46. [Adrienette] Wigilijny pocałunek

293 22 1
                                    

 „Święty Mikołaju, wiem, że co roku proszę Cię o to samo, ale..." — Adrien urwał. Złapał kartkę papieru, zgniótł ją i wyrzucił do kosza, w którym pięły się pozostałe, nieudane listy do świętego Mikołaja. Wrzucił długopis do szuflady, po czym zatrzasnął ją i rzucił się na łóżko. Głowę przykrył poduszką, próbując uciec od całego świata, od tych głupich, dziecinnych listów, które zmieniłyby tyle, co nic. Każdej zimy zaczynał ich pisanie, zostawiał na parapecie ostatni, najbardziej udany i czekał, aż w jeden, wigilijny wieczór jego życzenia się spełnią.

Po latach... stracił nadzieję. Przelewane na papier pragnienia pokazywały, jakim był nieudacznikiem i głupcem. Powierzał swoje życie bytowi z mitów i legend, sądząc, że taki zwyczajny wieczór stanie się magiczny specjalnie dla niego.

— Młody – usłyszał nad sobą cichy głos Plagga.

Otarł łzy i podniósł się znad poduszki. Zielone oczy kwami patrzyły na niego z politowaniem, trzymając rozwinięty list, zakończony jednym, bolesnym słowem: „proszę".

— Wyrzuć to – rozkazał przyjacielowi.

— A dlaczego? No wiesz... — poklepał Adriana po ramieniu —... mam tysiące lat i wiem, że czasami potrzeba cierpliwości i wytrwałości.

— Straciłem oba.

— Wiem, młody. Ech, i co ja ci poradzę? Nie zmienisz ludzi, uwierz mi, jeśli tego dokonasz, staniesz się mistrzem, nawet zacznę się tak do ciebie zwracać – zażartował. W innych okolicznościach Adrien przynajmniej udałby śmiech. Dzisiaj nie miał sił choćby na uśmiech. — Swojego ojca nie zmienisz. Szczególnie jego. Nie zmusisz go do wspólnej, wigilijnej kolacji, nawet jeśli byś go porwał.

— Bądź cicho.

— Nie będę. Potrzebujesz mnie. Poza tym... — złapał Adriena za podbródek i uniósł jego twarz –... w tym roku znowu spędzamy święta razem. Nie jesteś sam!

Nie był sam...

Ta myśl na pewno pocieszała Adriena, ale mu nie wystarczała. Słysząc o świątecznych planach Nino, wstrzymywał łzy, Marinette nie przesadzała, opowiadając o cudownych wypiekach, jakie szykowała jej rodzina, nawet Chloe spędzała święta ze swoimi rodzicami. Tylko nie on...

Był od nich gorszy? Zasłużył na takie traktowanie? W poprzednim życiu popełnił zbrodnię, za którą teraz ponosił karę? Nie rozumiał, dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe. Powinien się już przyzwyczaić do braku posiadania rodziny, do samotnie spędzonych posiłków, do braku miłości i akceptacji, a jednak... nadal walczył, nie poddawał się i po tylu latach zawierzał swoje uczucia postaci z bajek dla dzieci.

— Przepraszam, Plagg, ale... jestem sam.

Wyszedł z pokoju, pozostawiając przyjaciela za drzwiami. Plagg nie podążył za nim, za co Adrien był mu wdzięczny. Potrzebował kilku minut dla siebie, najlepiej z dala od tego domu, gdzieś na placu zabaw, wśród płatków śniegu i radosnych śmiechów, dobiegających z obcych domów. Jednak niezależnie od jego pragnień, ojciec nakazał mu pozostać w domu i przećwiczyć kolejny utwór przed egzaminem w szkole muzycznej.

— Natalie, przygotowałaś dla mnie plan spotkania na dzisiejszy wieczór? — usłyszał głos ojca dobiegający z parteru.

Podszedł do schodów i oparł się o poręcz, spoglądając w dół. Ojciec ubrał czarny płaszcz, nałożył na głowę zgniłozielony kapelusz z ciemną wstążką. Adrienowi nie podobało się połączenie kolorów. Z kolei Natalie wybrała na imprezę granatowy kombinezon, odsłaniający jej ramiona. Do tego wzięła czarną marynarkę.

— Wszystkie spotkania zostały z góry ustalone, po przyjęciu jest zaplanowany drobny pokaz świątecznych ozdób z możliwością wsparcia paryskiego sierocińca – wyjaśniła kobieta.

In the rain - opowiadania Miraculous: Adrienette, Lukanette i inne...  [z]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz