.
— Przepraszam bardzo, sierota ze mnie. To znaczy, mam rodziców. Oboje jeszcze żyją — dodała płochliwie Hania. — Nie żebym miała coś przeciwko. Kocham ich.
— Opowiedz, co przygotowałaś — odparł dobrotliwie Szymon, składając rozsypane kartki do kupy. — Sporo tego.
— Skserowałam źródła informacji zebranych do artykułu.
— Niepotrzebnie. Przynoś mi tylko swój tekst. Napisałaś o tamtym pałacu, tak?
Hanna potaknęła energicznie głową.
— Tak naprawdę arystokrata wybudował go w prezencie ślubnym dla żony. Budynek był bardzo nowoczesny jak na tamte lata. Charakteryzował się tym, że kondygnację reprezentacyjną miał przesuniętą z piętra do podwyższonego parteru — opowiadała z entuzjazmem, a Szymon zapatrzył się w zegar naścienny i przypomniał sobie o Roksanie.
Momentalnie poczuł, jak opuszcza go dobry humor. Przez jej głupi wybryk spóźnił się do pracy. Ta dziewucha tak się wywyższała, tyle go nawyzywała od buraków i idiotów, a wcale nie była od niego lepsza. Co rusz kopała pod nim dołki, a jemu nie dość, że brakowało czasu na wymyślenie, czym jej odpłacić, to jeszcze sam wpadał w pułapki, które na nią zastawiał.
Po dłuższej chwili drgnął i spojrzał zakłopotany na Hannę. Nawet nie zauważyła, że przestał jej słuchać. Nie przerywała mówienia.
— Pod pałacem wybuchła bitwa pancerna i arystokrata uciekł z rodziną, zanim do budynku wdarli się wrogowie.
Szymon głośno ziewnął z niewyspania i oddał Hannie kartki. Dygnęła z wdzięcznością, przycisnęła je do piersi, a potem zacięła się i zmarszczyła brwi, jakby zapomniała, co mówić dalej. Jego ziewnięcie wyraźnie wytrąciło ja z równowagi.
— W ruinach pałacu odnaleziono ciało żony ówczesnego burmistrza — kontynuowała wreszcie patetycznym tonem, poruszona smutną historią. — Nie wiadomo, skąd ta kobieta się tam wzięła. Istnieją teorie, że miała romans z naszym arystokratą, ale ja przeczytałam w kronikach, że po prostu uciekała przed pojmaniem i dopiero w pałacu znalazła schronienie.
CZYTASZ
Ulica Przyjazna 8 (Wydana)
RomanceWielka nagroda, dwoje zwycięzców zamiast jednego i trudny dylemat: podzielić się wygraną, czy pozbyć się rywala? Komedia romantyczna o perypetiach studentki prawa, próbującej pogodzić naukę i pracę z przygotowaniami do ślubu, oraz początkującego dzi...