39. [Lukanette +18] Po tych wszystkich latach...

833 15 10
                                    

Luka przerzucił torbę z ubraniami na zmianę przez ramię i wyszedł wprost na rzęsisty deszcz. Zmókł po pięciu minutach po same kostki. Woda nalała mu się w buty. Chlupała między odklejającą się wkładką, która miała go potencjalnie chronić w deszczowe dni. Działała równie skutecznie co nieprzemakająca kurtka, z której dało się wydusić wiadro wody.

Chciało mu się śmiać, ale zamiast śmiechu wydobył się z jego ust żałosny jęk. Ten dzień go dobił. Na początku menedżer zmusił go do przyjścia na nocną zmianę, na którą wcześniej się nie zgodził, pod pretekstem choroby drugiego pracownika. Potem rozbił kilka kufli z piwem; zapłacił za wszystko z własnej kieszeni. A na koniec dowiedział się, że w najbliższym tygodniu nie zagra w weekendowych koncertach, choć menedżer obiecywał mu to od miesiąca.

Łzy cisnęły mu się oczu. Gdyby nie deszcz, rozpłakał by się, ale jego twarz dawno zalała woda, nie dał rady wydusić jeszcze łez. Na domiar złego drżał z zimna.

Stanął przy przystanku i sprawdził najbliższy autobus. Ostatni odjechał pięć minut wcześniej, na kolejny miał czekać niecałą godzinę. O tej porze nie było otwartego ani jednego sklepu. Nawet całodobowy zamknięto ze względu na przeprowadzoną inwentaryzację.

— Ja się zabiję.

Opadł na ławkę, prosto w zebraną kałużę. Woda chlusnęła pod jego pośladkami. Złapał się za głowę i jęknął żałośnie kolejny raz tego dnia, przeklinając mocno ostatnie miesiące swojego życia. Kto twierdził, że dorosłość okaże się taka wspaniała? Po wszystkich sukcesach Kotów spodziewał się kolejnych osiągnięć, a nie wymówek w stylu "muszę napisać egzaminy", "to tylko hobby, rodzice chcą, bym studiowała". Na tym skończyły się rozmowy, a tym samym skończyła się wielka kariera, o której Luka marzył.

Zaczęło padać mocniej.

Opuścił bezwładnie ręce. Torba rzeczami wpadła w kolejną kałużę — nie męczył się, żeby ją podnieść. Zatrzymał w tej bezradnej pozycji, poszukując swojego spojrzenia w spływającej wodzie. Odbijało się w niej tylko światło latarni.

— Oj, Luka, Luka, nie udało ci się to życie.

Westchnął z tej całej bezradności, z którą został sam.

Wyciągnął z kałuży torbę z ubraniami i wstał, nie zamierzając czekać godziny na autobus. Na piechotę miał do wynajmowanego mieszkania pół godziny — czy siedzi, czy chodzi, tak samo zmoknie.

— Życie daje ci w kość, nie łam się! Przerwij przeznaczenia krąg. Wyjdź zza granic! Marzeń pochwycić moc i idź, nie łam się! — śpiewał przez całą drogę, zdzierając sobie gardło na pustych ulicach Paryża.

Głos odmówił mu posłuszeństwa. Zachrypł od zimna, wilgoci i zmęczenia oraz poczucia, że nic mu się nie udało w życiu, choć dopiero je rozpoczynał. Gdyby spotkał siebie sprzed kilku lat — młodego, aspirującego nastolatka, którego kariera rozkwitała, a kolejne możliwości pojawiały się zanim dobrze postawił krok w świecie show biznesu — nie spojrzałby na niego. Odwróciłyby się i odszedł, niosąc na sercu ciężar wstydu i zawodu.

A zawiódł wszystkich...

— Luka — usłyszał słaby, kobiecy szept zza siebie.

Odwrócił się powoli. Na widok stojącej za nim postaci zacisnął usta w wąską linijkę. Zamknął oczy, błagając, aby to był tylko zły koszmar. Ten dzień nie mógł być jeszcze gorszy.

— Luka — powtórzyła osoba stojąca naprzeciw.

— Marinette — wypowiedział w końcu imię dziewczyny. — Co tu robisz?

In the rain - opowiadania Miraculous: Adrienette, Lukanette i inne...  [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz